I takim sposobem 25 maja znalazłam się w Warszawie. W zasadzie nie pojechałam na targi w jakimś konkretnym celu – raczej dla własnej rozrywki i aby zobaczyć, o co chodzi w całym tym przedsięwzięciu. Nie były to moje pierwsze targi książki jako takie – bo pierwsze były pierwsze Gdańskie Targi Książki w 2018 roku, które wtedy odbyły się w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej.
Obejście – nawet bez szczególnego przyglądania się asortymentom wydawnictw – namiotów na zewnątrz Pałacu Kultury zajęło mi dobre dwie godziny. A szczerze się tego nie spodziewałam i na pierwszy rzut oka nie wyglądało, aby tych namiotów i stoisk było tak dużo, aby zajęło to aż tyle czasu. A potem okazało się, że są jeszcze stanowiska wydawnictw i ogólnie rzecz ujmując instytucji związanych z książkami w środku pałacu. Także ogólny rekonesans zajął mi dwie godziny. Później wpadałam na panel/dyskusję „Z Instagramu do bestsellera: Czy każdy influencer może wydać książkę i jak to zrobić?” do Kinoteki i niesamowicie cieszyłam się perspektywą siedzenia, bo już byłam naprawdę uchodzona. Później zebrałam się na jedzonko i wróciłam jeszcze pokręcić po stoiskach w pałacu.
W tłumie dało słyszeć się głosy, że targi Vivelo na stadionie jednak były dla odwiedzających przyjemniejsze – i doskonale to rozumiałam, bo sama na teren pod pałacem już w zasadzie nie wróciłam. Zaszłam tylko do jednego wydawnictwa kupić już dużo wcześniej wypatrzoną książkę (Korea. Nowa historia południa i północy, Copernicus Center Press – i gdy teraz patrzę, zastanawiam się, czy nie będę tego żałować, bo książka ma fatalne opinie na Lubimy Czytać), aby tak zupełnie nie wrócić z targów książki do domu bez książki, ale poza tym spędziłam czas w Pałacu Kultury. Zaszłam do punktu Centrum Kultury Koreańskiej, gdzie były wystawionych kilkanaście koreańskich książek wydanych w Polsce i przygotowana wystawa o koreańskim alfabecie i najstarszych ruchomych czcionkach. Byłam na spotkaniu autorskim z Borą Chung – bardzo ciekawe, autorka wydaje się sympatyczną, szczerą i wiedzącą o czym mówi osobą, a na dodatek mówi po polsku – no fenomenalna autorka dla polskich czytelników. (Zastanawiam się jedynie, jak ostatecznie skończyła się sytuacja z podpisywaniem książek - zapowiadano, że autorka będzie podpisywała tylko te wydane w Kwiatach Orientu, a tak na oko ¾ kolejki ustawiło się do niej po autograf na Przeklętym króliku wydanym przez Tajfuny).
Nie jestem szczególną gadżeciarą, ale tak naprawdę najwięcej zakupów zrobiłam na stanowisku Azjatyckich języków, bo oferowali przepiękne zakładki do książek, a przy okazji kupiłam też kubek dla Mamy. Oraz torbę do noszenia tego wszystkiego – nie chciałam brać plecaka do Warszawy, ale teraz mam nauczkę, bo skończyłam targając dwie torby, a z plecakiem byłoby mi dużo wygodniej.
A propos tłumów – zastanawiam się, ile osób, które kojarzę z internetu, gdzieś w tym tłumie minęłam, a nie kapnęłam się, że to one. Za to z innej strony – wiem na ile znanych osób prawie w tym tłumie wpadłam i przez kogo się potknęłam. W każdym razie prawie wszędzie było naprawdę bardzo ciasno, a jeśli wydawnictwa nie oferowały możliwości częściowego wejścia do swojego punktu po prostu robiły się tłumy, szczególnie jeśli w namiocie odbywała się sesja autografów (niektóre kolejki albo blokowały dostęp do innych wydawnictw albo środek alejki). Chociaż nie wszędzie - w miejscu, gdzie ulokowane były stanowiska wydawnictw komiksowych/graficznych, to znaczy tam, gdzie odbywał się Festiwal Komiksowa Warszawa, dało się przejść. Całkiem luźno było w części Pałacu Kultury, gdzie umieszczono wydawnictwa naukowe, głównie uniwersytetów.
Udało mi się też spędzić trochę czasu z eMpoleca, która specjalnie dla mnie zawracała. Ale ogromnie się cieszyłam, że udało nam się poplotkować o k-popie i książkach.
Także ogólnie z wycieczki wróciłam zadowolona, ale bardzo, bardzo zmęczona - pewnie będę czuła te kilkanaście godzin spędzonych na nogach jeszcze do połowy tygodnia. I zastanawiam się, czy z tego zmęczenia czegoś nie pominęłam.
W przyszłym roku gościem honorowym będzie Korea Południowa, więc jakiekolwiek moje wątpliwości, czy będę chciała się pojawić w Warszawie za rok, właśnie się rozwiały, a za to trzeba śledzić, czy wydawnictwa będą z tej okazji kombinowały coś specjalnego i w Polsce zacznie ukazywać się jeszcze więcej książek z i o Korei.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka i szczególnie mój Instagram bookart_klaudia, bo tam dosłownie jedyne kilka zdjęć z całej soboty oraz na redaktorskie_drobnostki!
Ja nie mogłam uczestniczyć w targach, więc dziękuję za bardzo ciekawą relację.
OdpowiedzUsuńJa też nie byłam, ale cieszę się że Ty się wybrałaś i że Ci się podobało 🥰
OdpowiedzUsuń