Hello!
Ostrzegam od razu - opisuję fabułę!
Słyszałam wiele - i to wiele dobrego o tym filmie animowanym, gdy wychodził - i gdy zobaczyłam, że jest na Netflixie i miałam chwilę czasu, postanowiłam go zobaczyć. I nie chcę napisać, że zmarnowałam czas, bo Suzume nie jest tragicznie złe i rozczarowujące, jest natomiast do bólu proste i pozbawione jakiejkolwiek głębi. Fabuła jest pretekstowa i niedorzeczna. I ta niedorzeczność nie ma nawet wiele wspólnego z tym, że jeden z głównych bohaterów jest przez 99% animacji krzesłem - widziałam dziwniejsze rzeczy.
Suzume i jako film, i jako bohaterka wywołuje we mnie dziwne emocje. To znaczy dziewczyna ma swoją historię - i jest ona ważna w kontekście tego, dlaczego akurat fabularnie padło na nią, ale to też sprawia, że widz czuje, że jej motywacja jest bardzo zewnętrzna - ale jednocześnie niemalże nie ma charakteru jako takiego (bo brak instynktu samozachowawczego nie jest charakterem) i wyraźnie stanowi skorupę, do której ma się włożyć widz, oglądając tą animację. Tyle, że to utożsamienie zupełnie nie działa. Przynajmniej w moim przypadku. To znaczy, jako widzka rozumiem swoje odczucia wobec bohatera-krzesła i byłam - ku mojemu naprawdę dużemu zaskoczeniu, bo oglądając nie sądziłam, że gdzieś kłębią się we mnie silne emocje, a okazało się, że jednak - bardzo przejęta jego losem. Jednocześnie zupełnie nie rozumiałam, dlaczego Suzume tak bardzo to przeżywała. Być może to z powodu tego silnego poczucia, że nie jest ona bohaterką z krwi i kości tylko narzędziem do przedstawienia fabuły. Nawet gdy to piszę, jestem bardzo skonfundowana moimi odczuciami wobec tej postaci.
Wrócę może na chwilę do fabuły: bohaterowie odhaczają pewne punkty o rosnącej roli i wadze, po drodze spotykając inne - mniej lub bardziej pomocne - postaci, aby dojść do wielkiego punktu kulminacyjnego, dzieje się coś, co zmienia ich życia, a potem bohatersko należy odkryć, jak odwrócić bieg wydarzeń. Jest to wręcz boleśnie książkowe, jak z najprostszych poradników (bo nawet nie podręczników) pisania scenariuszy. Jak pisałam, przejęłam się losem bohatera - bardzo - ale jednocześnie nie na tyle, aby nie przerwać oglądania, gdy Suzume wyruszała go ratować. Za dużo jest w tym filmie wygodnych zbiegów okoliczności, osób oraz rzeczy, które pojawiają się znikąd, dokładnie gdy mogą przydać się głównej bohaterce.
Podsumowując - są lepsze filmy animowane i nie trzeba poświęcać swojego czasu na Suzume.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
Ostatnio złapałam mini fazę na anime, ale widzę, że ten film mogę sobie darować. No i jednak z lekka zszokowało mnie to, że bohater jest krzesłem (przez większą część filmu), czyli chyba jeszcze niewiele widziałam :)))
OdpowiedzUsuńNie dla mnie, nie przepadam za tym gatunkiem, a po przeczytaniu recenzji tym bardziej się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńTo zupełnie nie mój klimat.
OdpowiedzUsuńChyba nawet nie słyszałam o tym filmie. Jakoś bardzo mnie nie kusi, ale może w wolnej chwili go obejrzę. ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam tytuł na stremingu i miałam obejrzeć ale chyba teraz sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńChoć lubię tego typu filmy animowane to myślę że ten tytuł nie jest do końca w moim guście. Gdybym miała okazję pewnie bym go obejrzała ale tak raczej nie będę tracić na niego czasu.
OdpowiedzUsuńSłyszałam już co nieco o tym filmie. Może kiedyś...
OdpowiedzUsuńW takim razie nie planuję jej oglądać :D
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńDzięki za ostrzeżenie!
OdpowiedzUsuńW takim razie będę omijać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oglądałam w kinie i bardzo mi się podobało, choć kilka rzeczy bym zmieniła. Bez specjalnego szału, choć końcówka mnie wzruszyła. Najbardziej lubię Demon Slayer i Hunter x Hunter.
OdpowiedzUsuń