niedziela, 8 września 2024

Na co mamy bezpośredni wpływ - Kontratak

 Hello!

Chociaż jeszcze nie jestem trzydziestoletnia i na pewno nie jestem gniewna, to książka Sohn Won-pyung Kontratak. Gniewni trzydziestoletni przyciągnęła moją uwagę. Wpływ na moje zainteresowanie tą książką miał także fakt, że to dzieło autorki Almond - która jakiś czas temu wywołała niemałe zamieszanie wśród osób zainteresowanych książkami.

Tytuł: Kontratak
Autorka: Sohn Won-pyung
Tłumaczenie: Edyta Matejko-Paszkowska
Wydawnictwo: Mova

Główną bohaterką jest młoda Koreanka Ji-hye, która urodziła się w 1988 roku. Ma pospolite imię, prozaiczne życie i nudną pracę jako stażystka w seulskiej korporacji. Ma też całkowitą świadomość, że niczym się nie wyróżnia w tłumie podobnych do niej ludzi. Tak jak inne Ji-hyes, urodzone w tym samym czasie, należy do „pokolenia 880 000 wonów”, które nawet po ukończeniu studiów musi pracować na czarno, żyjąc w lęku przed niepewną przyszłością.
Samotna, niesprawiedliwie traktowana i wykorzystywana. Ledwie wiąże koniec z końcem, a jej szefowa Yu to gwarancja niemożliwości otrzymania awansu. Ji-hye czuje się bezradna w rzeczywistości, w której dorosłością powinno być posiadanie pieniędzy i wyzbycie się marzeń, przy czym ona jest przede wszystkim pozbawiona złudzeń.

Z marazmu wyrywa ją pojawienie się w firmie nowego stażysty Gyu-oka, z którym zawiązuje firmową działalność konspiracyjną. Wspólnie dokonują drobnych, banalnych aktów oporu. Mają plan, jak anonimowo i prawie bezboleśnie podokuczać tym, którym zazwyczaj wszystko uchodzi na sucho.  (opis wydawnictwa)

Zacznę od tego, że opis książki trochę sugeruje, że jest to o wiele bardziej monumentalna opowieść, niż Kontratak jest w rzeczywistości. Nawet sam tytuł sugeruje coś bardziej... epickiego z braku lepszego słowa. Z jednej strony mamy w opisie wielki plan, z drugiej - drobne akty oporu, z jednej strony mamy Ji-hye, z drugiej - fakt, że należy do pewnego zdefiniowanego pokolenia. I tak mniej więcej czyta się tę książkę - odbijając się od pewnych oczekiwań i sugestii tego, co będzie w sobie zawierała, aby przekonać się, że to wszystko są o wiele mniej istotne sprawy.

Początkowo wydawało mi się, że Kontratak bardzo przypadnie mi do gustu. Znajdowałam w nim wiele punktów odniesienia, pewnych sytuacji, które może nie tak jak przedstawione w książce, ale spotykałam w życiu. Główna bohaterka pracuje w akademii organizującej różne zajęcia, w tym wykłady o szeroko pojętej humanistyce i także wiele odniesień – a niekiedy i ogólnego podejścia – do tego tematu pojawiających się w Kontrataku nie było mi obce. Z czasem jednak zauważyłam, że na dobrą sprawę nic oprócz tego, co akurat myśli główna bohaterka, nie ma w tej fabule większego znaczenia. I co ciekawe, to nawet nie do końca jest zarzut wobec samej treści książki, bo kończy się ona w zasadzie rodzajem pochwały tego, że każdy z nas jest najbardziej wyjątkowym okruchem pyłu w kosmosie. Natomiast widać wyraźnie, że był tam potencjał na nieco szerze przemyślenia i komentarze.

Nie powiedziałabym, że zakończenie książki mnie rozczarowało ani nawet szczególnie zaskoczyło. Na pewno pasowało do pewnego kumulującego się w trakcie czytania poczucia przypadkowości całej tej książki. Co może wydawać się przewrotne, biorąc pod uwagę tytuł i pewne założenia, które można mieć wobec tej książki. Przy czym - to ważne - nie mylmy założeń wobec tej książki (stworzonych na podstawie tytułu i opisu) i oczekiwań (w skrócie - nie miałam żadnych).

Nie mogę pozbyć się uczucia, że tytuł – a już szczególnie podtytuł – książki silnie sugeruje opowieść o pokoleniu i pod tym względem nie wiem, czy książka mnie przekonała. To znaczy przez sposób, w jaki Ji-hye jest przedstawiana – w Kontrakatu mamy narrację pierwszoosobową - sprawia, że nie widzę jej jako takiego everymana. Przy czym chodzi mi tu głównie właśnie o takie aspekty pokazania przez autorkę szerszej perspektywy jej pokolenia i sposobu narracji, niż to, czy Koreanka w wieku bohaterki książki mogłaby się z nią utożsamić. Wydawałoby się, że najogólniej owszem, ale nie mnie to oceniać. Ale właśnie o to chodzi, dla koreańskich odbiorców tej książki pewne konteksty, sposób mówienia i myślenia Ji-hye może być bardziej oczywisty, niż dla osoby, dla której zrozumienie jak pewne zachowania (na przykład nie wiem, jak wiele osób wie, jak duży problem ma Korea Południowa z przemocą rówieśniczą w różnych formach w szkołach) są powszechne w Korei nie jest oczywiste. Przy czym to nie tak, że ktoś spoza Korei nie odnajdzie w sytuacji Ji-hye jakiś odbić doświadczeń ze swojego życia, bo jestem pewna, że dostrzeże i pod pewnymi względami to bardzo uniwersalna opowieść.

Jednak w moim odbiorze w tej książce jest jakiś dysonans pomiędzy pokoleniem trzydziestolatków a jedną trzedziestoletnią Ji-hye.

Pod koniec książki przytoczona jest wypowiedź autorki, która podkreśla, że w sumie nie wie, co chce powiedzieć pokoleniu trzydziestolatków, ale to ważne, aby mieć jakiś rodzaj swojej własnej wewnętrznej woli działania. Także taka bardzo indywidualistyczna interpretacja tej książki także wydaje się zupełnie uprawniona.

Jest w Kontrakatu kilka punktów - i to zarówno wydarzeń, jak i (nie)konsekwencji w zachowaniu/charakterystyce głównej bohaterki – w których zastanawiałam się, czy autorka tak bardzo stara się naśladować to, że w życiu są pewne sprawy, na które mamy bezpośredni wpływ, ale są także takie, gdzie nie mamy go zupełnie, czy chciała pokazać tak wiele sytuacji – czy też tak bardzo konkretne sytuacje - że momentami cierpi na tym pewne poczucie sensu i ciągu przyczynowo-skutkowego. Widziałam gdzieś w recenzjach głosy, że to chaotyczna książka i trudno się z nimi nie zgodzić, a na dodatek są w niej po prostu pewne niewytłumaczalne dziury.  

To nie jest do końca tak, że ta książka mi się nie podobała, bo czyta się ją naprawdę szybko i w zasadzie przyszłe potencjalne przygody i decyzje bohaterki sprawiają, że można się poczuć zaintrygowanym, ale brakuje w tej opowieści czegoś bardzo trudnego do uchwycenia, co by sprawiło, że zostałaby ze mną na dłużej. Chyba po części tego, że ani sama fabuła nie jest szczególnie emocjonująca, ani emocje bohaterki wcale nie wylewają się z kart książki. I nie pomaga narracja pierwszoosobowa, bo nawet gdy Ji-hye wyraża swoje emocje i przemyślenia nie zawsze ma się ochotę z nią zgadzać (ale też nie ma się ochoty z nią kłócić). W zasadzie rzeczą, która w czasie lektury wywołała we mnie najwięcej emocji - i to niestety negatywnych - była kwestia imion i nazwisk...

Ale zacznę od końca. Gdyż na końcu książki jest rozdział od tłumaczki, w którym oprócz rysu historycznego czasów, w których dorastała główna bohaterka książki, znajduje się przypis informujący, że nazwiska i imiona zapisano w transkrypcji z roku 2000 (świetnie), chyba że zwyczajowo przyjęto inaczej. I zastanawiam się, dlaczego ta informacja jest na końcu książki, a w całej wcześniejszej treści samej powieści nie ma ani informacji na ten temat. Bo tym, co naprawdę mnie zdziwiło, trochę zezłościło, było to, że Kim Yuna - łyżwiarka figurowa - została zapisana jako Kim Yeon-a. Rozumiem konsekwencję w stosowaniu romanizacji zmienionej, ale z drugiej strony tekst powinien być czytelny i zrozumiały dla czytelników. A później jest także wspomnienie o G-Dragonie i jego nazwisko jest zapisane jako Kweon. Kim Yuna jako Kim Yuna występuje na Instagramie, wydaje mi się - o ile udało mi się znaleźć - że we wszystkich międzynarodowych sprawach związanych z łyżwiarstwem była nazywana Yuną. A G-Dragon wydał płytę zatytułowaną swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem i też na pewno zapisywał swoje nazwisko w transkrypcji jako Kwon. Oprócz Seulu w samej książce pojawia się z nazw miast tylko Inczon, które oczywiście nie jest zapisane w taki sposób, a jako Incheon.

Podsumowując, ani nie polecam, ani nie odradzam czytania. Kontratak nie jest jednak szczególnie wyróżniającą się lekturą i myślę, że są książki podejmujące podobne tematy napisane ciekawiej i bardziej zapadające w pamięć.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M

4 komentarze:

  1. Dużo książek czeka u mnie w kolejce na przeczytani, dlatego dokonuję dosyć ostrej selekcji tego, po co sięgam, a nie czuję, że chciałabym przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już dawno nie jestem trzydziestolatką 😉a Twoja szczera opinia daje mi świadomość że to książka nie dla mnie. Ale bardzo dziękuję za tak obszerną relację z książki. Serdecznie pozdrawiam 🙂

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam Kontratak, ale niewiele z książki pamiętam. Co innego Almond, której fabuła zapadła mi w pamieć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm ... sama w tym roku dołączę do grona trzydziestolatków, więc na pierwszy rzut oka mogłabym stwierdzić, że Kontratak mógłby mnie zainteresować. Po Twojej przeczytaniu Twojej opinii wiem jednak, że chyba lepiej byłoby sięgnąć po inny tytuł.

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3