sobota, 28 września 2024

Samosabotaż - Plecy, które chcę kopnąć

 Hello!

Ostatni raz w booktourze brałam udział na pierwszym lub drugim roku studiów, więc jakieś 8 lat temu, więc gdy pojawiała się okazja u Oliwi (catgirl_with_books na Instagramie, na blogu możecie przeczytać z nią wywiad: Wszystko, o co chciałam zapytać bookstagramerkę), szkoda było z niej nie skorzystać. Tym bardziej, że książki Plecy, które chcę kopnąć byłam bardzo ciekawa. 

Tytuł: Plecy, które chcę kopnąć
Autorka: Risa Wataya
Tłumaczenie: Joanna Weldu
Wydawnictwo: Kirin

Książkę czytało mi się naprawdę fantastycznie - byłam pod wrażeniem języka i tego, jak płynnie i szybko posuwałam się w lekturze - do czasu, aż w pewnym momencie mojej uwagi nie zwróciły przeniesienia. Sześć przeniesień jedno pod drugim to zgodnie ze sztuką o trzy za dużo. Ale może ktoś nie zauważył, może nastąpiło jakieś przesunięcie, miały być 3, przerwa i kolejne 3. Tyle że na następnej stronie jest ich dziewięć (9!). I jako redaktorkę i korektorkę bardzo wybiło mnie to z rytmu czytania i na pewnym poziomie poirytowało, bo wiedziałam, że od teraz podświadomie będę zwracała na to wielką uwagę i odbierze mi to wiele łatwości z poznawania tekstu. A jak pisałam - zasadniczo czyta się tę książkę bardzo, bardzo dobrze. Przynajmniej na początku...

Nie wiem, w którym momencie lektury dotarło do mnie, że ta książka zmierza donikąd. Mamy pewien punkt kulminacyjny, natomiast dla żadnego z bohaterów nic z niego nie wynika. Przynajmniej nie w perspektywie czasowej, którą śledzimy w książce. Jest takie założenie, że bohaterowie w trakcie fabuły powinni przejść pewną drogę - więc nasi nie przechodzą, po prostu kumuluje się to, na ile się poznają i ile czasu ze sobą spędzają, natomiast w zasadzie nic z tego nie wynika. 

Plecy, które chcę kopnąć są krótką książką i - trochę nie wierzę, że to piszę - ale cały ten koncept lepiej sprawdziłby się w formie jeszcze krótszej - opowiadania czy noweli, które wymagałyby od autorki nieco większej dyscypliny pisarskiej.

Podobno ważnym i głównym tematem tej książki jest samotność i osamotnienie. I nie podważam, że są to niesamowicie ważne kwestie, natomiast nie jestem przekonana, czy sposób ich przedstawienia w Plecach..., aby na pewno działa na korzyść zwiększania świadomości problemu samotności w tłumie itp., gdyż główna bohaterka aktywnie uprawa samosabotaż, a bohaterowi jego sytuacja wydaje się odpowiadać w tym momencie, choć obiektywnie potencjalnie ma większą szansę w przerodzenie się w prawdziwy problem w przyszłości. Inklinacje zachowania Ninagawy są bardziej niepokojące na dłużą metę, ale nie możemy się tego dowiedzieć, a w kształcie, który widzimy w tekście są obsesyjne, a bohater jest bez wątpienia dziwny dla kolegów i koleżanek z klasy, ale jednocześnie z tego, co dowiaduje się czytelnik, przyjmuje on swój los z pobłażliwą obojętnością i rodzajem przyzwyczajenia.

Wracając jeszcze do początkowego całkiem pozytywnego wrażenia - niestety z czasem się zatarło. I to nie dlatego, że nie mogłam się skupić na czytaniu ze względu na przeniesienia (czy irytujące mimo iż oraz podczas gdy). Książka Plecy, które chce kopnąć ma narrację pierwszoosobową, ale to nie pomaga w zrozumieniu głównej bohaterki. Po lekturze dochodzę do wniosku, że składa się ona niejako z trzech niekoniecznie ze sobą powiązanych postaci: 
1) cynicznej nastolatki - tak naprawdę nie wiem, czy jej "cynizm" (bo nawet nie wiem, czy można go tak nazwać) jest jakoś uzasadniony, czy Hatsu po prostu lubi przypisywać ludziom intencje, których oni wcale najprawdopodobniej nie mają, a potem obrażać się na nich za to, co sobie wymyśliła. 

Przy czym myślę, że warto dodać, to jest piąta (albo i nawet siódma) książka japońskiej autorki (wszystkie książki, które w tym momencie przychodzą mi na myśl, napisały kobiety), gdzie występuje to podejście bohaterki lub bohatera, którzy przedstawiają swoje założenia na temat innych postaci w książce i albo nie dowiadujemy się, jak te założenia mają się do rzeczywistości, albo okazują się zwyczajnie błędne. I naprawdę nie wiem, czy to jest czysty przypadek, że zauważam to w japońskich książkach, które czytam, bo po prostu akurat wpadłam na taki typ narracji i bohaterów, czy rzeczywiście jest to jakiś trop pisania w japońskiej literaturze.

2) Hatsu w odniesieniu do Ninagawy - w 98 procentach ich interakcji nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego bohaterka zachowała się tak a nie inaczej. Chociaż całą historię poznajemy z jej perspektywy, wydaje się, że nie ma w narracji ciągu przyczynowo-skutkowego, a jedynie nieco dziwna impulsywność głównej bohaterki. I tu mam niestety wrażenie, że sposób pokazania tej historii znów nie działa na jej korzyść - bo to bardziej sceny, obrazki, urywki niż spójna fabuła, a na dodatek widzimy bohaterów niemalże tylko w szkolnym kontekście.

3) Narrator trzecioosobowy - a dokładnie bohaterka ma takie krótkie momenty autorefleksji bądź samoświadomości, jednak nie wydają się one wypływać z przemyśleń postaci, której historię śledzimy na kartach opowieści, a z tego, że autorka żałowała, że nie wprowadziła jednak narratora trzecioosobowego, który te - nazwijmy je szumnie - filozoficzne wstawki mógłby wyrazić. 

Wiem, że wśród czytelników pojawia się pytanie: czy Hatsu chciała dokuczać Ninagawie, widziała go jako osobę jeszcze niżej niż ona w hierarchii klasy i zazdrościła mu tego, że najwyraźniej to naprawdę on - a nie ona - nie przejmował się tym, co ludzie powiedzą, czy bohaterka wpadła w jakiś dziwny stan zadurzenia, z jej strony przypominający końskie zaloty. Mi w czasie czytania przyszła do głowy zapewne duża nadinterpretacja, ale Hatsu przypominała mi kogoś, kto najpierw nie chciał pracować w laboratorium, w którym przeprowadza się eksperymenty na zwierzętach, a potem odkrył, że znajduje je fascynującymi. Przy czym niestety nasza główna bohaterka sama w sobie nie wydaje się mieć tyle samoświadomości - znów, jeśli widzimy jakiejś jej przejawy, to są to wyraźne narracyjne spojrzenia z boku - aby zdawać sobie sprawę, że jest postacią skonfliktowaną. Przyjmuje swoje odczucia bez zastanawiania się nad nimi i bywa dość impulsywna. Hatsu wydaje się bohaterką niepełną, posklejaną. Na podstawie scen, które składają się na tę książkę, można stworzyć listę cech jej charakteru, ale nie stworzyć charakterystykę postaci. To jest w zasadzie bardzo dużo słów, aby napisać, że w pewnym momencie musiałam przerwać czytanie, bo stała się ona tak irytująca, że nie dałam rady przebrnąć przez kolejną porcję "moje koleżanki z sekcji sportowej są takie okropne i zachowanie trenera też jest w sumie wstrętne". Być może jej stwierdzenie/odkrycie, że chce kopnąć plecy kolegi jest w jakiś sposób wyjątkowo radykalne - jak by nie było, to przyznanie się do chęci skrzywdzenia kogoś - ale jeśli tak jest, to zupełnie to w treści nie wybrzmiewa.

Mam wrażenie, że najprawdziwszym i najlepiej podsumowującym tę książkę zdaniem jest odpowiedź koleżanki z sekcji sportowej: "Twoje oczy zawsze błyszczą przenikliwie, ale tak naprawę niczego nie widzisz. Powiem ci jedno: lubimy trenera. Na pewno bardziej niż ciebie" (s. 72). Oczywiście bohaterka jest niezdolna do autorefleksji, więc zakłada, że koleżanka czuje się przez nią zagrożona. I to naprawdę nie jest tak, że nie widzę, że w tekście są indykacje, że bohaterka wprost cierpi z powodu swojej samotności, ale na każde takie małe wspomnienie, dostajemy liczne sceny, gdy Hatsu sama kopie pod sobą dołki...  

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M

2 komentarze:

  1. Szkoda, że książka nie spełniła oczekiwań, bo sam pomysł wydawał się ciekawy. Czytając recenzję, mam wrażenie, że książka mogłaby być bardziej szkicem do pełnej opowieści. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że potencjał książki nie został do końca wykorzystany.

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3