Hello!
Zimy z Hannibalem ciąg dalszy.
Książki o Hannibalu z
każdą kolejną robią się coraz lepsze. I lepiej się je czyta, są
ciekawsze, a ta ma powalająca zakończenie, choć nie zaczyna się
zbyt optymistycznie.
Przykro się robiło,
gdy czytało się o zamknięciu Akademii, a było mi nawet szkoda
szpitala psychiatrycznego. Chilton gdzieś się zapodział po
niemiłym wypadku z końca „Milczenia owiec”. Kłopoty sekcji
behawioralnej to też niezbyt dobra wiadomość.
Harris ma niesamowitą
zdolność do kreowania psychopatów. A najlepszym tego przykładem
nie jest wcale Hannibal, tylko drugoplanowi zbrodniarze. Którzy, na
przykład, porównują planowanie zbrodni do komponowania utworu
muzycznego. Jak od poprzednich książek, od tej również bije
niesamowita elegancja. Ale najczęściej w połączeniu właśnie z
okrucieństwem, jak na przykładzie powyżej. A jeśli do tego dodać
scenerię Florencji to ja to kupuję. (Chociaż się tego po sobie
nie spodziewałam.)
Czasami czytając
miałam wrażenie, że prawie wszyscy bohaterowie, biorą udział w
konkursie „Kto jest większym psycholem?”. W”Hannibalu” chyba
nie ma ani jednej w pełni zdrowej na umyśle postaci. Na pierwszy
plan wysuwa się rodzeństwo W. Nie należało do przyjemności
czytanie fragmentów, w których występowali. Choć Margot do
pewnego momentu była nawet znośna w przeciwieństwie do jej brata,
który nie tylko wyglądał strasznie, ale i miał straszny umysł.
„Przeznaczamy na
decyzję jakiś moment w czasie, żeby uczynić wydarzenie, będące
ukoronowaniem racjonalnego i świadomego procesu myślenia. Ale
decyzje powstają ze zwichrowanych uczuć. Często są składnikami
nie sumą”
W „Hannibalu” nawet
Clarice nie jest już taka irytująca. Zaryzykuję stwierdzenie, że
dorosła. Dalej miałam wrażenie, że dotknięta jest znieczulicą i
ona sama nie bardzo chciała to wrażenie zmienić, ale jednocześnie
decyzje, które podejmowała były racjonalne i niepozbawione sensu, a
takich prawnie nie podejmowała w „Milczeniu owiec”. Choć i ten
rozsądny obraz zaburza kilka ostatnich rozdziałów. Bo to co potem
robiła i na co się zdecydowała, wykracza poza moją zdolność
pojmowania rzeczy. A jeszcze gorsze, że naszej głównej bohaterki
chyba również.
Patrząc na tę i dwie
pozostałe książki widać w jak wyraźną całość się układają.
I przy takim spojrzeniu to „Hannibal” wypada najlepiej. Jeśli
potraktować książkę jako finał całej tej historii to lepszego
chyba nie mogliśmy dostać. Chociaż jak poprzednie części rozwija
się powoli, choć ma nad nimi przewagę, bo cześć akcji dzieje się
we Florencji, to oczekiwanie na kulminację i wyjaśnienie jest
najlepiej zwieńczone. A do tego nie dość, że zaskakujące to
wręcz oszałamiające. A po początkowych
rozdziałach się tego nie spodziewałam. Czytając, cały czas
miałam wrażenie, że jestem przed wydarzeniami i wielu rzeczy się
domyślałam.
Jednak dla mnie
najważniejsze były informacje o przeszłości Lectera, które w
końcu dostajemy. Niewielką ilość, ale zawsze. Ponieważ ja byłam
zaznajomiona z historią od jej początku, tzn. od filmu „Hannibal.
Po drugiej stronie maski”, wspomnienia o przeszłości mogłam sobie
niekiedy dopasować do tego co widziałam w filmie. I sam Hannibal
szukał sposobu na poukładanie swojej przeszłości. Chyba mu się
udało, bo jego przyszłość, jak by nie było rysuje się w
kolorowych barwach.
Zaciekawiłaś mnie tym "Hannibalem" :D
OdpowiedzUsuńBrzmi interesująco. :))
OdpowiedzUsuńIntrygujesz tym Hannibalem :)
OdpowiedzUsuń