środa, 18 marca 2015

Z kamerą wśród wampirów ("Co robimy w ukryciu")

Hello!
Ostatnio mocno narzekałam na filmy, które oglądałam. Jakoś nie miałam szczęścia. Zła passa się jednak odwraca, z niecierpliwością czekam na "Tajemnice lasu" i "Kopciuszka". A wczoraj widziałam "Snajpera", który zrobił na mnie dość duże wrażanie, dawno nie czułam się tak spięta oglądając film. Ale dziś coś z zupełnie innej beczki. Słyszeliście o filmie "Co robimy w ukryciu" ? Otóż jest to dokument. O życiu wampirów. W Nowej Zelandii. Od razu widać, że coś tu nie gra. ; >
 Pozory mogą mylić, a filmy dokumentalne być ciekawsze niż się wydają. Istnieje specjalny gatunek dokumentów- mockumenty. Wykorzystuje on techniki dokumentalistyczne do opowiedzenia fikcyjnej historii. A temat wampirów ja widać się nie nudzi i został wykorzystany do stworzenia kolejnego filmu.  Efekt takiego połączenia, już samego w sobie dość intrygującego, jest zaskakująco ciekawy.

 Od lewej: Vladislav, Viago; niżej: Deacon i Petyr; po prawej Nick i Stu.

Na początku filmu poznajemy Viago, Vladislava, Deacona i Petyra, czyli naszych silnie zindywidualizowanych głównych bohaterów, za którymi chodzimy krok w krok, podglądając jak żyją. Czy raczej jak nie żyją. Towarzyszymy im w przeróżnych sytuacjach: próbach dostania się do barów, przy posiłkach, na balu. Brzmi to absurdalnie, bo cały czas z tyłu głowy kołata się myśl: przecież wampiry nie istnieją. Ale to podkreśla komediową wymowę filmu. Podobno to jedna z najzabawniejszych komedii minionego roku. Słuchanie wampirów kłócących się o obowiązki domowe czy sceny, gdy szykują się do wyjścia w miasto, a jest to dla nich dość trudne, przecież nie widzą się w lustrze, a i z tego faktu wynika świetna zabawa, to nie jest codzienny widok. A może jest? Ich życie wbrew pozorom wcale nie różni się tak bardzo od naszego. Jednak zaraz obok słowa komedia, pojawia się słowo horror. I też trzeba się z tym zgodzić. Nie oszczędzano krwi, a i wnętrzności na wierzchu też się pojawiają. Ale, oprócz potyczki z wilkołakami, nie ma w filmie brutalności czy jakiejś szczególnej przemocy. To brzmi dziwnie, lecz nawet scena, w której jeden z wampirów przekręca głowę leżącemu na brzuchu człowiekowi, aby zobaczyć kto to był, wypada wyjątkowo naturalnie.



Widać także, że aktorzy, dobrze się bawili robiąc ten film. Poza tym scenarzystami i reżyserami byli dwaj z głównych bohaterów. Ale chyba najlepiej wypada postać Stu, przyjaciela rodziny, który kompletnie nie wie co się dookoła niego dzieje. Wszyscy świetnie odnajdywali się na planie. Nie ma nadmiernej egzaltacji, jest dużo dystansu. Nawet bardzo dużo, powiedziałabym wręcz, że to główna cecha tego filmu. I to zarówno w stosunku do samego tematu jaki i w relacjach poszczególnych bohaterów. A widz, ponieważ ma się momentami wrażenie, że ogląda się to na żywo, wyjątkowo mocno przeżywa wydarzenia z życia wampirów. A z tyłu głowy wciąż: ONI NIE ISTNIEJĄ. Istnieją, istnieją. W społecznej, a konkretniej ludowej, świadomości i to od bardzo, bardzo dawna. Popularyzacja tych kreatur nastąpiła po premierze powieści "Dracula" pod koniec XIX wieku i jak widać wcale nie słabnie.


O tak zakręconym filmie trudno jest napisać coś bardziej konkretnego. A szczególnie, że jest tak niezwykłym i dziwacznym wytworem czyjeś wyobraźni. Specyficzny film z jeszcze bardziej specyficznego gatunku, który w Polsce jest niepopularny i mało znany. Czas to zmienić.


Pozdrawiam, M

3 komentarze:

  1. Film raczej nie dla mnie.
    Kopciuszka też planuje obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Kopciuszka" chcę zobaczyć i "Snajpera" też :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ten film mi się podoba! Naprawdę niezmiernie kusząca propozycja! Pozdrawiam!
    indywidualnyobserwator.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3