Hello!
Mniej więcej od początku kwietnia ziartownisie, którzy mają na facebooku zaznaczone, że studiują zarządzanie instytucjami artystycznymi, dostają po kilka wiadomości, w których kandydaci na studia pytają o to, jak właściwie na ZIArcie jest. Ja prywatnych wiadomości nie dostaję, ale na blogu jak najbardziej. Dlatego wiem, że jest sens pisać i opisywać kolejne semestry i kolejne zajęcia. Chociaż muszę przyznać, że po tym semestrze mam prawdziwy problem. ZIA w tym semestrze było wyjątkowo denerwujące i będę się wyzłośliwiać. Ale mam trochę wewnętrznych obaw, że robię kierunkowi czarny PR, a to moje odczucia względem niego. Staram się pisać jak faktycznie jest, ale to moje postrzeganie poszczególnych zajęć.
Notka będzie podzielona na 4 części i jest bardzo długa.
Analiza dzieła muzycznego. Byłam tylko na kilku pierwszych zajęciach i wydawały się profesjonalne: słownictwo, określenia, itd. Ale ciężko powiedzieć coś konkretnego. Może taką ciekawostkę, że zajęcia mieliśmy z pierwszym rokiem, co oznacza, że my ich nie mieliśmy na pierwszym. Nie wiem dokładnie, jakie my mieliśmy, a one nie, ale jak widać, plan zajęć jest dość płynny. Tym bardziej, że dla pierwszego roku był to przedmiot na ocenę.
Nowa historia sztuki. Wykład i nawet nie zapowiadał się najgorzej, chociaż był we wtorki o 8. Ale było nudno i trudno. Chociaż pani profesor wymyśliła, że będzie nas zabierała na wycieczki, dzięki czemu oglądaliście zdjęcia z Pałacu Opatów i Łaźni. Im było bliżej końca semestru, tym wykład stawał się nudniejszy. W pewnym momencie się poddałam i przestałam przychodzić. Na koniec był egzamin, pani podała nam zagadnienia, po czym na samym zaliczeniu dała nam inne pytania, pokrywające się z tym, co zapowiedziała mniej więcej w 20%. Ale nie tym pani profesor zostawiła po sobie nieprzyjemne wrażenie. Przy oddawaniu prac powiedziała, że ona wie, że wszyscy ściągaliśmy (nie tak do końca, wszyscy uczyliśmy się z dokładnie tych samych materiałów) i, że dwie dziewczyny pisały prace razem, ale napisały je tak dobrze, że ona im to zaliczy i wstawi te 4. Nie chodzi tu o fakt ściągania czy pisania razem, bo to oddzielny temat, ale o to, że kobieta o tym mówiła, chociaż tych dziewczyn i tak nie było, a nas naprawdę nie interesowało, czy ściągały czy nie. Po co ona nam to opowiadała, pozostaje dla mnie niewyjaśnioną i irytującą zagadką.
Angielski i retoryka mówiona. Angielski to dalej BE, dużo słówek, mało wszystkiego innego. Natomiast retoryka była nawet ciekawa, chociaż ze względu na zajęcia na polskim byłam na co drugiej. Nie chodzi o to, że układanie argumentów było szczególnie fascynujące, ale nasza prowadząca okazała się bardzo interesującym człowiekiem, który chętnie rozmawia i dzieli się tym, co wie ze studentami.
I jeszcze najszczęśliwsza historia z egzaminu. Otóż M nie lubi, boi się, nie cierpi mówić po angielsku i konieczność zdawania ustnego egzaminu mnie przerażała. Ale mieliśmy pytania więc mogliśmy się przygotować. A wylosowałam najłatwiejsze zagadnienie jakie mogłam: o planach i ambicjach na przeszłość. Nie mogłam być szczęśliwsza, a efekt był taki, że zaliczyłam na 5.
Sztuka dzieła filmowego. Bardzo analityczne i ciekawe zajęcia z super profesorem z filmoznawstwa. Na każde zajęcia oglądaliśmy film, ale mieliśmy zapowiedziane pod jakim kątem mamy na niego patrzyć, po czym profesor dokładnie wyjaśniał dany aspekt, pokazywał inne przykłady i dalej o nich opowiadał.
Performans w sztuce. Wykłady na które chodziłam z Mart, zamiast na zajęcia z Antropologii widowisk, które miało ZIA więc nie będę się rozpisywała.
Policies of Performing Arts Festivals. Zajęcia prowadzone przez skypa przez panią profesor z Belgradu. Wykład. Ciekawy, ale ponieważ prowadzącej nie było z nami fizycznie pokusa, aby robić wszystko, co nie byłoby słuchaniem, była ogromna.
Teraz zaczynają się przedmioty, z których nasz kierunek jest taki dumny
Zarządzanie teatrem. Z panem dyrektorem Teatru Wybrzeże. Taki wykład konwersatoryjny. Z tym, że nas jest 13 osób, a przez cały semestr odzywało się tak 5. Po semestrze tych zajęć czuję się tylko okruszynkę lepiej doinformowana na temat pracy teatru, ale do zarządzania droga dalej wydaje się wydłużać zamiast skracać.
Zarządzanie instytucjami kultury. Z panem dyrektorem departamentu kultury urzędu marszałkowskiego i z panią zastępcą. Głównie omawialiśmy naszą ulubioną ustawę, ale ponieważ, to ludzie, którzy wprowadzają jej zapisy w życie mogliśmy posłuchać historii o przeprowadzanych konkursach na dyrektorów czy o tym jak były dzielone czy budowane instytucje kultury w Gdańsku i na Pomorzu.
PR/Organizacja wydarzeń muzycznych. Teraz się zaczynają ziarty. I jedne, i drugie zajęcia prowadzone były przez pracowników Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Powinny odbywać się na zmianę, co tydzień, czyli mniej więcej 15 spotkań w sumie. Jeśli jednak dobrze liczę odbyło się do 9 nie więcej. Zajęcia były notorycznie odwoływane, czasami trzy tygodnie z rzędu, nawet na godzinę przed rozpoczęciem (to PR). O to, czy muzyczne zajęcia będę się odbywały sami musieliśmy pisać i pytać, bo moglibyśmy pójść do GTSu i okazałoby się, że prowadzącego nie ma. Poza tym na pierwszy zajęciach zrobił totalnie fatalne wrażenie. Rozumiem, że to był jego pierwszy raz w takiej roli, ale to nie wyjaśnia: żucia (i to niezbyt subtelnego) gumy oraz błędów ortograficznych na prezentacji. I to nie takich, że człowiekowi może się zdarzyć, tylko licznych i rażących.
O treściach merytorycznych zajęć: mam trochę notatek z PR, kto wie może kiedyś do nich zajrzę. A z muzycznych dobrze wspominam zajęcia o organizowaniu hipotetycznego festiwalu techno w lesie, było zabawnie.
A teraz te, z których jest jeszcze dumniejszy. Wszystkie je łączy fakt, że były prowadzone przez osoby sprowadzone specjalnie dla nas z zagranicy i odbywały się w weekendy.
Społeczny i edukacyjny wymiar sztuki. 4 dni zajęć, 2 różnych prowadzących. Pan był od społecznego wymiaru, zastanawialiśmy się między innymi nad tym jak zorganizować zajęcia/warsztaty powiedzmy teatralne w więzieniu. Praca w grupach, pan podpowiadał i tłumaczył dlaczego pomysły są dobre lub średnio dobre. Pani aktorka od edukacyjnego pokazywała i opowiadała, jak przez zajęcia dramatyczne można uczyć. Robiliśmy sporo różnych rzeczy na scenie, w tym pracę w grupach - moja miała za zadanie zorganizować warsztaty o myciu zębów.
Międzynarodowe instytucje i organizacje kulturalne. To jest trochę straszne, bo pisząc, musiałam po kilka razy sprawdzać dokładnie, co to za przedmioty i kto je prowadził. Tym razem 3 panów. Niestety, przyznaję się bez bicia z pierwszego prawie nic nie pamiętam, wiem, że opowiadał o widzach i widowni, jak badać, jak pozyskiwać. Ale mam notatki. Na zajęciach drugiego pana być nie mogłam, był w weekend przez kolokwium z literatury staropolskiej. Jednak z tego, co opowiadały ziarty, to pan opowiadał o finansach i co prawa próbował, ale, ponieważ miał zerowe pojęcie, jak działa Polska, jak u nas odbywa się zbieranie funduszy i ogólnie jak działa cały polski rynek, to mu nie wyszło. Ostatni pan z Olsztyna, z którym mieliśmy już warsztaty w zeszłym roku, to najjaśniejszy i najciekawszy punkt programu. Marketing, promowanie i social media to bardzo ciekawe tematy i można o nich słuchać i słuchać, szczególnie od osoby, która faktycznie w tym siedzi, to robi i przekazuje nam wiedzę, która z tego wynika.
Najnowsze europejskie modele zarządzania i promowania kultury. To jest chyba najdumniejsza rzecz na całym zarządzaniu. Otóż pan, z którym mieliśmy pierwszą część tych zajęć, został ministrem kultury w Macedonii, przez co nie mógł do nas przyjechać na ich drugą część, ale to nic, ponieważ towarzyszyła mu pani z Białegostoku i to ona zajęła się ostatnim spotkaniem. Co do samych zajęć: były głównie o tym jak instytucje z jednego kraju współpracują z instytucjami z innych krajów. Niestety, wszystko bardzo teoretycznie i nawet fakt, że musieliśmy przygotować film i prezentację o współpracy międzynarodowej danej instytucji z Gdańska niewiele pomógł.
Największy problem w tym roku, oprócz przepływu informacji, a ten był fatalny, gdybyśmy sami się nie dopytywali i korzystali z faktu, że niektóre zajęcia mieliśmy z trzecim rokiem, a oni czasami wiedzieli troszkę więcej niż my, to byśmy nic nie wiedzieli; oprócz odwoływania zajęć i to nie tylko tych już opisywanych wyżej; oprócz ogólnej fatalnej komunikacji; oprócz tego, że zajęcia z zarządzaniem dalej mają wspólną tylko nazwę; oprócz tego, że część jest nie tylko nieprzydatna, ale i nudna; oprócz braku szacunku dla naszego czasu i momentami chyba do nas samych; to problemem są te najdumniejsze zajęcia. Albo ja mam z nimi problem. Częściowo na pewno widać to w sposobie, w jaki opisałam zajęcia. Ale teraz Wam napiszę, to co powtarzam do znudzenia innym ziartownisiom - po co? Po co prowadzać ludzi z zagranicy, o nazwiskach, które powinny robić na nas wrażenie, ale nie robią, bo brakuje nam podstawowej wiedzy w tym zakresie. Dlaczego ci ludzie, skoro mamy powiedziane, że to najlepsi praktycy, zamiast referować nam książki nie wezmą takiego festiwalu, który organizowali, czy innego kulturalnego przedsięwzięcia i nie rozłożą go z nami na czynniki pierwsze, pokazując, co i jak po kolei. To ogromny minus tych studiów, bardzo często jest tak, że prowadzący (ogólnie) przychodzi i jest pewien, że my to wiemy, bo to wiedza elementarna w zawodzie, który chcemy wykonywać, a my pierwszy raz słyszymy daną nazwę, określenie czy nazwisko. Bardzo wiele rzeczy jest wyrwanych z kontekstu i przedstawionych nam bez żadnych fundamentów czy podparcia. Po co sprowadzać ludzi, którzy nie mają pojęcia jak działa Polska, skoro na pewno w samym Gdańsku znaleźliby się ludzie, którzy byliby w stanie nawet te finansowe zawiłości nam wytłumaczyć. Dlaczego nikt nie wykorzystuje tego, że w Gdańsku (bo już nie bądźmy tacy szaleni, aby myśleć o Trójmieście - chociaż z Muzycznym się udało) jest filharmonia, opera i Teatr Miniatura, z tych najbardziej oczywistych przykładów. UG dogaduje się z uniwersytetami w różnych krajach, a nie może z instytucjami w mieście, w którym się znajduje? To nie jest tak, że my jesteśmy niewdzięczni (bo już to słyszeliśmy). My chcielibyśmy być wdzięczni, ale z faktu, że przyjedzie do nas pani aktorka z Londynu (absolutnie nic do niej nie mam, bo pani była przeentuzjastycznie nastawiona i do swojej pracy i do naszych zajęć) nic nie wynika, jeśli nie widzimy w tym sensu oraz uznajemy, że to samo można by osiągnąć efektywniejszymi dla wszystkich sposobami.
To już chyba wszystko. Jeśli coś mi się przypomni lub jeśli ziarty postanowią mi coś przypomnieć to dopiszę.
To już chyba wszystko. Jeśli coś mi się przypomni lub jeśli ziarty postanowią mi coś przypomnieć to dopiszę.
Pozdrawiam, M
O, dla mnie takie posty są naprawdę mega ciekawe! Ale powiem Ci, że z tym, że chcą uczyć nie wiadomo czego, a nie mówią o podstawowych i elementarnych rzeczach to trafiłaś w sedno. Na biologii jest to samo - trzeba samodzielnie ogarnąć pewne sprawy, albo zostanie się w tyle.
OdpowiedzUsuńDla mnie szokujące jest to, że dany przedmiot możesz mieć albo na pierwszym albo na drugim roku i nie ma to znaczenia w dalszym toku studiów... Ja na przykład nie wyobrażam sobie, żeby mieć fizjologię przed anatomią!
Bardzo dobrze jest robić czarny PR. Dzięki złym opiniom będzie mniej chętnych, a wtedy może ktoś się ogarnie i zreformuje dany kierunek. Kiedy coś się niepotrzebnie wychwala, to tylko zamyka się błędne koło...
Pozdrawiam!
indywidualnyobserwator.blogspot.com