środa, 14 czerwca 2017

Tendencja spadkowa ("Doctor Who" S10 "The Lie of the Land")

Hello!
Prawie zakończyłam sesję, więc wracam do życia i zastanawiam się co robić z wolnym czasem. Na szczęście mam tyle rzeczy do nadrobienia, że na pewno nie będę się nudzić. Wy także, mam nadzieję, bo plan jest taki, aby jak najszybciej wrócić do pisania co dwa dni. 


A dziś zakończenie trzyodcinkowej serii Doctora. Po pierwszy odcinek zapowiadał coś intrygującego, problemem było tylko to, że no właśnie zapowiadał. Drugi po prostu nie był dobry i już się czuło, że te odcinki się nie kleją. W trzecim jest jeszcze gorzej. Jest oderwany od poprzedniego i, o ile przeważnie nie lubię sekcji "w poprzednim odcinku", to tutaj by się bardzo przydała. Spoileruję, opisuję odcinek prawie minuta po minucie, oprócz samej końcówki.


Po tym, co zrobiła Bill w poprzednim odcinku, wszystkim ludziom na świecie wydaje się, że Mnisi towarzyszyli ludzkości od zawsze i że obowiązujący porządek świata jest normalny. Niekoniecznie, ale prawie nikt o tym nie pamięta, ale Bill owszem i próbuje sobie z tym poradzić. Z Doctorem kontaktu prawie nie ma, bo najprawdopodobniej współpracuje z Mnichami. (I ktoś chce, aby widzowie naprawdę w to uwierzyli.) W końcu Nardole odnajduje Bill i postanawiają uratować Doctora. (Jak by potrzebował ratunku) Ten problem zajmuje jakieś dwadzieścia minut odcinka. I jest naprawdę przedramatyzowany i oczywiście okazuje się planem, pomysłem i był przewidziany przez Doctora. A straszenie regeneracją jest już nudne i irytujące. Wszyscy wiemy, że w kolejnym sezonie nie zobaczymy Petera. Naprawdę.


Potem zajmujemy się tym jak sobie poradzić z Mnichami. A ponieważ Doctor nie ma pomysłu, odwiedzamy Missy. I nic. To znaczy to jest może 1/8 Missy. Co prawda mają z Doctorem jedną błyskotliwą wymianę zdań i wpadają na pomysł jak pokonać Mnichów, ale to nie jest to samo napięcie, jakie było wcześniej. Może to wynikać z tego, że Missy jest zamknięta, ale może też z tego, że bardzo chciano ja pokazać, a tak naprawdę nie było pomysłu jak. Więc wciśnięto ją trochę na siłę. Szkoda.


Emocje w tym odcinku nie występują. To znaczy nie ma możliwości, żeby widz się zaczął czymkolwiek przejmować. Uwierzyć, że Doctor jest zły - nieprawdopodobne.  A potem, aby rozwiązanie nas poruszyło. Jest piękne, odwołuje się do ważnych wartości i jest bardzo osobiste dla Bill, ale były 3 odcinki, aby sprawić, żeby osobista sprawa Bill zaczęła być ważna także dla widzów. A tego nie zrobiono, więc efekt jest niestety banalny. I po całym trzyodcinkowym dramacie, to było trochę za proste. 

Z tego wszystkiego pierwszy odcinek podobał mi się najbardziej, a potem była równia pochyła.

Trzymajcie się, M

2 komentarze:

  1. Też sobie obiecywałam częstsze pisanie, ale niestety z czasem krucho.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze, że sesja już się kończy... U mnie niestety wciąż trwa!
    Mam nadzieję, że uda Ci się wytrwać w tym, żeby pisać co 2 dni :)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3