Hello!
Ponieważ miałam listę naprawdę dobrych (a przynajmniej recenzje miały dobre) dram, postanowiłam obejrzeć tytuł, na który wpadłam przypadkiem na Wikipedii, i w którego opisie było napisane, że nie zdobył popularności i okazał się finansową klapą. Typowa ja, musiałam przekonać się na własnej skórze.
Tak powinno być.
Ale nie oni musieli wcisnąć tam trójkąt miłosny.
I okazało się, że "Hwarang" (Hwarang: The Poet Warrior Youth), bo o tej właśnie dramie piszę, wcale nie jest aż taki zły, jak się spodziewałam, że będzie. Nie jest szczególnie zachwycający ani ogólnie szczególny, ale myślałam, że będzie dużo gorszy. Fabuła skupia się na królewiątku (Ji Dwi/ Król Jinheung), które żyje w ukryciu, bo królowa matka nie chce odstąpić mu tronu; chłopiątku (Sun Woo), bez imienia, które dostaje się do stolicy, gdzie w dramatycznych okolicznościach traci przyjaciela i oskarża królewiątko o jego śmierć; oraz postać, którą można nazwać główną bohaterką - Ah Ro. Oczywiście to dość klasyczny trójkąt. Królowa matka wymyśla sobie, że aby utrzymać tron, zbierze synów wszystkich dostojników w jednym miejscu i wyszkoli do służby państwu (znaczy sobie). Królewiątko bez wiedzy i zgody matki dostaje się do Hwarangu oraz chłopiątko pod przybranym imieniem i nazwiskiem również. I tak mniej więcej zaczyna się historia.
Biedne i śliczne królewiątko Główna postać kobieca Chłopiątko pod przybranym nazwiskiem
Skróciłam to bardzo, ponieważ 4 pierwsze odcinki tej dramy są niesamowicie nudne i spokojnie można byłoby zrobić z nich jeden. Później jest trochę lepiej, ale zawsze w połowie odcinka musiałam na jakiś czas przerwać oglądanie, ponieważ skupienie wyczerpuje się bardzo szybko i po 30 minutach ma się średnią ochotę, dalej patrzeć na nieszczególnie szybko posuwające się do przodu wydarzenia. Tym bardziej, że montaż poszczególnych sekwencji scen bywa dość przypadkowy i nie zawsze łatwo podążać za tokiem odcinka. To chyba też wina scenariusza, w którym widać sporo dziur, które wydaje się były zapychane niejako na siłę. A jednocześnie wszystkie 20 odcinków wydają się jednym bardzo długim filmem i samo pocięcie go na odcinki jest zaskakująco akuratne. Być może to dlatego, że cała drama została nagrana wcześniej, co z tego, co wyczytałam nie jest powszechną praktyką i zwykle seriale nadrywa się zasadniczo w trakcie ich trwania.
Księżniczka ma na temat Ah Ro to samo zdanie co ja.
Najłatwiej będzie opisywać i oceniać poszczególne postaci, bo jeśli nie poczujecie choć najcieńszej nici sympatii do chociaż jednej z nich, to oglądanie będzie trudne. Tym bardziej, że Ah Ro to jedna z najbardziej irytujących postaci, jakie widziałam na ekranie. A w pierwszych odcinkach zapowiadała się nawet na dość silną i niezależną kobiecą postać. Niestety później wszystko to traci, staje się płaczliwą, zależną i niewdzięczną bohaterką. Na dodatek aktorka, która ją gra wygląda w tej roli wyjątkowo niekorzystnie, a jej przeszarżowana gra jeszcze to podkreśla. Na dodatek Ah Ro to same kłopoty, ona nie może zrobić tego o co ją poproszą, tak jak ją poproszą, nie robić rzeczy, których nie powinna, mogłaby też sama na siebie uważać, czego też nie robi. Najlepszym sposobem, aby "Hwarang" był lepszą dramą byłoby wycięcie albo przynajmniej znaczne zmniejszenie jej roli i pozostawienie tego serialu, jako opowieści o młodych mężczyznach uczących się w Hwarangu...
Ban Ryu kocha ją, a ona jest siostrą Soo Ho.
...Bo, iż, gdyż, ponieważ element męskiej przyjaźni, a także kłótni, współzawodnictwa i rywalizacji, a najprościej rzecz ujmując - męscy bohaterowie całkiem się tej dramie udali. Zaczynając od biednego królewiątka, które nie tylko całe życie się ukrywało, nie miało przyjaciół, a jak się zakochało to w nieodpowiedniej osobie; przez Soo Ho, który najpierw robi, później myśli, ale ma bardzo dobre serce oraz głęboko cierpi z powodu platonicznej miłości do królowej matki; przez Ban Ryu, który jest chyba nawet tragiczniejszą postacią od królewiątka, bo ma dwóch zdecydowanie nadambitnych ojców, którzy każą robić mu straszne rzeczy, presja jest ogromna, a on wcale nie chce ich robić, chciałby w spokoju żyć z dziewczyną, którą kocha z wzajemnością; po Sun Woo, który ma dwa wyrazy twarzy i wydaje mu się, że jest sprytny i fajny. Chociaż jest jednym z trzech głównych bohaterów to naprawdę trudno go polubić, a motyw zemsty, który przewija się przez całą dramę jest zwyczajnie słaby. Jest jeszcze dwóch, prawie trzech ważniejszych członków Hwarangu, ale wymienieni powyżej są najistotniejsi. W każdym razie, gdy jeszcze odrobinę bardziej rozwinąć ich osobiste wątki oraz elementy wspólnego życia to mogłaby być naprawdę ciekawa drama.
Han Sung był najmłodszym członkiem Hwarangu i miał wszystkie przymioty z tym związane. Ogólnie jego postać od razu kojarzy się z 10 książątkiem z "Moon Lovers".
A po prawej Yeo Wool, którego rola zasadniczo sprowadzała się do bycia ładnym i zniewieściałym.
Dobrze byłoby też wyciąć przynajmniej część drugiego planu, bo dzieje się tam za dużo zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Zasadniczo przez większość odcinków wydaje się, że drama skręca raczej w komediową niż poważną stronę, ale nie jest nachalnie, choć niekiedy za to prymitywnie, zabawna i nawet jej to wychodzi. Poważne kłopoty z tym, jaka drama chce być, zaczynają się około 15 odcinka, gdy rzeczy powinny zacząć się wyjaśniać a problemy rozwiązywać, więc wypadałoby być nieco poważniejszym. I to nie działa. Nawet nie tyle, że nie jest to wiarygodne, co dramie dużo lepiej wychodzi bycie czymś lżejszym. Intrygi, knucie i kombinowanie najlepiej zostawić królowej matce, bo w wykonaniu innych postaci, jak podłe by nie było, nie robi wrażenia. Poza tym, jeśli sprawdzi się fakty historyczne, to nawet jeśli przed każdym odcinkiem napisane jest, że i owszem akcja dzieje się w określonych czasach, ale postaci są wymyślone, to zakończenie dramy jest totalnie przewidywalne. W sumie jest nawet jeśli się tego nie sprawdzi.
Tak w skrócie "Hwarang" to momentami wyjątkowo dłużąca się drama, z niesamowicie irytującą bohaterką, ale ciekawymi bohaterami męskimi, dzięki, którym oglądanie jest znośne. Ale gdybyście mieli się decydować na dramę historyczną, to bardziej zachęcam do zerknięcia na "Moon Lovers".
LOVE, M
Eh, skoro nie słynie aż tak dobrą sławą to ja się za to nie zabiorę. Chociaż rozumiem twój ból, że musisz wszystko zobaczyć - ja tak mam z anime xD!
OdpowiedzUsuńyollowe.blogspot.com
A ja właśnie oglądam. jestem na 12 odcinku i jestem zafascynowana,
Usuńnic mi się tam nie dłuży.
Ciesze się że najpierw trafiłam na dramę a później na tą recenzje, bo pewnie recenzja zniechęciła by mnie do oglądania.
Raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńMiałam już dwa podejścia do tej dramy i jakoś niezbyt mi szło oglądanie. Chyba nie chcę mi się próbować trzeci raz XD
OdpowiedzUsuńXD dobrze że umiesz rozróżniać postacie
OdpowiedzUsuń+ ten opis wygląda tak jakbyś praktycznie tego nie oglądała więc lepiej się nie wypowiadaj ;;)))
UsuńPo pierwsze to nie opis tylko recenzja, po drugiej oglądałam i naprawdę bardzo żałuję, że to nie była lepsza drama, bo jak zauważyłeś/zauważyłaś bohaterów całkiem polubiłam ;>
UsuńA bo ta drama forma lekka ale treść trudna :)
OdpowiedzUsuńPark Hyung-sik świetnie poradził sobie z rolą króla /nie króla
ta tęsknota za przyjaciółmi miłością matki ,chęć bycia królem od serca marzenie o kraju wolnym dobrym
wszystko tam jest