Mam na studiach ćwiczenia, których bardzo nie lubię i jest to retoryka (a to lekka zapowiedź następnej notki, bo już czas, aby spisać pierwsze wrażenia). Na ostatnie zajęcia mieliśmy przygotować konwersacje, na szczęście na dowolny temat. Z kolegą wybraliśmy temat filmów Marvela i przez większość czasu rozmawialiśmy na temat naszych przewidywań na temat nowego Thora. Do tej pory zastanawiam się czy nasz prowadzący chociaż trochę ogarnął z naszej gadaniny. Nie to jest jednak tutaj istotne. Ważne jest to, że w ciągu tej rozmowy powtórzyłam chyba z milion razy, że sądząc po zwiastunach, w tym filmie będzie się za dużo działo i nie wiem, jak oni zmieszczą wszystko to, co pokazali w czasie, który zapowiedzieli. A ja mam już trochę dość filmów, w których postaci robią dużo rzeczy bez ładu i składu i to ma cieszyć widza.
I co się okazało? Martwiłam się niepotrzebnie. Film układa się w logiczną całość, a scen akcji nie ma za dużo. Jest akuratnie. Dobrze się go ogląda. Tylko tyle (i aż tyle). Widziałam i czytałam recenzje i zauważyłam, że zasadniczo są dwa typy: ludzie, którym się po prostu podobało i ludzie, którzy byli zachwyceni i choć zdają sobie sprawę, że zdecydowanie nie jest to najlepszy film Marvela, bawili się doskonale. Ja jestem w tej pierwszej grupie, więc standardowo zacznę od tego, co mi się nie podobało.
Skurge. Dlaczego nikt nie wyciął go ze scenariusza. Tak schematycznego, przewidywalnego, bez charakteru bohatera ze świecą szukać. Dosłownie po drugiej scenie, w której się pojawia, można domyślić się co to za typ postaci i co się z nim stanie. Naprawdę aż tak sztampowej postaci dawno nie widziałam. I najgorsze jest to, że widz od początku wie, że on nie zostanie poprowadzony inaczej niż wszystkie inne takie postaci, tylko skończy dokładnie tak samo.
Hela ląduje obok wszystkich innych nieciekawych złoli Marvela. I chociaż początkowo Kate Blanchett ma sporo scen i wydaje się, że jej wątek będzie bardziej rozbudowany, szybko okazuje się, że, no właśnie, tylko nam się tak wydawało. Prawda jest taka, że ona nic nie robi. Znaczy siedzi w Asgardzie i deklaruje, że chce podbić inne światy. I tyle. Poczucie zagrożenia z jej strony wynosi zero.
Ragnarok. Będą spoilery. Sam koniec filmu, "Asgard to ludzie, nie miejsce" mi się podobała i ogólnie czuję wielki i przeogromny ból w serduszku z powodu tego co się stało (i tak, płakałam), ale to jest naprawdę okrutne rozwiązanie fabuły. Ale z całym tym Ragnarokiem (i Helą) jest taki problem, że gdy ogląda się film, jest on niewyczuwalny. Znaczy Thor chodzi i mówi "bardzo zła kobieta jest w Asgardzie, zbliża się Ragnarok", ale trochę nic z tego nie wynika.
Zastanawiam się i piszę, i dochodzę do wniosku, że nowy "Thor" mi się podobał, ale na samym filmie nie bawiłam się aż tak dobrze. Po przemyśleniu, wiele rzeczy wydaje się działać dużo lepiej niż faktycznie wygląda na ekranie. Nie jestem pewna czy to nie jest przykład filmu, który jednak odrobinę lepiej składa się w całość na papierze niż na ekranie. Choć tak jak wspominałam wyżej, byłam zaskoczona jak dobrze udało im się połączyć elementy pokazane w zwiastunach w jedną całość.
A co mi się podobało?
Humor. Choć pierwsze sceny nastrajają nieco sceptycznie i można się zacząć obawiać, czy nie będzie przesady. Spokojnie, nie ma. Jest śmiesznie, jest zabawnie, jest wspaniale pod tym względem.
Hulk. I Bruce Banner. I jego, i jego relacja z Thorem. Oraz później jak sam bohater odnalazł się w świecie przedstawionym. Jest super.
Arcymistrz. Jeff Goldblum kradnie każdą scenę, w której się pojawi, ale chyba nikt nie jest tym zaskoczony.
Anthony Hopkins. Który musiał grać nie tylko Odyna-ojca, ale także Lokiego w ciele Odyna i wyszło doskonale. Podobnie jak cała scena z teatrem i odgrywaniem sceny śmierci Lokiego z poprzedniej części filmu. Cudo.
Loki. Aż dziwne, że nie napisałam o nim na samym początku. Hela ukradła mu kolory i chodziła w zielono-czarnym kombinezonie, a jemu dodano elementy żółtego, trochę tego nie rozumiem, czemu ona nie mogła dostać innego kolory, ale mniejsza. W sumie to nie do końca wiadomo o co mu chodzi przez cały film. Skłaniałabym się do interpretacji takiej, że w sumie Loki jest samotny i chociaż gada, że chciałby aby drogi jego i Thora się rozeszły to i tak się z nim trzyma. I chciałabym, i nie chciałabym, aby Loki zaczął być dobrym bohaterem. Ale to biedactwo zawsze będzie powodowało kłopoty i obrywało. No i to jak zaświeciły mu się oczy, gdy zobaczył taką małą niebieską kosteczkę... A Tom Hiddleston wygląda cudownie w czarnym.
Rozważam pójście na film jeszcze raz, może mnie olśni. Póki co trochę brak mi wobec niego szczególnego entuzjazmu.
LOVE, M
Mogłabym obejrzeć :)
OdpowiedzUsuń