Hello!
Welcome to the Ballroom miało być fenomenem na miarę Yuri On Ice, ale coś nie wyszło. I nie chodzi chyba nawet o jakieś zawiedzione oczekiwania, ale o problemy scenarzystów z tym, o czym to anime ma być.
W pierwszych wrażeniach o jesiennym sezonie anime napisałam, że motyw nieoszlifowanego diamentu daje dużo możliwości i czeka, jak historia głównego bohatera się rozwinie. I pierwsze dwanaście odcinków jest naprawdę dobre, ciekawe i widzowi naprawdę na głównym bohaterze zależy. Ale później nagle wracamy do początku. Życiowo, to co widzimy w drugiej połowie sezonu byłoby jak najbardziej prawdopodobne, ale oglądamy anime nie życie. Stawianie bohatera, który już coś drobnego, ale jednak, osiągnął znów w pozycji nic nie wiedzącego amatora jest trochę nie w porządku, tym bardziej, że nagle twórcy wręcz odstawiają bohatera na bok i bardziej niż nim zajmują się jego nową, wybitnie irytującą partnerką. A naprawdę Chinatsu nie była aż tak interesująca.
Poza tym anime się nie wyrobiło i nie zobaczyliśmy ani jednego zaniomowanego całkowicie od początku do końca tańca, bez niepotrzebnych zbliżeń, zatrzymań i zaglądania w to, co dzieje się w głowach bohaterów. Liczyłam na cały taniec chociaż w ostatnim odcinku, ale się nie doczekałam. Trzeba jednak przyznać, że dwudziesty czwarty odcinek był wyjątkowo ładny. Ah, i animatorom tak ogólnie bardzo dobrze wychodziło animowanie sukienek.
Na pierwszym obrazku widzimy ciekawą parę, która mogła być dużo lepiej wykorzystana w serii, na powyższym obrazku widzimy połowę, czyli Mako tańczącą z główmy bohaterem, drugiej interesującej pary, ale zamiast rozwijać wątki bliższe widzowi, twórcy zdecydowali się powprowadzać na siłę nowych bohaterów.
Mam ogromne poczucie, że to anime to zmarnowany potencjał i to podwójnie, bo taneczny potencjał Tatry też nie został wykorzystany i podkreślony, a wystarczyło pójść, co prawda utartą i potencjalnie schematyczną, drogą, ale jedną, a nie opowiadać historie życia drugoplanowych, na dodatek irytujących bohaterów i ro. Nie rozumiem wprowadzania nowych postaci do drugiej części sezonu, skoro ciekawi bohaterowie, na których można było spokojnie oprzeć interesujące wątki poboczne, nie zostali wykorzystani, a mieli ogromny potencjał. Wielka szkoda.
Welcome to the Ballroom (czy też Ballroom e Youkoso) to anime pełne niewykorzystanego potencjału. A naprawdę mogło go wykorzystać, bo widać to po pierwszej połowie sezonu. Naprawdę na robienie serii po 24 odcinki trzeba mieć doskonały, trzymający w napięciu pomysł. W przypadku tego anime lepiej byłoby zrobić dwie serie po 12 epizodów. Wtedy mniej czułoby się jak bardzo druga odstaje od pierwszej i jak jest nudniejsza. A kończyłam oglądanie tego anime w ferie i naprawdę nie tylko nie miałam nic lepszego do robienia, ale także bardzo chciałam je dokończyć i opisać, a oglądałam wszystko inne tylko nie je. Tak bardzo nie interesowało mnie, co będzie się działo z bohaterami. I było nudno.
Szkoda mi głównego bohatera, bo naprawdę go polubiłam i żałuję, że nie mogłam oglądać jak staje się najlepszą tańczącą wersją siebie, a tylko namiastkę jego talentu. O którym widzowie wiedzą, że Tatara go ma, ale twórcy głównie o tym fakcie zapominają. Albo zamiast go pokazywać to o nim informują, a to nie jest dobra droga.
Trzymajcie się, M
Nie oglądałam Yuri on ice i o tej serii jeszcze nie słyszałam - muszę chyba koniecznie nadrobić zaległości :'c
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Anime jest super!
UsuńNie znam, ale szkoda że potencjał nie został w pełni wykorzystany. Ja ostatnio miałam takie wrażenie czytając książkę :)
OdpowiedzUsuń