poniedziałek, 10 grudnia 2018

Bez serca - Illang

Hello!
Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że wśród ludzi oglądających filmy pojawił się nowy nawyk czy wręcz nowy gatunek filmowy, związany z nowymi formami dystrybucji filmów. Brzmi to prawie enigmatycznie, a chodzi tylko i wyłącznie o kategorię filmów: obejrzałam, bo był na Netflixie. Od filmów oglądanych przypadkiem w telewizji różni je to, że widz przechodzi jednak jakiś proces decyzyjny i to on klika na konkretną miniaturkę, a nie zaczyna mu się wyświetlać losowy film. Ale według ludzi, którzy oglądają tym sposobem więcej filmów niż ja, są one w większości tylko trochę lepsze od filmów typowo telewizyjnych.


Mając za sobą te wyjaśnienia mogę przejść do pierwszego filmu (fabularnego; do tej pory Netflix służył mi do oglądania dokumentów, seriali, dram i Atlasu chmur), który trochę obejrzałam tym sposobem. Ale tylko trochę. A dokładnie to było tak, że się o nim dowiedziałam, wiedziałam, że gra w nim Minho z Shinee, sprawdziłam, czy jest na Netflixie i nie było. Ale dosłownie po 3 czy 4 dniach dowiedziałam się, że będzie. I obejrzałam. 

Po pierwsze przeczytałam na Wikipedii i sprawdziłam kilka stron z ocenami i wiedziałam, że nie jest to najlepszy na świecie film. Ba, krytycy raczej uznawali, że plasuje się poniżej średniej, a z kin w Korei został dość szybko zdjęty. Także byłam nastawiona na zły film. A Illang: Wilcza brygada jest głównie za długi w stosunku do niewielkiej ilości intrygi, którą prezentuje.

Wilcza brygada to super jednostka w super jednostce. Jej członkowie to nie ludzie to wilki. Ale jeden z nich ma traumę, którą złe siły różnych jednostek rządowych chcą wykorzystać przeciwko niemu aby dalej panował chaos. To zdecydowanie nie jest najlepszy opis tego filmu, ale lepszy być nie może, aby nie zdradzić za wiele z fabuły, która rozpoczyna się w połowie filmu. Dosłownie Illang składa się z dwóch części z czego pierwsza też ma dwie. Początek to zarys historyczny, który sam w sobie jest intrygujący, bo to antyutopia o połączeniu Korei Północnej i Południowej. Fabuła rozgrywa się w nie aż tak dalekiej przyszłości. Natomiast oprócz tego wprowadzenia o świecie przedstawionym później dowiadujemy się bardzo niewiele. W ramach wprowadzenia mamy też pokazane działania specjalnej jednostki w przeszłości, po czym przechodzimy do akcji w teraźniejszości. Obie powodują, że Im Joong-kyung zaczyna kwestionować działania brygady. Później przechodzimy do wątku, gdzie główny bohater poznaje Lee Yoon-hee i dowiadujemy się o interpretacji Czerwonego kapturka, która obowiązuje w tym świecie. I tak się kończy pierwsza połowa filmu. Przedstawienie tych dwóch elementów zajmuje ponad godzinę.

A po niej poznajemy intrygę. Która w sumie jest ciekawa, tylko, że wiemy o niej naprawdę niewiele. Bohaterowie uciekają, mordują, zmieniają albo nie zmieniają strony po których stoją i ogólnie dzieje się. Z tym, że żaden z bohaterów nie ma charakteru (główny może trochę, ale to główny bohater), ich motywacje, o ile jakieś są, to władza lub inne dość niskie pobudki, a wszystkiemu patronuje polityka. Ogólnie naprawdę żadnego bohatera nie poznajemy bliżej, a o jakiejś ewolucji charakteru mówić już w ogóle nie można. Obserwujemy ich, ale zupełnie nic wobec nich nie czujemy. Nic. A powinniśmy, bo jakby z założenia nasz główny bohater powinien być bardzo skomplikowany wewnętrznie.

Ale uwaga, na ten film nie patrzy się źle. Pod względem zdjęć jest naprawdę dobry, czasami naprawdę ma przebłyski wielkiej błyskotliwości. Widać, że był robiony na duży ekran i na pewno robił wrażenie, bo i na komputerze robi. Poza tym to jest bardzo brutalny film, bardzo. Nie wiem czy to nie najbardziej brutalny film jaki w życiu widziałam. Ale jest tak zrobiony, że nawet mi, a unikam tego typu produkcji, to nie przeszkadzało. Sceny walki robią wrażenie, a pościg na parkingu to już w ogóle WOW. A w tych technicznych kategoriach został w Korei nominowany do kilku nagród także naprawdę coś w nich jest.

Ten film jest jak członkowie Wilczej brygady - bez serca.
Brakuje mu wyjaśnienia intrygi, bohaterom brakuje charakteru. A gdyby ktoś przypadkiem chciałby oglądać tylko dla Minho to niech tego nie robi, bo nie warto.

Trzymajcie się, M
(gdybyście się zastanawiali jakie mam opóźnienie w publikowaniu wpisów to ten był napisany 21.10.2018)

1 komentarz:

  1. Hahaha, jakie to prawdziwe z tą nową kategorią filmów ;)
    Na Illang w sumie zwróciłam uwagę, ale ostatecznie w końcu go nie obejrzałam. Po twoim tekście jestem ciekawa tej warstwy wizualnej :)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3