Dzisiaj zapowiadane uzupełnienie do ostatniej recenzji!
Tytuł: Korea Południowa. Republika żywiołów
Autor: Marcin Jacoby
Wydawnictwo: Muza, 2018
> "Siłę koreańskiej marki pierwsi odkryli młodzi ludzie, którzy szaleją na punkcie k-popu, oglądają w internecie koreańskie seriale telewizyjne, ubierają się zgodnie z koreańską modą, chodzą do restauracji koreańskich i oszczędzają na wakacje w Seulu." (str.7)
Nie sposób się nie zgodzić i podpisuję się pod tym stwierdzeniem, ale autor zapomniał o jednej, ważnej sprawie w tym zdaniu - używają koreańskich kosmetyków!
A poza tym dopiero teraz (dosłownie w czasie przepisywania tego zdania) przypomniałam sobie, że przecież w polskiej publicznej telewizji leciała Cesarzowa Ki.
> "Podobieństwo, jeśli chodzi o wydarzenia polityczne czy uwarunkowania społeczne, pomiędzy Republiką Korei a Polską było dla mnie wręcz uderzające (...)." (str.15)
Dla mnie też, gdy pierwszy raz je sobie uświadomiłam. Może Polska w swoim rozwoju gospodarczym powinna brać z niej przykład?
> "Najbardziej wydeptany gościniec na tę specyficzną wyspę prowadzi prosto z nieba na lotnisko Incheon (Inczhon) (...). (str. 22)
Tu się będę czepiała - nie mam pojęcia skąd wziął się zapis Inczhon. Znaczy Wikipedia podaje, że można tak to zapisywać, ale Komisja Standaryzacji zaleca Inczon.
> "Nie winię za o nikogo, gdyż sam przez lata płakałem nad tymi daniami rzewnymi łzami, zużywając przy tym tony chusteczek i tracąc czucie w języku." (str. 47)
Autor pociesza nas, że można się przyzwyczaić do pikantnej kuchni i prosić o dokładkę. Ale chyba zaznaczyłam sobie ten fragment, aby jeszcze raz podkreślić, że najlepsze fragmenty tej książki to te, gdy autor pisze z doświadczenia.
> "Polska zajmuje w tej statystyce pozycję... ostatnią. Z niecałym kilogramem ryżu rocznie na mieszkańca jesteśmy krajem, gdzie ryżu je się najmniej na świecie!". (str. 55)
Teraz się zastanawiam za kogo w Polsce jem ryż, bo gdybym miała policzyć to wychodzi mi, że jem jakieś 6 kilogramów rocznie.
> O Hwarangu. "Współczesnych fanów k-popu może zainteresować to, że nosili się bardzo elegancko i prawdopodobnie malowali twarze, aby wydawać się jeszcze przystojniejszymi." (str. 137)
Fanów k-popu to może zainteresować fakt, że powstała drama Hwarang (linkuję swoją recenzję), w której grał V z BTS. Poza tym to zdanie brzmi trochę tak, jak by fanów k-popu interesowało tylko to, że idole się malują i, nie wiem, uważani są za najprzystojniejszych przedstawicieli społeczeństwa.
> "O maskarze na placu Tian'anmen w Pekinie w 1989 do dziś się pisze i wie o niej cały świat. Wokół wielkiej tragedii Gwangju przez lata trwała cisza." (str. 206)
To zdanie dokładnie podsumowuje to, co czułam, czytając większą część rozdziału o historii. A dokładnie, prawie, że słowo w słowo, gdy czytałam o samej maskarze i zastanawiałam się dlaczego czytam o niej pierwszy raz. A potem przewróciłam stronę i okazało się, że skojarzenie z Tian'anmen było całkiem oczywiste.
> A propos przebierania się w stylizowane dawne stroje na ślubach: "Jest przy tym zawsze sporo zabawy." (druga część ze zdjęciami)
Przepraszam, ale ten komentarz skojarzy mi się z tymi memicznymi (memowymi? pochodzącymi z memów) "wszyscy śmiali się i dokazywali", "śmiechom nie było końca". Ktoś u spędza za dużo czasu w internecie. (Żeby nie było wątpliwości - ja, nie autor)
> "Lotte poza tym, że ma sieć centrów handlowych i hoteli, jest też światowym potentatem przemysłu spożywczego, w tym właścicielem polskiego Wedla." (str. 307)
Ciekawostek ciąg dalszy! To jest plus, że pisze to polski autor - odnosi się do polskich realiów i tego, co czytelnik może kojarzyć.
Plus ciekawostka ode mnie (chyba nie przeczytałam jej w tej książce i zupełnie nie pamiętam, gdzie ją przeczytałam) - podobno nazwa Lotte wzięła się od ukochanej Wertera.
> O girlsbandach. "Ubrane są często tak samo (bardzo sexy, ale nie wulgarnie) (...)". (str. 362)
Nie wiem, może autor odnosi się do wczesnych występów Girls Generation - sama jak na nie patrzę to zastanawiam się, jak dziewczynom nie jest zimno w tak skąpych strojach czasami, ale polecałabym zobaczyć występy chociażby zespołu GFRIEND. I taka uwaga, która dość często się powtarza a propos strojów - wygląda na to, że w Korei można odsłonić nogi i to bardzo, dlatego dziewczyny chodzą w bardzo (bardzo) krótkich spodenkach/spódniczkach, ale mają pod nimi ochronne spodenki, żeby przypadkiem nie pokazać za dużo.
> "Mam nadzieję, że taki przydługi wywód nie okazał się zbyt męczący i nie przesłonił innych tematów, które starałem się poruszyć." (str. 388)
Przysłonił.
> "Niedawno ukazało się polskie tłumaczenie książki Franka Ahrensa pod fatalnym tytułem Koreańczycy. W pułapce doskonałości (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego). (str.396-397)
Autor komentuje tę książkę dalej i ogólnie zgadzam się z tym, co tam napisał.
Wyszło mi tego więcej niż przypuszczałam, nie było tego widać po zaznaczeniach, a książka ma jednak prawie 400 stron.
LOVE, M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3