Dzisiaj zapowiadana druga część wpisu o książce Wielki Następca. Jest ona integralną kontynuacją wpisu Czy koreańskie bingo działa? - Wielki następca i bez przeczytania pierwszego tekstu ten będzie niepełny, a być może nawet niezrozumiały. Serdecznie zachęcam do spojrzenia na koreańskie bingo przed przeczytaniem poniższego tekstu.
Tytuł: Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una
Autor: Anna Fifield
Tłumacz: Grzegorz Gajek
Wydawnictwo: Wydawnictwo SQN (Wydawnictwo Sine Qua Non)
Miałam
nie pisać recenzji, ale muszę o czymś wspomnieć - ta książka napisana
jest paskudnym językiem. Jeśli miałabym go jakoś określić to
napisałabym, że jest kwadratowy - suchy, nieporywający, kanciasty;
przejawy błyskotliwości językowej przypisałabym raczej tłumaczowi i
redaktorom niż autorce. Jest to też książka z duszy amerykańska - im
więcej czytam książek niefikcjonalnych amerykańskich autorów tym
bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że swego rodzaju arogancja, która
wylewa się wręcz z ich tekstów to musi być jakaś cecha narodowa. Poza
tym w pewnym miejscu autorka pisze jak to znalazła siostrę/kuzynkę Kima,
która ułożyła sobie życie gdzieś we Francji, napisała o niej cały
artykuł, co robi, gdzie pracuje, co robią jej dzieci - i łaskawie
postanowiła go nie publikować, aby nie zniszczyć kobiecie życia. Nie
rozumiem, po co o tym wspominała (znaczy rozumiem - chciała się pochwalić
tym, ile pracy wykonała), bo zbudowało to w mojej głowie obraz tego, że
autorka nie jest zbyt miłym człowiekiem.
Ogólny ton tej książki nie odbiega niczym od innych książek o KRDL, podobnie jak ambicje autorki o odkrywaniu prawdy o tym kraju. Przywołuje ona także dwudziestowieczną historię Korei łącznie z legendarnym pochodzeniem Kim Dzong Ila i głodem w latach 90., opisuje funkcjonowanie targów, straży sąsiedzkich i obozów i przyznam szczerze, że nie wiem (znaczy wiem, bo szukałam cytatów), jakim sposobem nie postanowiłam po prostu opuszczać te fragmenty, bo czytałam o tym pewnie tysiąc razy.
Chciałam pochwalić książkę za całkiem niezłe poradzenie sobie z nazwami własnymi (odmieniali je bardzo ładnie!), chociaż zdarzały się wpadki (Incheon zamian Inczon - chociaż wyspa Jeju była zapisana jako Czedżu). Z tym, że czytałam ebooka na komputerze i nie wiem, czy część wpadek nie wynikała z jakiś błędów w pliku. Ogólnie jednak było dużo, dużo lepiej niż w przeciętnej książce o Korei.
Muszę też przyznać, że początek książki jest nico mylący. Albo inaczej nastawiający bardzo negatywnie do książki, która później faktycznie zawiera bardzo wiele interesujących informacji - bo jednak dotyczy bardziej Kim Dzong Una a nie samej Korei Północnej. Ale tam, gdzie dotyczy Korei Północnej - powtarza wszystko, co zostało już opisane po sto razy. Mam nadzieję, że wybrane cytaty prezentują to, jak bardzo powtarzalne są narracje o KRLD.
A z zupełnie innej strony - podczas czytania denerwował mnie brak chronologii, który nie miał nic szczególnego na celu. Autorka opisywała zdarzenie z 2016 roku, a potem podobne, ale z 2013. Nie było żadnego powodu, aby nie przedstawić ich chronologicznie.
Podsumowując, tam, gdzie książka jest powtarzalna - jest powtarzalna do bólu i zgrzytania zębów, tam, gdzie autorka pisze o swoich przeżyciach - włącza się typowy arogancki ton, ale tam gdzie opisywany jest Kim Dzong Un albo tam, gdzie opisywane są rzeczy, o których można było poczytać w mediach, ale w niespójny sposób (na przykład o rozwoju hakerstwa i atakach przez internet oraz o przyczynach i rozwoju broni nuklearnej w KRLD - to nieco głębsza kwestia niż mogłoby się wydawać) książka jest naprawdę ciekawa i bardzo informatywna. I to są zdecydowanie najlepsze jej fragmenty.
Na koniec zostawiłam jedną złośliwość, bo sprawiła ona, że ostatecznie nie wiem, co o tej książce myśleć i gdy już byłam do niej pozytywnie nastawiona, gdzieś pod koniec można w niej przeczytać takie rzeczy.
Starałam się być w miarę niezłośliwa, ale jak można nie być złośliwym, jeśli czyta się coś takiego:
> Do grupy należała cała masa piosenkarzy, których muzyka była na Północny oficjalnie zakazana. Znalazły się wśród nich także dziewczyny z k-popowego zespołu Red Velvet, znane z ufarbowanych fryzur i kusych strojów. Specjalnie dla największego łobuza w Korei Północnej wykonały między innymi przebój Bad Boy, czyli właśnie „Łobuz”. „Ilekroć wpadam, kolejny łobuz pada. Trafiony, uuu, uuu”, śpiewały, ograniczając się do mniej prowokacyjnej choreografii niż zazwyczaj. (355)
> Do grupy należała cała masa piosenkarzy, których muzyka była na Północny oficjalnie zakazana. Znalazły się wśród nich także dziewczyny z k-popowego zespołu Red Velvet, znane z ufarbowanych fryzur i kusych strojów. Specjalnie dla największego łobuza w Korei Północnej wykonały między innymi przebój Bad Boy, czyli właśnie „Łobuz”. „Ilekroć wpadam, kolejny łobuz pada. Trafiony, uuu, uuu”, śpiewały, ograniczając się do mniej prowokacyjnej choreografii niż zazwyczaj. (355)
>
Wyobraźcie sobie tylko: Południowcy z ufarbowanymi na blond włosami,
dziewczyny w skąpych szortach i kozakach nad kolano, młodzi rockmani w
białych garniturach, a pośrodku on – wielki wódz w czarnym mundurku Mao.
Wiecie,
nie trzeba sobie tego wyobrażać - wystarczy wygooglować zdjęcie. I
nagle się okaże, że jedna osoba ma włosy blond (dwie rozjaśniane, a
jedna coś na kształt ombre); nie obrażając nikogo - rockmani nie byli
młodzi; a tego jakie spodenki i buty mają dziewczyny naprawdę nie widać.
A dwa, Sulgi mówiła, że nikt nie kazał im zmieniać choreografii i
zmieniła dosłownie jeden ruch, bo pomyślała, że tak wypada. Poza tym - jak już czepiamy się Red Velvet - to proszę spojrzeć - trzy dziewczyny stoją na skraju drugiego rządu po lewej stronie, Irene stoi co prawda obok Kim Dzong Una. A Bad Boy to była akurat ich najnowsza piosenka nie wiem, czemu autorka tak się czepia. Albo w sumie wiem - bo pasuje jej do narracji.
Źródło: https://www.scmp.com/news/asia/east-asia/article/2139857/kim-jong-un-red-velvet-superfan-praising-k-pop-girl-band-who
W skrócie: dawno tak bardzo nie wiedziałam, co myśleć o jakiejś książce.
Trzymajcie się, M
Mój narzeczony właśnie czyta tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńNiedawno ją sobie kupiłam, ale nie spodziewam się jakichś wielkich fajerwerków. Już dawno ogarnęłam, że jeśli o KRLD chodzi, to zaskakują mnie tylko informacje z tekstów naukowych - może nawet jak nie są jakieś odkrywcze, to badacze zawsze potrafią je jakoś fajnie zinterpretować na nowo
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To Read Or Not To Read
Nie zachęciłaś mnie do sięgnięcia i choć z jednej strony nie chce mi się tego robić, to jednak coś tam kusi. Kiedyś z pewnością przyjdzie na nią czas, może moje odczucia będą bardziej pozytywne, bo dotychczas czytałam tylko książkę o porwaniu aktorki i reżysera. :)
OdpowiedzUsuń