Hello!
Jak wiadomo - mam słabość do Szekspira w popkulturze. Postanowiłam więc obejrzeć Rosaline - chociaż muszę przyznać, że punkt wyjścia tego filmu (który z jakiegoś powodu jest promowany jak serial) wcale nie wydawał mi się tak ciekawy i odkrywczy, jak twórcy by chcieli. Ale tak naprawdę nie miałam wobec filmu żadnych oczekiwań i nawet nie za bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. (Nie wiem, czy już samo napisanie, że w tekście są spoilery do filmu nie zdradza za dużo - ale z drugiej strony to komedia i może ja sama potraktowałam ją za poważnie...).
Rosaline to kuzynka Julii... i dziewczyna, z którą spotykał się Romeo zanim Julię poznał. Sprawa jest nawet bardziej skomplikowana - ustawiona randka Rosaline powoduje, że znana para ma czas się poznać. Na dodatek Rosaline nie pamięta swojej kuzynki - ale gdy okazuje się, że Julia pamięta ją, Rosaline rozpoczyna akcję zniechęcania Julii do Romea.
Tak do połowy filmu bawiłam się nawet nieźle (chociaż przez samiusieńki początek trochę trudno było przejść), zdarzyło mi się śmiać w głos (gdy zmieniła się pogoda i ze skrzypka w pokoju głównej bohaterki), ale tam z tyłu cały czas jest historia Romea i Julii - i im bliżej końca, tym film staje się coraz cięższy. Można obserwować, jak twórcy zapominają, że to powinna być komedia, a całość coraz bardziej osiada. A jednocześnie coraz bardziej ma się poczucie, że odniesienia do Romea i Julii nie były wcale potrzebne.
Rosaline dostaje zalotnika - którego oczywiście na początku nie lubi, ale potem znajdują nić porozumienia - ale na dobrą sprawę trudno kibicować, żeby się zeszli, bo ma się poczucie, że to nie fair. Zresztą podobnie - wiemy, jak ta historia się kończy (ekhem... powinna się skończyć) - trudno kibicować Rosaline w pomyśle odbicia Romea Julii. Do tego dołącza jeszcze to, że nasza bohaterka jest dość specyficzna (zresztą Julia też - jakim sposobem ta wersja Julii mogła zakochać się w Romeo, to ja nie wiem) - momentami wydaje się jedynym głosem rozsądku w całym filmie, a w innym czasie jest nieprzytomnie naiwna.
Ponadto Romeo w tym filmie niemalże nie jest postacią i w sumie jest bohaterem trzecioplanowym. On tylko mówi poezją. A w zasadzie chyba papuguje, bo nie wydaje się szczególnie lotny. Kłopot z takim ukazaniem Romea oraz tym, co robi nasza główna bohaterka, jest taki, że to właśnie na nią spada cała wina. I tak - Rosaline robiła wiele głupot z poważnymi konsekwencjami, ale to nie ona spowodowała na przykład to, że Romeo zabił Tybalta. A potem się okazuje, że z tego wszystkiego i tak nic nie wynika.
Oglądając, miałam wrażenie, że to taki wysokobudżetowy teatr telewizji dla nastolatków, a po zakończeniu, że jeszcze dziecięca wersja historii - aby dzieci nie przestraszyły się śmierci. Jakieś to takie infantylne ostatecznie. Morał z tego filmu jest taki, że powinniśmy kogoś poznać zanim zadeklarujemy mu miłość - odkrywczy niesamowicie.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
Trzymajcie się, M
Na wieczór kiedy chce się pooglądać coś niewymagającego może być dobre :)
OdpowiedzUsuńBędę miała ten tytuł na uwadze.
OdpowiedzUsuńNie dla mnie...
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiłaś mnie ta recenzją. Chociaż faktycznie morał dość płytki :)
OdpowiedzUsuńChoć lubię nawiązania do Szekspira to film nie zachęca
OdpowiedzUsuńJakoś nie do końca do mnie to przemawia ;)
OdpowiedzUsuńChyba sobie kiedyś obejrzę jak będę potrzebowała czegoś na tak zwane odmóżdżenie.
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie, ale nie mówię całkowicie nie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że film mógłby mi się spodobać. Będę go miała na uwadze.
OdpowiedzUsuńNiefajne są takie rozczarowania...
OdpowiedzUsuńNo odkrywcze ;) Ale może czasami trzeba/warto obejrzeć coś niewymagającego, nawet jeśli niekiedy zapomina, że miało być lekkie.
OdpowiedzUsuńJakoś nie umiem się do niego przekonać :/
OdpowiedzUsuńNa odprężenie czemu by nie :)
OdpowiedzUsuńMi to zawsze czasu na takie przerywniki brakuje :(
OdpowiedzUsuń