sobota, 29 lipca 2023

Nuda - Wiedźmin sezon 3

Hello!

Pierwsza część trzeciego sezonu Wiedźmina nie wzbudziła we mnie prawie żadnych emocji, więc nie czułam też potrzeby, aby o niej pisać. Ale coś się zmieniło przed premierą części drugiej i tak mamy wpis!

Pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu.

Pierwsza część trzeciego sezonu była nudna. Tylko tyle. Nie do końca rozumiałam, czemu Ciri miała momenty, gdy zachowywała się jak wielka idealistka, bo nie przypominałam sobie z książek, aby nią była. Yennefer, która zaczęła nazywać ją "Brzydulką" nie wywołało żadnych emocji, a powinno, ale nadbudowa tej relacji jest tak spaczona (nawet bardziej niż portal w Wieży Mewy), że nie ma tu ratunku, a i pierwszy odcinek sezonu i cała jego reszta robi niewiele (albo nic), aby jakoś uwiarygodnić narrację matka-córka. Zasadniczo to nie miałabym nic przeciwko wycięciu Yen z serialu i oddaniu roli mentorki Ciri Triss. Geralt jest Geraltem i na pewno jego relacja z Ciri jest lepsza niż Ciri z Yen. I jego z Yenn zresztą też. Wątek Jaskra i Radowida, ani mnie ziębi, ani mnie grzeje, ale trudno nie zauważyć, że to jedna z nielicznych fabuł, które mają tutaj wyraźny początek, rozwinięcie i zakończenie oraz nawet jakieś motywy. Że mocno trzecioplanowe to trudno.

Dla mnie oglądanie tego serialu jest dziwne, bo pamiętam z książek zbyt mało, aby wypunktować bardzo dokładnie nieścisłości, a jednocześnie na tyle dużo, aby wiedzieć, jak wiele rzeczy jest płytkich, niepoprawnych, pokazanych w złym kontekście i klimacie. A serial sam w sobie nie ma odpowiednio przedstawionego kontekstu oraz przyczynowości i skutkowości, że brakuje mu sensu. Ale na przykład dokładnie pamiętałam, że klony/kopie/dziewczyny podobne do Ciri - na pewno jedna - to był wątek w książce i akurat tego scenarzyści sami nie wymyślili, przynajmniej nie do końca. A widziałam, że wielu ludzi było bardzo zaskoczonych. Wygląda na to, że scenarzyści próbują - dość nieudolnie - wybrnąć z chaosu, jakim był drugi sezon, i jakoś wyprostować ścieżki, ale mam poważne wątpliwości, czym im się to uda. A to poniekąd dokłada do dziwności oglądania, bo mam z tylu głowy takie różne punktu fabularne, które pamiętam, i wiem dokąd cała ta opowieść zmierza - a oglądanie, to zastanawianie się, co zostanie przeinaczone, zamiast co i jak zostanie zekranizowane. Scenarzyści już zagrali wielkim odkryciem z książek, więc mam nadzieję, że inne zaskoczenia pozostawią bez zmian i w odpowiedniej (albo przynajmniej sensownej) kolejności.

Włączyłam te pierwsze pięć odcinków, aby leciały sobie w tle i w tej roli się sprawdziły, a ja nie mam potrzeby, aby jakoś szczególnie emocjonować się tym serialem. 

ALE zobaczyłam zapowiedź tej drugiej części tego sezonu - i muszę przyznać, że wizualnie zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Na tyle, że napisałam to wszystko powyżej w oczekiwaniu na 27 lipca.

I tak szósty odcinek z bitwą na Thanedd czy też w Aretuzie robi wrażenie i udowadnia, że Wiedźmina należy oglądać na dużym ekranie (czyli telewizorze - chociaż gdyby ktoś organizował pokaz tego odcinka w kinie, to bym się na niego wybrała). Z jakiegoś powodu cała ta sekwencja bardzo kojarzyła mi się z bitwą o Hogwart, chociaż nie były to bardzo podobne sceny.

Emocjonalnie - nie za bardzo wierzę w ekranowe gadanie naszych bohaterów o przeznaczeniu, a zawsze znajdowanie się lepiej pamiętam z książek i to wzbudza lekką nostalgię. Natomiast smuci mnie wątek Tissai i nie wiem, czy to mój sentyment, czy naprawdę teraz doskonale widać, że aktorka, która się w nią wciela, jest jedną z najlepszych na planie całego serialu. 

Odcinek drugi z Ciri na pustyni jest nudny i chociaż próbowano coś robić, aby tak bardzo się nie dłużył - trochę musiał, aby widzowie poczuli rozpacz bohaterki. 

Aretuza

I tak jak w sumie nie najgorzej wyglądała walka w Aretuzie, tak wylewająca się z obrazu sztuczność scenografii Brokilonu pokonywała mnie za każdym razem, gdy las pojawiał się na ekranie. 

Ten serial ma wręcz niezwykłą zdolność do przeskakiwania pomiędzy byciem poruszającym i smutnym (a prawdziwe dotykanie tych emocji nie zdarza mu się często) do nieco absurdalnych (i człowiek ma ochotę płakać, ale ze śmiechu).

Pisałam, pisałam! Kopia Ciri była w książkach i to wszystko prawda - tyle że powinno to być, gdzieś w Pani Jeziora (chyba). 

Walki jak zawsze są super i te dwie na koniec ostatniego odcinka także robią ogromne wrażenie. Ale to w sumie tyle. Liczyłam na jakąś zapowiedź kolejnego sezonu, cokolwiek, ale na razie na dobrą sprawę nie widać nic, co sugerowałoby płynne przejście od Geralta Cavilla do Geralta Hemswortha.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Pozdrawiam, M

7 komentarzy:

  1. Mi się już nawet tego nie chce oglądać ^^ podziwiam za wytrwałość ja nie mogłam już przy drugim sezonie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nigdy nie byłam fanką Wiedźmina w żadnej wersji..

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja, aż tak jestem znudzona tym serialem, że nawet nie włączyłam pierwszego odcinka trzeciego sezonu, ale byłam ciekawa jak wygląda ostatnia scena Geralta - Cavilla,a tu piszesz, że nic nie zapowiada płynnego przejścia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zrezygnowałam po pierwszym sezonie :) Szkoda na to mojego czasu

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze przyznam, że nie oglądałam i na razie nic nie wskazuje na to aby miało się to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dwa pierwsze sezony też jakoś bardziej przypadły mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3