sobota, 6 stycznia 2024

Męczenie - Dziewczyna, która skoczyła do morza

 Hello!

Zamówiłam Dziewczynę, która skoczyła do morza jeszcze w przedsprzedaży na stronie wydawnictwa, ale dopiero teraz zabrałam się za jej czytanie. A raczej męczenie, bo nieszczególnie przypadła mi do gustu.

Tytuł: Dziewczyna, która skoczyła do morza
Autorka: Axie Oh
Tłumaczenie: Hana Matejek-Khouri
Wydawnictwo: Nowe Strony

 Każdego roku, gdy zabójcze sztormy nawiedzają rodzinne strony Miny, dziewczyna z jej wioski jest ofiarowywana Bogu Morza jako panna młoda. Mieszkańcy wierzą, że w końcu któraś z nich będzie tą, która spodoba się podmorskiemu władcy. A kiedy tak się stanie, niszczycielskie żywioły przestaną pustoszyć ich ziemię.
Wielu mieszkańców myśli, że to właśnie Shim Cheong, najpiękniejsza dziewczyna w wiosce, może być legendarną panną młodą. Niestety jest ona wybranką brata Miny – Joona. I w nocy kiedy ma zostać poświęcona Bogowi Morza, Joon podażą za ukochaną, wiedząc, że może zapłacić za to życiem.
Jednak tego dnia to nie Shim spróbuje przypodobać się Królowi Morza, a Mina, która, aby ocalić brata, rzuca się w głębiny.
Mina trafia do podmorskiego Królestwa Duchów, magicznego miejsca zamieszkanego przez bogów i mityczne bestie. Ku jej zaskoczeniu, bóg, którego szukała, jest pogrążony we śnie. Z pomocą przychodzi jej tajemniczy młody mężczyzna Shin. Razem z nim oraz grupą sprzymierzeńców Mina zamierza obudzić boga i zakończyć koszmar mieszkańców swojej wioski.
(opis wydawnictwa)

Podoba mi się zamysł tej książki i jej baśniowość. Nie podobała mi się jednak w wielu momentach jej warstwa językowa. Być może Dziewczyna, która skoczyła do morza jest przeznaczona do jeszcze młodszego czytelnika niż sądziłam - ale często baśniowe historie są uniwersalne. Ogólne językowe wrażenie, które pozostawia ta książka, to poczucie, że jej część jest napisana prosto jak czytanka dla pięciolatków, ale druga część patetycznie - jak źle poprowadzony tekst o filozofii. Zdecydowanie nie pomaga tej książce fakt narracji pierwszoosobowej, bo główną bohaterkę trudno polubić. Są Dziewczynie... takie zdania, które w nieco innym tekście, w nieco innym kontekście byłyby pięknymi mottami, ładnymi przemyśleniami. Ale tutaj wypadają niemożebnie patetycznie i nie na miejscu. Nie pasują ani do historii - a dokładnie do tego, ile wiemy o bohaterce - ani do języka opowieści. W skrócie: pomysł super, wykonanie - do poprawki. Ale faktem pozostaje, że książka ma jedną z najładniejszych okładek, jakie widziałam.

Jako czytelniczka żałuję, że poznajemy naszą główną bohaterkę w tytułowym i znanym z blurba momencie i nie znamy jej charakteru wcześniej. Zapoznawanie się z postacią w skrajnej sytuacji może być ciekawe, ale w przypadku Miny sprawia, że poznajemy ją z jednej strony. W narracji pojawia się kilka retrospekcji, ale chociaż niby pasują do opowieści, tak naprawdę tylko ją niepotrzebnie rozbijają. A można było pokazać kilka obrazków z życia Miny zanim skoczyła do morza.

Odniosłam wrażenie, że Dziewczyna, która skoczyła do morza byłaby o wiele lepszą książką, gdyby miała narratora trzecioosobowego. Opisy wydarzeń udają się autorce dużo lepiej niż próby przedstawienia przeżyć wewnętrznych bohaterki. Gdy akcja nabrała rozpędu, to książka bywała nawet zabawna i zastanawiałam się, jak bohaterowie wybrną z kompotu, w który wpadli jak śliwki. Przy czym nie mam pewności, że założeniem fabuły było wywoływanie śmiechu w czytelniku. Jednocześnie jednak bohaterowie suną od jednego miejsca do drugiego, często bez ładu i składu, prowadzą jakieś spotkania, z których w dalszej perspektywie niewiele wynika. Ogólnie dużo się dzieje - ale to niedobrze, bo nie ma czasu na zastanowienie, czy cokolwiek z opisanych wydarzeń ma sens i układa się w ciąg przyczynowo-skutkowy. A często się nie układa i wiele ważnych elementów tej historii nie jest wyjaśnionych. Bohaterowie nie podejmują działań, tylko są przesuwani po Krainie Duchów przez autorkę jak pionki po szachownicy.  

Dziewczyna... to książka jednocześnie za krótka i za długa i to zarówno fizycznie (ma niecałe trzysta stron, a męczyłam ją dwa tygodnie), jak i pod względem czasu przedstawionego (jesteśmy ograniczeni miesiącem, ale na dobrą sprawę wydaje się, że wszystko trwa tydzień) - za krótka na rozwój relacji głównych bohaterów, ale za długa na rozważania o przeznaczeniu. Ponadto okazuje się, że książka jest o wiele lepiej przemyślana w pewnych sprawach, niż początkowo się wydaje i to nawet zrobiło na mnie wrażenie - przy czym akurat te wszystkie sprawy naprawdę zyskałyby, gdyby autorka postanowiła je dłużej rozpisać i dać czytelnikom okazję do zapoznania się z kolejnymi bohaterami drugoplanowymi. Jej końcówka jest bardzo k-dramowa - nie idzie tego inaczej opisać - i aż dziw bierze, że takie hasło nie pojawiło się gdzieś na okładce, promując fabułę.

Hasłami reklamowymi tej książki są za to: "Powieść zainspirowana filmem Spirited Away: W krainie bogów i mitologią koreańską!" oraz "Dla fanów Wojny makowej Rebecci F. Kuang" - i zacznę od skomentowania prostszej sprawy. To nie jest książka dla fanów Wojny makowej, bo fani Wojny makowej są pewnie tak z 10 lat starsi niż grupa odbiorców, do której Dziewczyna... powinna trafić. Na upartego można by napisać, że to Wojna makowa dla pięciolatków, ale ogólnie te tytuły raczej po prostu nie powinny być postawione obok siebie. Co do inspiracji - są i są wyraźne, przy czym ta do mitologii koreańskiej jest bardziej naturalna, natomiast ta do W krainie bogów wydaje się eksplorowana na siłę. Z jednej strony rozumiem, dlaczego Dziewczynę... reklamowano powiązaniami z innymi tekstami kultury, ale z drugiej - ktoś gdzieś musiał wiedzieć, że jakościowo ta książka raczej się do przywoływanych tytułów nie zbliża i w przeciwieństwie do nich raczej zostanie zapomniana w dłuższej perspektywie. Jeszcze inną rzeczą są te powiązania z mitologią koreańską – prawdziwą baśnią jest ta, którą Mina opowiada Bogu Morza pod sam koniec historii. Co poza tym niestety nie wiem, bo w Polsce niestety trudno znać koreańskie legendy.

Pewną ciekawą rzeczą, o której pomyślałam, czytając Dziewczynę..., było podejście głównej bohaterki do bóstw i bogów jej świata/czasów. Mieszkańcy jej wioski wierzyli, że bóstwa ich wysłuchują, wysyłanie wybranki w morze zaspokaja Boga Morza. Po czym, gdy trafia do Krainy Duchów, jest rozczarowana, bo bogowie zajmują się sami sobą i są w tym dość ludzcy i egoistyczni. Dla Miny jest to porażające doświadczenie, ale przypuszczam, że dla czytelników znających grecką i rzymską mitologię takie podejście bóstw do świata nie jest szczególnie poruszające. Wręcz oczywistym jest, że lepiej, aby bogowie wcale nie ingerowali w świat ludzi. To taka uwaga o różnych kontekstach kulturowych. 

Podsumowując, bardzo źle czytało mi się tę książkę - ma ona niecałe 300 stron a męczyłam ją 2 tygodnie. 

 Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Pozdrawiam, M

6 komentarzy:

  1. Podziwiam, że w ogóle skończyłaś tę książkę - szkoda życia na takie słabe utwory...

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka raczej nie dla mnie, bo nie przepadam za mitycznymi bestiami i królestwami zamieszkiwanymi przez duchy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że książka Cię rozczarowała i zmęczyła. Jeszcze nie wiem czy po nią sięgnę, ale też nie mówię jej 'nie'. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przykro mi że książka Cię tak umordowala. To nie mój styl, więc po takiej opinii tym bardziej sobie odpuszczę. Serdecznie pozdrawiam 🙂

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, naprawdę szkoda gdy książka męczy zamiast wciągać. No niestety, nie każdy tytuł będzie nam zawsze odpowiadał. Może dziewczyna znajdzie swoich miłośników, ja raczej po nią nie sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oooo, ale szkoda. Mnie się spodobała, ale rozumiem, że ma specyficzny styl, który nie każdemu przypadnie do gustu. ;) Podziwiam, że mimo takiego męczenia nie zdecydowałaś się przerwać lektury! ;)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3