poniedziałek, 11 marca 2024

Gdyby mógł, byłby cukiernikiem - Bracia Sun

 Hello!

Odkąd zauważyłam pojawienie się The Brothers Sun na Netflixie chciałam obejrzeć ten serial, ale zabrałam się za to dopiero... gdy przeczytałam, że nie dostanie drugiego sezonu. 

Po tym, gdy postrzelony zostaje ojciec i szef ważnego gangu na Tajwanie, Charles - najstarszy syn i śmiercionośna broń, który wolałby być cukiernikiem (jak mi się to kojarzy z opisem langusty, która gdyby mogła, jadłaby dżem z filmu Asterix i Obelix: Misja Kleopatra) przylatuje do Los Angeles, gdzie mieszka jego matka oraz niczego nieświadomy młodszy brat Bruce (studiuje medycynę, ale pieniądze na czesne wydał na lekcje improwizacji) - następuje chaos. Bruce musi odnaleźć się w nowym świecie, a Charles dowiedzieć, kto zagraża istnieniu gangów.

I tak jak mi się ten serial podobał, tak nie dziwię się, że nie został przedłużony - choć wyraźnie miał potencjał na kolejny sezon. Największym problemem Braci Sun jest niesamowita wręcz nierównomierność rozłożenia akcji. Do tego stopnia, że można by z ośmioodcinkowego serialu wyciąć dwa epizody, które niezwykle się ciągnęły i prawie nie byłoby różnicy. Praktycznie cały czas, który bohaterowie spędzają w willi nad morzem, można było rozegrać dużo przytulniej i mniej efekciarsko, aby lepiej pokazać, że postaci budują więzi i poczuwają się do bycia rodziną. A z drugiej strony - są sceny niezwykle trzymające w napięciu, gdy nie jest się pewnym, w jaką stronę może potoczyć się akcja. 

Drugim problemem tego serialu jest to, że nie do końca wiadomo, o czym on miał być. A raczej o kim i na którym wątku powinien skupić się najbardziej. Z tytułu wynikałoby, że o braciach, ale prawda jest taka, że najważniejszą postacią jest w nim ich matka. I to wokół niej wszystko się kręci - nie bez powodu do tej roli zatrudniono Michelle Yeoh. I gdyby nie to, to prawdopodobnie też nie zdecydowałabym się na oglądanie, bo niestety nie kojarzyłam nikogo z pozostałych aktorów. I być może, że gdyby twórcy serialu jeszcze bardziej postawili na jej postać, skupili się na jej umiejętnościach radzenia sobie i bycia dwa kroki przed wszystkimi - prawdziwą szyją kręcącą głową - byłby to lepszy serial. Ale niestety nieco się to rozmywa pomiędzy wątkami braci a tajemniczej organizacji polującej na triady.

I trzecia rzecz - serial jest przewidywalny, a do tego czasami obraża inteligencję widza (naprawdę nie trzeba robić przebitki z bardzo charakterystyczną postacią, aby widzowie zorientowali się, że to ta sama osoba!). Jak wspominałam - potrafi trzymać w napięciu, ale wiele rzeczy jest w nim dosyć oczywistych. Może dlatego, że to komedia akcji i w sumie nie powinnam być zaskoczona.

Z założenia powinniśmy też być po stronie naszych głównych bohaterów - a jak by nie było to rodzina mafijna. Nawet jeśli Bruce dowiaduje się o tym razem z widzami i nie chce mieć z tym wszystkim nic wspólnego - to wciąż jego rodzina. I nie byłoby problemem mu kibicować i kibicować jego matce, żeby została szefową wszystkich szefów. Problemem jest to, że organizacja, która walczy z triadami za motto przyjęła sobie wyplenienie zła - i chociaż zasadniczo nie widzimy nielegalnego biznesu na ekranie (ale widzimy Charlesa, który morduje ludzi) prowadzonego przez naszych bohaterów - to trudno napisać, że ich założenia są złe. Jasne są oni przedstawiani widzom jako młodzi, naiwni i niebędący w stanie nic zmienić, a walka z gangsterami jest raczej dobra niż zła i w zasadzie poza tym, że ponieważ oglądamy świat zasadniczo z perspektywy Bruce'a a organizacja bezpośrednio zagraża jego matce, to powinniśmy im kibicować w walce z mafią. 

Widzimy za mało świata poza mafią, aby nam na nim zależało, ale niestety prawda jest taka, że wobec naszych głównych bohaterów też trudno wzbudzić w sobie jakieś większe emocje. I prawdę napisawszy - nie wiem dlaczego. Zazwyczaj opowieści o rodzeństwie bardzo mnie poruszają, a tutaj aż do ostatniego odcinka - który jest kulminacją wszystkich emocji całego serialu i  jest dość łamiący serce - moje emocjonalne zaangażowanie w oglądanie było na dość niskim poziomie. Przy czym jak pisałam - ten serial mi się podobał i oprócz kilku ciągnących się wątków naprawdę znakomicie się go oglądało. 

Co można zaliczyć do plusów? 1. Walki robią wrażenie i są brutalne, wbijanie noży w szyję te tematy, jeśli ktoś nie za bardzo może oglądać krew, to radziłabym ominąć ten serial, a przynajmniej te sceny. 2. Jest ładny, a kilka scen jest nakręconych w naprawdę ciekawy i kreatywny sposób. Ponadto w ścieżce dźwiękowej wykorzystano bardzo wiele różnych - chociaż głównie chińskich - piosenek. 3. Gdy już przeżyje się zażenowanie z drugiej ręki w pierwszych odcinkach, można odkryć, że Bruce to naprawdę ciekawa postać. 4. W zasadzie wszystkie postacie są ciekawe i wszystkie jak jeden mąż potrzebują lat świetlnych terapii - dlatego nie opisuję ich dróg i szczegółów psychologicznych, trzeba je poznać samemu i zobaczyć, co przechodzą na ekranie. Przeprowadzenie psychoanalizy zajęłoby zbyt dużo miejsca, a jak wspominałam - relacje pomiędzy bohaterami są tu najważniejsze. (Przy czym jednocześnie zupełnie zawalono wątek June i jej przynależności). A drugim niesamowicie ważnym tematem tego serialu jest możliwość samodzielnego decydowania o swoim życiu i podejmowania dotyczących go decyzji. I jak się okazuje albo jest to zwyczajna ułuda i ktoś tylko sobie wmawia, że podejmuje decyzje, albo posłuchanie kogoś to naprawdę najlepsze wyjście, albo decyzje są naprawdę podejmowane za niego i nie ma się na nie żadnego wpływu. Bycie sobą to najtrudniejsza decyzja, którą można podjąć. I w ogóle co to oznacza być sobą?

Bracia Sun to jeden z tych wytworów kultury, który po prostu się podoba, ale bez rozważania. Lepiej się za dużo nie zastanawiać, bo do niemalże każdego pozytywu, który się dostrzega w tej produkcji, można znaleźć argument przeciw. I jak nie lubię tego określenia, tak chyba najprościej napisać, że to fajny serial. 

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M

2 komentarze:

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3