środa, 30 października 2024

Wampiry w k-popie

 Hello!

Happy Halloween! - jeśli świętujecie. Ja niekoniecznie, ale nie można nie wykorzystać potencjału i konotacji, które ma ten dzień (31 października, a więc jutro względem dnia, kiedy to piszę), i nie napisać o różnych strasznych motywach występujących w k-popie. W zeszłym roku były to zombie, a w tym padło na wampiry! 

Wampiry w k-popie

Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie, jak MAŁO jest wampirów w k-popie! Miałam oczywiście kilka zapisanych piosenek i teledysków, ale gdy szukałam kolejnych, okazało się, że nie ma ich aż tak wielu, jak się spodziewałam. A wydawało mi się, że to popularny i przewijający się motyw, ale najwyraźniej o wiele mniej, niż mi się wydawało.   

2012

4MINUTE - VOLUME UP

Czerwone oczy, pojawianie się, znikanie w chmurze czarnego dymu i kilka innych ikonograficznych znaków wskazuje, że w teledysku do tej piosenki członkinie zespołu mogę być wampirkami. 

2013

KIM JAEJOONG - MINE

Nie byłam przekonana, czy to wampir, czy jakieś bliżej nieokreślone monstrum, ale pod koniec klipu zostajemy przeniesieni do jakiegoś miejsca, które można chyba nazwać kryptą i okazuje się, że bohater klipu ma kły, więc niech będzie wampirem.

2014

Sunmi - Full Moon

To jeden z najczęściej przywoływanych, więc prawdopodobnie najbardziej oczywistych wampirycznych teledysków w k-popie. I tak Sunmi gryzie człowieka w szyję już w 22 sekundzie klipu. Mamy też superszybkość, białą trumnę wyłożoną czerwonym materiałem. No i człowiek ugryziony na początku klipu, na końcu budzi się jako wampir. 

Sunmi in Full Moon MV

f(x) - Dracula

Klasyczny wampir przed którym członkinie zespołu radzą - i słusznie - uciekać!

BOYFRIEND - WITCH

Członkowie zespołu w teledysku są bardzo niekompetentnymi wampirami i - spoiler! - zostają pokonani przez tytułową czarownicę.

2016 

Red Velvet - Bad Dracula

Piosenka bez teledysku! O tym, że podmiot liryczny jest słaby w bycie wampirem. Utwór jest zabawny i wręcz trochę dziecięcy.   

2019

IZ*ONE - Vampire

Co prawda to japońska piosenka IZ*ONE, ale przynajmniej ma słowo wampir w tytule. Wizualia są w punkt, dziewczęta śpiewają, że chcą cię ugryźć, ale sama piosenka brzmi zaskakująco wesoło i tanecznie. 

Chaewon w teledysku Vampire IZ*ONE

2020

ONEUS - TO BE OR NOT TO BE

Zdecydowanie bardziej zwróciłam uwagę na tę piosenkę przez nawiązanie do Hamleta oraz - uwaga!- fakt, że jest w niej wanna, ale nie byle jaka wanna, bo wanna wypełniona czerwonym płynem - w kontekście zapewne krwią. Jest też w tym klipie dużo więcej krwi i jakiś aluzji do pożądania krwi oraz nieśmiertelności, ale nie powiedziałabym, że to bardzo wprost wampiry. Wampirze klimaty i nawiązania - jak najbardziej, wampiry - musiałabym zostać bardziej przekonana. 

TFN - Dracula

Po raz kolejny najsłynniejszy wampir świata (czy zawiesiłam się, pisząc to zdanie, zastanawiając się, czy ktoś czytający te słowa nie pomyśli przypadkiem o Edwardzie, bo Zmierzch od dobrych dwóch-trzech lat przeżywa fazy renesansu). Członkowie zespołu mają w tym klipie naprawdę halloweenowe paskudne makijaże, ale tańczą w garniturkach / eleganckich teledyskowych strojach i wywołuje to we mnie straszny dysonans poznawczy. Nie udało mi się znaleźć akuratnego tłumaczenia tej piosenki, więc nawet nie wiem, o czym oni tam śpiewają.

ENHYPEN

Mało mi wampirów, a cały koncept zespołu Enhypen to wampiry. Enhypen debiutowali piosenką Given-Taken (i później mieli super run z trzema kolejnymi podwójnie zatytułowanymi piosenkami), w której śpiewają o czerwonych oczach, krwi i białych kłach. Mamy też nietoperze i inne niezaprzeczalne znaki wampiryzmu. Oprócz tych początkowy piosenek wyróżnia się jeszcze Bite Me z dosłownym tytułem i teledyskiem nagranym w Polsce.

Enhypen Given-Taken MV My red eyes

Dobiłam do 10 przykładów i to taka ładna i okrągła liczba - ponadto zakończenie tego wpisu na całym Enhypen wydaje się naprawdę ładnym podsumowaniem - że wygląda na to, że klipy z roku 2021 i następnych będą musiały poczekać na swoją kolej

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M
 

sobota, 26 października 2024

Naoglądałam się dokumentów 8

 Hello!

 Kolejna część serii o dokumentach - filmach i serialach - które widziałam na Netflixie!

The Antisocial Network: Memes to Mayhem

To niezwykle ciekawy, ale bardzo prosty dokument o pewnej internetowej drodze, która wiodła od japońskiego 2channel, do 4chana, dalej do powstania Anonymus i ich początkowej działalności, poprzez GamerGate i 8chana, do wyboru Trampa na prezydenta i QAnon. Podtytuł filmu naprawdę dobrze go podsumowuje. 

A kończy się tak, że wszyscy powinniśmy wyłączyć komputery i wyjść razem na spacer do lasu. Ogólnie naprawdę polecam.  

Film, godzina 25 minut.

Ashley Madison: Sex, Lies & Scandal

Cały ten dokument ma trochę propagandowy przekaz. To znaczy tą propagandą jest wybaczanie, nieocenianie ludzi, nieurządzanie polowania na czarownice, ale sposób, w jaki jest to opowiadane oraz fakt, że główny wątek tego dokumentu osnuty jest wokół pary vlogerów, którzy bardzo otwarcie mówią o swoim chrześcijaństwie, sprawia, że ma się poczucie, że to dokument z tezą. 

Tym bardziej, że nie dowiadujemy się ani kto, ani tak na dobrą sprawę dlaczego, dokonał tego włamania. A było to włamanie na uwaga! stronę randkową dla osób po ślubie szukających romansu - to jak się okazało to nie jej założenie było jej największym problemem, bo ona po prostu stała na fundamencie oszustwa. Włamanie doprowadza wycieku danych i to nigdy nie jest zachwycająca perspektywa, ale tutaj mamy do czynienia ze stroną do uprawiania zdrady małżeńskiej, ale jeszcze bardziej do właśnie odsłonięcia tego, jak bardzo cała ta strona była fasadą, jak bardzo sprzedawała zupełnie nieprawdziwe wizje, jak bardzo była nakierowana i na kogo. 

Ostatecznie trochę nie wiadomo, czy to dokument o tym włamaniu, o tym jak ogólnie strona Ashley Madison oszukiwała czy no właśnie tego, że być może warto wybaczać.

3 odcinki po około 50 minut.

Simone Biles Rising (Simone Biles Powrót)

Superciekawy dokument, chociaż trzeba wiedzieć przynajmniej odrobinę, aby dobrze zrozumieć jego kontekst - to znaczy pamiętać mniej więcej sytuację z igrzysk w Tokio. Ale myślę, że nawet bez tego warto obejrzeć, bo Simone Biles jest jedną z najbardziej ikonicznych postaci w sporcie.

Mój jedyny zarzut wobec tego dokumentu jest taki, że momentami jest bardzo chaotyczny i brakuje w nim płynnych przejść pomiędzy tematami (w jednym momencie mówi o historii gimnastyki w USA, aby za chwilę pokazywać relację Simone z mężem).

Dokument publikowany był w dwóch częściach: pierwsza (2 odcinki) dotyczyła głównie czasu po igrzyskach w Tokio, druga (także 2 odcinki)  - przygotowań do igrzysk w Paryżu.

W drugiej części mówiono na przykład o wieku zawodniczek - i bardzo przypominało mi to dyskusje w łyżwiarstwie figurowym, aż się zdziwiłam, że ta dyscyplina nie została przywołana jako podobna pod tym względem do gimnastyki. Liczyłam, że ta druga część będzie odrobinę mniej chaotyczna, ale pod tym względem w porządku narracji nic się nie zmienia. A wręcz może ta druga część jest bardziej chaotyczna, bo chociaż teoretycznie łączy ją osnowa igrzysk w Paryżu, to wiele tematów, które widzimy, mogłoby pojawiać się w pierwszej części. I to jest chyba ten przypadek, gdy dzielenie - a przypominam, że ten dokument ma tylko 4 odcinki - nie wychodzi serialowi na dobre. Tym bardziej, że prawie o nim zapomniałam i gdyby nie to, że chciałam dokończyć i opublikować ten wpis, to pewnie jeszcze bardzo długo bym ten drugiej części nie obejrzała. 

Ale jak pisałam na początku - Simone Biles jest niezwykłą osobą i zawodniczką, dokument jest ciekawy - albo nie tyle on jest ciekawy, co Simone Biles jest po prostu fascynującą osobą i nawet pomimo niekiedy pokracznego montażu i zestawiania ze sobą scen bez odpowiedniego przejścia i wprowadzenia twórcom serialu także udaje się wpleść w niego wiele ciekawych informacji o gimnastyce jako takiej.

4 odcinki po około 50 minut.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Pozdrawiam, M

wtorek, 22 października 2024

Mrówcza praca - Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca

Hello!

Ten tekst czekał na publikację zdecydowanie za długo (od grudnia 2021!) - bo książka Tragedia na Przełęczy Diatłowa bardzo mi się podoba - ale jakoś nie mogłam znaleźć odpowiedniego momentu, aby pokazać go światu. Do czasu, aż przeglądając zapowiedzi wydawnictw, zauważyłam, że premiera drugiego wydania tej książki jest 23 października. I już nie mogłam czekać!

Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca

Tytuł: Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca
Autorka: Alice Lugen
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne

Pod pewnymi względami to może być jeden z najlepszych reportaży, jakie czytałam. Jest wyjątkowo poukładany, wręcz czasami ma się wrażenie, że autorka przeprowadza czytelnika za rękę przez kolejne etapy opisywanej historii. Opowieść jest w wielu miejscach bardzo przygnębiająca - bo z perspektywy czasu (oraz samego faktu, że doszło do tragedii), widać, w których miejscach można było tragedii zapobiec.

Autorka dokładnie, ale bez zbędnego nadmiaru (to opinia mojej Mamy: "To taka książka, w której każde słowo jest potrzebne i nie ma ani jednego, które byłoby zbędne") opisuje każdego uczestnika wyprawy, przygotowania do niej, odtwarza przebieg i później opisuje opóźnienia w akcji ratunkowej (która na dobrą sprawę zaczęła się, bo ktoś w Moskwie dowiedział się, że zaginęła osoba znająca tajemnice państwowe, nie dlatego że ktoś - poza rodzinami - martwił się o studentów). W książce przedstawione są różne hipotezy tego, co się stało, ale po dziś dzień tego nie wiadomo. 

Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca to naprawdę bardzo bogaty w informacje reportaż. Widać w nim wyraźne znaki bardzo mrówczej pracy, którą autorka włożyła w przygotowania i zbieranie materiałów, ale prawie nie ma w książce refleksji meta - właśnie na temat pracy reporterskiej czy archiwalnej. Co nie jest minusem samym w sobie, ale doceniłabym wprowadzenie albo zakończenie odautorskie, bo to może legitymizować treść książki. Na przykład choćby potwierdzenie, że autorka zna język rosyjski. Można to łatwo wywnioskować z treści (bo bez tej znajomości książka raczej nie miałaby szansy powstać), ale miło byłoby mieć potwierdzenie. Są też inne momenty, gdy autora niejako zakłada, że jej czytelnik będzie coś wiedział bądź będzie coś dla niego oczywiste. I w większości są to chyba słuszne założenia, ale kilka razy zastanawiałam się, dlaczego autorka prowadzi narrację tak, jakby czytelnik w Polsce śledził rosyjski internet. 

To jest bardzo smutna, rzetelna opowieść - zdecydowanie nie dla fanów teorii spisowych związanych z tą tragedią. Autorka przedstawia różne założenia tego, co mogło się wydarzyć, ale dużo bardziej skupia się na poszczególnych członkach wyprawy, ich rodzinach oraz osobach, które naprawdę próbowały - często w ramach swoich bardzo ograniczonych możliwości - dowiedzieć się, co mogło się stać. A ludziom w tamtym czasie zależało, aby sprawę zamknąć i zamieść pod dywan. 
 

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M
 

piątek, 18 października 2024

Chibi Sebastian Michaelis

 Hello!

Jakiś czas temu brałam udział w booktourze zorganizowanym przez Oliwię (@catgirl_with_books) i był to też czas, gdy moja wena do wyszywania osiągnęła apogeum, właśnie skończyłam breloczek Calcifera i szukałam pomysłu na coś nowego. A że wiedziałam, że Oliwia jest wielką fanką anime Kuroshitsuji / Black Butler - i być może nie wiecie (bo od lat na blogu jest coraz mniej i mniej treści związanych z anime), ale ja też. Ba, dawno temu (w 2015 roku!) już jednego Sebastiana wyszyłam. I to ze wzoru, który sama rozrysowałam. Tym razem postanowiłam jednak poszukać gotowego. 

Sebastian Michaelis

Mogę napisać o kulisach tego projektu. Znalezienie wzoru nie było trudne, wydaje się, że to bardzo popularny, nie za duży projekt z serii nieco podobnych, chibi postaci z innych anime. Nie jestem pewna, co z założenia ma robić postać na obrazu, ale dla mnie Sebastian próbuje tańczyć Gangnam Style. 

Muszę napisać, że rozmiar tego projektu był dla mnie wprost idealny - okazało się, że nawet mam już ucięty idealny kawałek kanwy. Wyszycie czarnych konturów postaci było wręcz zaskakująco proste - podczas pracy okazało się, że to bardzo logiczny wzór. 

Tak naprawdę największe wyzwanie stanowiło znalezienie... ciemnoszarej muliny. Wydawało mi się, że taką mam, ale najciemniejsza dostępna mulina z firmy, której nici zwykle używam, okazała się za jasna dla moich celów. Obejście pasmanterii w moim mieście niewiele dało, bo prawie czarnej szarej muliny nie było, a najlepszym, co mogły zaoferować mi sklepy, były albo granaty, albo ciemne brązy. I już prawie byłam gotowa zdecydować się na jeden z tych kolorów, ale doszłam do wniosku, że inny niż ciemnoszary zniszczyłby sens tego wzoru i ogólnie zrujnował moją pracę. Więc zamówiłam mulinę - albo coś, co sądziłam, że jest muliną - w internecie. 

Kuroshitsuji

Zamówiłam dwa kolory, dwóch różnych rodzajów muliny. Tylko że sądziłam, że różnią się one jedynie połyskiem. Gdy nici do mnie dotarły - po pierwsze ucieszyłam się, że zamówiłam dwa rodzaje, bo kolor prawdziwej muliny był połączeniem zielonego i brązowego (z bratem doszliśmy do wniosku, że to idealny kolor starego drzewa w lesie). Po drugie - zdziwiłam, bo nici, które rzeczywiście były ciemnoszare (hura!), nie były muliną. Nie wchodząc w szczegóły, to wciąż nici do haftu, ale z założenia niepodzielne i pięcionitkowe. Trzeba im przyznać, że były milusie w dotyku i to dzięki nim włosy i garnitur Sebastiana wyglądają na wełniane. Bo oczywiście podzieliłam sobie te nitki i wyszywałam dwoma. Gdybyście się zastanawiali, ile nici tak na metry wykorzystałam, wyszywając jego włosy i ubranko, to informuję, że w kanwę wszyte są jakieś 22-23 metry tych ciemnoszarych nici. I tylko to zajęło mi dobre 4 dni... (a książkę z booktouru przeczytałam w trzy wieczory). 

Black Butler

Innym niecodziennym elementem tego szczególnego projektu jest fakt, że zazwyczaj jakoś obrazki do dania w prezencie oprawiam. W tym przypadku by to nie przeszło, bo bardzo nie chciałam dodawać niepotrzebnej wagi do booktourowej paczki. Więc musiałam opracować, jak inaczej Sebastiana zaprezentować. I udało się. Pierwszy elementy były proste, bo został zwyczajnie podklejony na kartonik, ale jestem szczególnie dumna z tego, że udało mi się dojść i wykonać element trzymający obrazek w pionie! Myślę, że teraz mogę zostać inżynierem i budować mosty. 

Muszę napisać, że moje ostatnie wyszywane projekty sprawiają mi niesamowicie dużo frajdy i satysfakcji i też bardzo się cieszę, że mam bloga, na którym mogę opisywać i pokazywać kulisy ich powstawiania. 

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M

poniedziałek, 14 października 2024

Koreańskie bingo - Korea. Nowa historia Południa i Północy

 Hello!

Huston, a w zasadzie chyba Seul, mamy problem! Otóż Korea. Nowa historia Południa i Północy jest książką o Korei - czy o Koreach - bo ma tak napisane w tytule, ale w jej treści nigdzie (!) nie pojawia się słowo kimchi i naprawdę nie wiem, czy zdaje ona mój bingo test na bycie książką o Korei. 

Koreańskie bingo - Korea. Nowa historia Południa i Północy

Koreańskie bingo to mój wybór najczęstszych tropów w pisaniu o Koreach i sprawdzenie, czy pojawiają się w danym tytule. 

Tytuł: Korea. Nowa historia Południa i Północy
Autor: Victor D. Cha, Ramon Pacheco Pardo
Tłumaczenie: Agnieszka Liszka-Drążkiewicz
Wydawnictwo: Copernicus Center Press

 

KOREA PÓŁNOCNA

Przeszłość gospodarki

> „Ta koncentracja rozwoju przemysłowego stała się zresztą przyczyną ekonomicznej przewagi Korei Północnej nad Południową w momencie wyzwolenia” (s. 47).
> „Pierwszy (...) plan pięcioletni (...) doprowadził do znacznie wyższego wzrostu gospodarczego niż na Południu (...)” (s. 91). 

Kraj, którym kieruje zmarły

 > „Miały służyć nie tylko Kim Dzong Ilowi, ale też jego (nieżyjącemu!) ojcu, który w poprawce do konstytucji został nazwany »Wiecznym Prezydentem«” (s. 164). 

Samochody

> „W ciągu wielogodzinnej podróży nie napotkali na drogach żadnych samochodów (...)” (s. 9).

Podział społeczeństwa na klasy

> „W systemie seongbun każdy obywatel został przypisany do jednej z głównych kast (...)” (s. 87).

Historia hotelu Ryugyŏng

> „Na domiar złego reżim Kima rozpoczął budowę hotelu Ryugyong w Pjongjangu” (s. 143).

 Dżucze

 > „W owej przemowie (...) po raz pierwszy wprowadził do słownika ideę dżucze” (s. 90).

Nie pojawiają się: Fryzury, Porwanie Choi Un-hui i Shin Sang-oka, 13 centymetrów, Prezenterka wiadomości, Nawiązywanie do Orwella, (Nie)bezpieczeństwo Air Koryo, Rachuba czasu, Narzekanie na przewodników, Narzekanie na bycie dziennikarzem / Podkreślanie faktu bycia dziennikarzem.

6 punktów

KOREA

Hanbok

> „Hanbok, czyli tradycyjny koreański strój, stał się powszechnie widoczny na ulicach Pjongjangu” (s. 72).

Konfucjusz 

> „Konfucjanizm stał się oficjalną religią i przesądził o sposobie, w jaki organizowano życie (...)” (s. 12). 

Hangul (hangeul) i Sejong Wielki

> „Elity (...) postulowały używanie łatwiejszego alfabetu hangeul (...)” (s. 24).

Nie pojawiają się: Ondol, Kim, Park, Lee to najpopularniejsze nazwiska, Historia o metalowych pałeczkach, Kimchi, Soju.

 3 punkty  

KOREA POŁUDNIOWA

Czebol

 > „Południwokoreańska gospodarka – napędzana przez (...) czebole (...)” (s. 103).

Hallyu / Koreańska fala. Albo inaczej: spróbować napisać o hallyu i nie napisać o serialu "Winter Sonata" 

 > „Tzw. hallyu dotarła najpierw do Chin (...). Takie (...) seriale (tzw. K-dramy) jak Winter Sonata (...)” (s. 164). 

Metafora o krewetce

 > „Cytując stare porzekadło, Korea była postrzegana jako »krewetka między wielorybami«” (s. 31).   

Cud nad rzeką Han

 > „Premier Chang (...) ogłosił początek »Cudu nad rzeką Han« (...)” (s. 93).

Kryzys finansowy

> „Nazwę »kryzysu MFW” przyjęły władze południowokoreańskie dla nazwania azjatyckiego kryzysu finansowego z lat 1997–1998” (s. 156).

Nie pojawiają się: Samobójstwa, Nadgodziny, Pali-pali, Przegrana Polski z Koreą Południową w piłce nożnej w 2002 roku (chociaż o samych mistrzostwach autorzy napisali!).

5 punktów

W sumie 14 – i muszę napisać, że wydawało mi się, że będzie ich więcej. Gdy czytałam książkę fakt, że autorzy o pewnych rzeczach nie wspominali, nie rzucał mi się tak w oczy, ale gdy przygotowywałam wpis, zdziwiłam się, że - chociaż mieli okazję i to niejedną i w sumie lubią przywoływać statystyki - nie wspomnieli zarówno o różnicy we wzroście mieszkańców Korei, jak i statystykach samobójstw. Recenzja książki pojawi się prawdopodobnie dopiero w listopadzie, ale mam nadzieję, że będziecie jej ciekawi, bo wychodzi mi z tej opinii dość poważna analiza.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M

czwartek, 10 października 2024

Nie niwelujące się przeciwieństwa – Twisters

Hello!
 
Nie jestem pewna, czy miałam już okazję o tym wspominać na blogu, ale bardzo, bardzo lubię film Twister. Jest to jeden z nielicznych filmów określanych jako katastroficzne, którego nie bałam się, gdy byłam mała, a wręcz odwrotnie - idea badania tornad od zawsze wydawała mi się fascynująca. (I pewnie nie tylko tornad, bo zapewne ten film w jakimś stopniu spowodował, że lubię wszelkie „Dlaczego coś się stało i jak to działa” dzieła kultury). I takim sposobem trafiłam do kina na nową wersję / trochę sequel Twistera.


Edgar-Jones wciela się w Kate Cooper, byłą łowczynię burz, prześladowaną przez wspomnienia z niszczącym tornadem na studiach. Obecnie bada schematy burz na monitorach, bezpieczna w Nowym Jorku. Zostaje jednak ściągnięta z powrotem na otwarte równiny przez przyjaciela, Javiego, w celu przetestowania nowego, przełomowego systemu wykrywania burz. Tam spotyka Tylera Owensa (Powell), czarującego i brawurowego bohatera mediów społecznościowych, z jego chełpliwą ekipą. Nagrywają i zamieszczają w sieci filmy z burzami – im bardziej niebezpieczne, tym lepiej. W miarę nasilania się sezonu burzowego dochodzi do przerażających, nigdy wcześniej niewidzianych zjawisk. Kate, Tyler i ich rywalizujące zespoły, znajdując się bezpośrednio na drodze wielu systemów burzowych, zbiegających się w środkowej Oklahomie, są zmuszeni do walki o życie.
(opis dystrybutora Warner Bros.)

Wykorzystując Twister z 1996 jako punkt odniesienia, można napisać, że produkcja z 2024 roku jest ogólnie smutniejszym filmem z nieco bardziej skomplikowaną fabułą i traumatyczną historią głównych bohaterów – ostatecznie chodzi jednak o to, aby dostarczyć beczki do środka tornada. Pod tym względem Twisters ma swojego rodzaju szkatułkową budowę, bo to, co nie udaje się na początku filmu i przez co bohaterka odczuwa ogromne poczucie winy, udaje się później.

Oglądając film, zastanawiałam się, dlaczego - chociaż bohaterowie jasno i wyraźnie mówią, że pojawia się coraz więcej tornad (oraz susz i ogólnie pogoda bywa dość ekstremalna) - nikt w filmie nie przedstawia żadnych tez, dlaczego tak jest i oczywiście nie ma żadnego odniesienia do kryzysu klimatycznego. Ale to może dlatego, że pomysł bohaterki na wyciszanie (czy poskramianie – co jest wyrażeniem, które Kate, nasza główna bohaterka, lubi bardziej, bo nosi imię jak złośnica z Poskromienia złośnicy Szekspira) tornad jest średnio naukowy lub w ogóle nienaukowy – nie mam pojęcia.

Chciałabym, aby wszyscy bohaterowie tego filmu więcej ze sobą po prostu rozmawiali, bo wydaje się, że duża część dialogów to nie rozmowy, ale konfrontacje. Które potem niestety nie są dalej rozwiązywane za pomocą słów, ale raczej działań. Nie żeby Kate była bardzo rozmowna, inni bohaterowie trochę próbują, ale ostatecznie to, co robią wyraża więcej niż tysiąc słów. I nie zawsze jest to dobre rozwiązanie, ale z drugiej strony, ale jeśli bohaterowie nie potrafią rozmawiać, to może rzeczywiście lepiej, że tego nie robią.  

Gdy widz poznaje bohatera granego przez Glena Powella – Taylera Owensa – pytanie jak on i Kate się dogadają, staje się największą zagadką filmu, bo są jak chciałoby się prosto napisać ogień i woda, ale to coś jednocześnie więcej i mniej, to dziwne, ale dopełniające się a nie niwelujące przeciwieństwa. Okazuje się - i to szybciej dla widza niż bohaterów - że mówią tym samym językiem meteorologii i instynktu pogodowego. A na dodatek chociaż Tayler jest uzależniony od adrenaliny, ma dobre serduszko. Trochę obawiałam się, że wątek romantyczny zdominuje fabułę tego filmu, ale się pomyliłam i jest rozegrany całkiem ładnie. Centralną postacią Twisters bez wątpienia jest Kate, a Tayler nawet nie jest jej love interest – bo to on jest nią bardziej zainteresowany niż ona nim – i z jego historii dowiadujemy się dokładnie dwóch rzeczy: poznajemy opowieść o pierwszym tornadzie, które widział oraz wiemy, że studiował meteorologię. Co się stało pomiędzy tym a tornadowym kanałem na YouTube – nie wiadomo. Za to przedstawienie traumy Kate i Javiego jest inicjalnym punktem filmu, ustawiającym perspektywę widza na resztę seansu i niedającym o sobie zapomnieć przez cały czas jego trwania. 

Chociaż Twisters jest filmem dość przewidywalnym, udało mu się zaskoczyć mnie kilka razy. Wielkie wrażenie robiły sceny tornad (i może łatwo mi zaimponować, ale to jak tornado przechodziło przez rafinerię - WOW) i ich pościgów. Są sceny nawiązujące do filmu z 1996 i nawet do jego sceny kulminacyjnej i trzeba napisać, że zostało to bardzo zgrabnie wplecione w fabułę. Natomiast punkt kulminacyjny Twisters jest bardzo metakinowy i gdyby nie to, że przez Polskę raczej nie przechodzą tornada i nie buduje się u nas z papieru, mógłby być niemal niekomfortowy dla widzów siedzących w przybytku X muzy.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M

niedziela, 6 października 2024

Moje ulubione literówki #2

 Hello!

W zasadzie nie sądziłam, że kolejny post o literówkach będzie aż tak szybko po poprzednim, ale uzbierało się  8 zgrabnych przykładów, więc oto jest!

Ostatnio doszłam też do prostego wniosku, że niektóre literówki to takie przejęzyczenia tylko w formie pisemnej. 

psoty ZAMIAST posty

Kontrast pomiędzy tymi wyrazami jest wyraźny i niezaprzeczalny, a różni je tylko kolejność so / os. I jeśli wyraz posty pojawiłby się tam, gdzie powinny być psoty - to zdanie byłoby zapewne bardzo konfundujące, ale raczej nie wiązałoby się to z semantyczną tragedią, tak psoty tam, gdzie powinny być posty - jeśli mamy na myśli post w kontekście religijnym, a nie post jako wpis na blogu - mogłyby zupełnie odwrócić znaczenie tego, co piszemy. 

daremne ZAMIAST darmowe

To znów mógł być przykład tego, że komuś zupełnie wyleciało z głowy słowo darmowe i użył wyrazu, który mu go najbardziej przypominał, bo tutaj różnica jest odrobinę zbyt duża jak na zwykłą literówkę. Zabawniej byłoby jednak, gdyby ktoś napisał na przykład darmowe wysiłki zamiast daremne. 

z łosiem ZAMIAST z łososiem

I jedno zwierze, i drugie zwierze, choć jedno ssak, a drugie ryba.

wskrzesić ZAMIAST wykrzesać 

Gdy patrzę na te wyrazy, oba kojarzą mi się z zapałkami i nawet byłabym sobie w stanie wyobrazić logiczne zdania, w których wykorzystano te słowa w tym kontekście. Natomiast wiem, że ta literówka - chociaż wydaje się, że to znów przypadek, gdy osoba pisząca pamiętała słowo podobne, a nie to, którego chciała użyć - nie miała z zapałkami nic wspólnego. Ale w sumie, czy różnica pomiędzy na przykład wykrzesać determinację a wskrzesić determinację jest aż taka duża?

szlag ZAMIAST szlak

To zdecydowanie literówka, o ile nie błąd ortograficzny. Pamiętam, że gdy czytałam tekst, w którym się pojawiła, na bardzo długo zatrzymałam się na tym fragmencie, zastanawiając się, jak mogła się w nim pojawić i zostać - bo była to już wydrukowana książka. 

wypominanym ZAMIAST wspominanym 

Co ciekawe to osoba pisząca sama sobie chciała coś wypominać, bo był to tekst naukowy i autor lub autorka sami „wypominali” coś, o czym już wcześniej pisali. Być może zadziałała tu autokorekta lub jakiś inny rodzaj automatycznej zmiany, bo to „wypominanie” pojawiło się w tekście kilka razy.

woskowy ZAMIAST wojskowy 

Niestety nie pamiętam, gdzie natrafiłam na tę literówkę, ale znajduje się ona w moim top 3 i wiem, że go przeczytałam to woskowy w kontekście, gdzie powinno być wojskowy, bawiło mnie to przez dobry tydzień.

podnosić stratę ZAMIAST ponosić

Jedna dodatkowa litera, a jak bardzo zmienia sens całego wyrażenia. Z jakiegoś powodu podnoszenie straty kojarzy mi się z tym, aby nie płakać nad rozlanym mlekiem, gdy już się je jednak sprząta... Strata została poniesiona, nie ma co nad nią płakać, teraz trzeba ją podnieść.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M

środa, 2 października 2024

Trochę powierzchowne, ale to nic - Gyeongseong Creature S2

Hello!

O pierwszym sezonie Gyeongseong Creature pisało mi się dziwnie, ale gdy wróciłam do tej recenzji, okazało się, że jest całkiem poukładana. Jeśli zaś chodzi o moją opinię o drugim sezonie - ten tekst to  w większej mierze wrażenia z oglądania niż recenzja.

Gyeongseong Creature 2 poster

Spoilery! I nie zawsze ta recenzja ma bardzo poważny charakter, ale w samej dramie nie ma elementów komediowych, więc może to jakiś sposób radzenia sobie z jej momentami naprawdę okrutnymi scenami, w moim wykonaniu. W sezonie pierwszym były jeszcze jakieś przebłyski wesołości, nasz główny bohater był początkowo lekkoduchem, a tutaj - choć czasy się zmieniły, w drugim sezonie nie ma też w zasadzie wątku patriotycznego (ani prawie żadnych głębiej eksplorowanych wątków dotyczących szeroko rozumianego humanizmu - chociaż potencjał był!) - jest mrocznie, nasi bohaterowie albo dosłownie poruszają się w cieniu i nocą, albo nieco bardziej przenośnie starają się pozostawać na marginesie.

Sezon drugi jest o wiele mniej konfundujący niż sezon pierwszy i chyba można napisać wprost, że jego scenariusz cechuje się większą precyzją i skupieniem. Przy czym to nie tak, że można by go obejrzeć bez znajomości sezonu pierwszego, bo w dużej mierze zasadza się na sentymencie Chae-ok wobec Tae-sanga. A poza tym jego największą tajemnicą jest to, kim jest Jang Ho-jae. Kreatury są gdzieś na drugim planie i nie wiemy dokładnie, jaką rolę mają one odgrywać we współczesnym świecie. 

Im bliżej końca sezonu drugiego, tym bardziej ujawnia się, jak bardzo powiązany jest on z sezonem pierwszym - a dokładnie dostajemy w nim kontynuację wydarzeń z części pierwszej. Nie bardzo rozbudowaną, ale jednak wyjaśniającą dziury pomiędzy latami 40. a współczesnością. Przy czym mam wrażenie, niestety mimo całego okrucieństwa i tragedii emocjonalnie ten fragment nie wywołuje tak dramatycznych odczuć, jak gdyby został jednak umieszczony chronologicznie. Ale coś za coś: albo zagadka, kim jest Ho-jae, albo tragedia Tae-sanga.

Za kreaturami stoją ci sami złole, co w pierwszym sezonie, po prosu teraz mają ładny, sterylny, biotechnologiczny front, przy czym nie więcej sukcesów niż na początku XX wieku. Ale nie o sukcesy tu chodzi, tu chodzi o zemstę! Nie zadzierajcie z psychopatycznymi kobietami, bo nakarmią was pasożytem zmieniającym ludzi w kreatury, a potem będą się mściły na waszej dziewczynie 79 lat później. W tym serialu ani nauka w zakresie pasożytów, ani psychologia bohaterów z pierwszego sezonu nie zrobiły ani jednego kroku naprzód (w sumie w pewien sposób zrobiły w tył) i złole, nie napisałabym, że są karykaturalni w swojej niekompetencji, ale widz nie ma za wiele powodów, aby uważać ich za inteligentnych. Przy czym znów nie do końca musi, bo jeśli w pierwszym sezonie nie było to jasne, to jest w drugim, bo jak wspominałam, już w pierwszym odcinku wiadomo, że będzie się on zasadzał na romansie Chae-ok i Tae-sanga (jeśli należycie do osób, które nie przepadały za wątkiem romansowym w pierwszym sezonie, to może być wam trudno oglądać drugi, chyba że przekonacie się do pary głównych bohaterów).

Drugi sezon odbija i/lub powtarza pewne motywy (a wręcz pewne sceny!) z części pierwszej, ale zupełnie nie ma się poczucia, że to w jakimś stopniu odgrzewane tematy. Kontekst jest inny i w inny sposób te fragmenty posuwają fabułę do przodu, a są miłym ukłonem w stronę tego, co widz pamięta. Mamy w nim też mniej postaci, co - znów - znacznie przyczynia są do uproszczenia wszystkiego i sprawia, że całość, pisząc nieoględnie, lepiej trzyma się kupy niż część pierwsza. Większość nowych postaci jest też niby drugoplanowa, ale w zasadzie trzecio - są dość archetypiczne. Poza Seung-jo (granym przez Bae Hyun-sunga), który w zasadzie kradnie całe show.

Jak pisałam ten sezon jest pod pewnymi względami bardziej mroczny niż pierwszy (ale jest też mniej obrzydliwy, a różne choreografie walk są ciekawsze, chociaż bardzo dynamiczne i niekiedy mocno podkreślone - a może ukryte - światłami, co niekiedy może świadczyć o tym, że chce się coś ukryć), ale jednocześnie w pewnym momencie zaczął mnie strasznie bawić (i to strasznie jest specjalnie), gdyż fabularnie był na drodze do tego, że nasi główni bohaterowie - teraz w sumie superbohaterowie, bo ich pasożyty nie anihilują - adoptują Seung-jo (który wydaje się mieć bliską relację z Ho-jae i możemy się wiele domyślić, ale mało przedstawiono jednoznacznie, chociażby we wspomnieniach) i stworzą rodzinkę superludzi. Chociaż w sumie on sam się adoptował. Ale to też dość oczywiste, że to zbyt piękne, aby było prawdziwe, a już tym bardziej w tym konkretnym serialu. Więc mamy zwrot akcji i w sumie zakończenie wyraźnie sugerujące otwarcie na trzeci sezon. 

Także pod pewnymi względami sezon drugi jest lepszy niż pierwszy, chociaż nieco brakuje mu jakiś głębszych tematów. Na przykład, chociaż Seung-jo kradnie sobie show, motyw jego poczucia bycia człowiekiem lub bestią jest potraktowany bardzo powierzchownie, a miał ogromy potencjał. Podobnie sens eksperymentów na ludziach i cała biotechnologiczna strona świata przedstawionego. Mogło się wydawać, że Jeonseung Biotech będzie odgrywało w serialu podobną rolę, co szpital w pierwszym sezonie, ale widzimy tylko malutenieczki wycinek ich działalności.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

LOVE, M