poniedziałek, 21 grudnia 2015

Serce rośnie, aż pęka ("Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy")

Hello!
Mam pięć jak nie 10 pomysłów jak zacząć tę notkę. Nie wiem, który wybrać, wszystkie są bardzo adekwatne, ale niekoniecznie wszystkie na równi interesujące.


1. Nie wychowałam się na "Gwiezdnych Wojnach", pierwszy raz zobaczyłam wszystkie części chyba jakoś pomiędzy gimnazjum a liceum. Zastanawiacie się czemu tak późno? Otóż mój brat musiał podrosnąć i wytłumaczyć mi, że te filmy to tak naprawdę jedna wielka opowieść o miłości, a nie wojna w kosmosie. Ta moja pierwotna wizja bardzo mnie przerażała.
2. Tak dla uporządkowania pewnych spraw- naprawdę uwielbiam Anakina i naprawdę bardzo nie mogę znieść Luka. Poszło w świat, teraz wszyscy to wiedzą i żyć mi nie dadzą z tego powodu. I żeby nie było, ja sobie świetnie zdaję sprawę że części I-III są złe, jak również z tego, że moja miłość do nich jest kompletnie irracjonalna.
2.A. A wiecie z czego może wynikać punkt 2? Z faktu, że Luke nie wytrzymuje konkurencji z Hanem Solo.
3. Uległam presji, nagle okazało się, że większość osób z moich studiów to fani "Gwiezdnych Wojen". O czym ja bym miała z nimi rozmawiać gdybym nie obejrzała tego filmu.
4. Przed seansem miałam ogromną potrzebę wewnętrzną aby ten film mi się nie podobał. Wyczuwałam od niego jakąś niesamowitą poprawność polityczną i zrobienie tak, aby nikt się nie mógł przyczepić.


5. Obejrzenie w kinie "Gwiezdnych wojen" to absolutnie najdziwniejsze kulturalne przeżycie jakie miałam. Po prostu siedziałam i nie wierzyłam, że to co widzę jest naprawdę, a przed oczami na ogromnym ekranie przewija się charakterystyczny żółty tekst.
5.A. Obejrzenie zwiastuna nowego "Kapitana Ameryki" na dużym ekranie też było całkiem przyjemne.
6. Kocham ten film i nienawidzę go jednocześnie. I oba te uczucia są tak samo silne.
7. "Gwiezdne wojny" to nie film. To nawet nie styl życia. Dla wielu osób to życie. I chyba zaczynam te osoby coraz lepiej rozumieć. 
Chyba nie pojawiają się jakieś ogromne spoilery, ale w dzisiejszych czasach definicja spoilera jest dość szeroka, a jak wiadomo ja często się nie pilnuję i piszę za dużo. Także ostrzegałam.


Jest siedem resztę sobie darujmy i przyjdźmy do konkretów. Pokochałam ten film od pierwszej minuty. Sekundy nawet. Po prostu totalnie mnie urzekł. Od początku dużo się dzieje i cały film oparty jest mniej więcej o taki schemat: zaskoczenie, najczęściej miłe, mrugnięcie do widza lub coś podobnego, potem emocje opadają i znów wyskakuje coś nieoczekiwanego. Do tego naprawdę cudowne zdjęcia, ujęcia i kadry. I dzieje się, dzieje się bardzo dużo, a z drugiej strony ma się wrażenie, że wydarzenia są dość przypadkowe i tylko po to aby bohaterowie mieli się kiedy i jak wykazać. Bo fabuła sama w sobie jest łatwa, prosta i przyjemna, a postaci zdecydowanie są na pierwszym planie. W sumie to nawet więcej fabuła jest mocno wtórna, ale ten film się tak doskonale ogląda, że to wcale nie przeszkadza. Ponad to każde pojedyncze słowo, zdanie, a nawet spontaniczny okrzyk to głos geniuszu osoby, która pisała dialogi do tego filmu, są totalnie cudowne. I generalnie wyszedł z tego całkiem zabawny film, a przynajmniej tak 2/3 są całkiem śmieszne.


Gdyby ktoś próbował wam wmówić, że jest to film, o którymkolwiek ludzkim bohaterze to mu nie wierzcie pod żadnym pozorem. Otóż "Przebudzenie mocy" to film o przekraczającym wszelkie limity uroczości robocie- BB-8. I będę się kłóciła z każdym, kto uważa inaczej.


Ale robot jest mały, uroczy i dość bezbronny. Jego opiekunami są: Poe, Finn i Rey, a w porywach również Han Solo. Poe jest pilotem, Finn zbiegłym szturmowcem a Rey mieszka na pustynnej planecie i sobie radzi. Zrządzenie losu (Mocy?) sprawiło, że ich drogi się przecięły.
Poe Dameron jest grany przez Oscara Isaaca. Finn to John Boyega, a Rey Daisy Ridley. Oni wszyscy są tacy sympatyczni, naturalni i jakimś cudem, choć psychologia postaci jest mocno uproszczona, mają wyraziste charaktery, a wszystko posiada nawet jakieś cechy prawdopodobieństwa. Ogromnie ich polubiłam, szczególnie pana pilota.


Mamy także nowe złe charaktery i zabawę "wcale nie inspirujemy się nazistami". W pewnym momencie, gdy do tłumu przemawiał generał Hux miałam nieodparte wrażenie, że widzę fragment kroniki filmowej czy innego dokumentu z czasów III Rzeszy. Cały Nowy Porządek jest natomiast dość nieudolny. Oprócz tego, że rozwalił chyba z 5 planet, z czego co najmniej jedna była zamieszkana i jakoś tak zupełnie nic z tego nie wynikło i tak to zostawiono bez słowa. Zupełnie mi to do niczego nie pasowało i poczułam się nieco zdezorientowana. Drugim złym jest największy (przynajmniej dla mnie, ale ja widziałam tylko filmy, wszelkie książki i reszta obudowy jaka powstała wokół "Gwiezdnych Wojen" jest mi nieznana) plot twist w całym filmie czyli Kylo Ren. Nie zazdroszczę aktorowi, który go gra. To jednocześnie zła, żałosna i zabawna postać. Być może ciekawa i intrygująca, ale ja go z całego serca nienawidzę. Poza tym to rozwydrzony bachor rozwalający co popadnie jak się zezłości.


Han Solo! Jedyny powód dla którego zdołałam obejrzeć części IV-VI. Nic się nie zmienił, jest równie genialny jak zawsze, a może nawet bardziej. Jak by nie było 30 lat minęło, zebrało się doświadczenia życiowego, choć pewne rzeczy już na zawsze pozostaną takie same. Na dodatek totalnie się wzruszałam na każdej scenie, w której był razem z Leią. Można mówić co się chce (mi też się zdarza mówić inaczej, bo mam słabą pamięć) ale oni są najromantyczniejszą parą w historii kina. Jak pisałam wyżej, do samych "Gwiezdnych wojen" przekonałam się dopiero jak zostałam uświadomiona, że to historia o miłości.


Pozachwycałabym się jeszcze, ale ponieważ fabuła nie jest mocno odkrywcza, postaci zostały opisane, a ja z samej końcówki niewiele pamiętam, bo gdzieś po drodze ktoś postanowił złamać mi serce, to już chyba wszystko. Trochę za mało akapitów wyszło, aby umieścić wszystkie cudowne gify, ale sporo znajduje się na moim tumblrze, zapraszam <klik>

LOVE, M



7 komentarzy:

  1. Ja pamiętam jak za dziecka oglądałam Gwiezdne wojny - teraz już nie interesuje się kolejnymi produkcjami z tego gatunku. Moje zainteresowania się zmieniły. Aczkolwiek może pooglądam kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  2. To zupełnie nie moja bajka - nie trawię tego typu filmów. Za to mąż zachwyca się każdym. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę obejrzeć tą część. Ja od swojej strony powiem,że oglądałam tylko dlatego, że dla mnie to była "wojna w kosmosie", a nie kolejny film o miłości ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W sobotni wieczór pokochałam Hana Solo. Teraz siedzę i ryczę i wiesz czemu.
    BB-8 to najgenialniejsza postać jaką znam.
    I masz rację. GW to historia o miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie widziałem żadnej części "Gwiezdnych wojen". Ale tak się zrobiło o tym głośno, że aż mi głupio z tego powodu, że nie jestem w temacie, więc pewnie szybko nadrobię xD
    Pozdrawiam i życzę wesołych świąt!
    indywidualnyobserwator.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja w najbliższą niedzielę wybieram się właśnie na to do kina i jestem bardzo podekscytowana. Mam nadzieję, że film spełni moje oczekiwania :D

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3