Hello!
Dopadłam bibliotekę, gdy w końcu znów można było po niej chodzić i po 45 minutach zwiedzania tych 40 metrów kwadratowych (może 50), zdjęłam z półki pierwszą książkę od... nie pamiętam kiedy. Tą książką są Rzeczy, których nie wyrzuciłem. Tak naprawdę czaiłam się na Co robić przed końcem świata. Ogólnie zaś bardzo chciałam przeczytać coś, co nie jest reportażem albo inną "trudną" książką i tak naprawdę próbowałam wypożyczyć trzeci tom Bram światłości, ale nie było. I jednak skończyłam z może nie trudną książką (chociaż też), ale zdecydowanie taką, która sprawiła, że myślałam o niej dużo więcej niż przypuszczałam, że będę. Nie miałam zamiaru o niej pisać, ale oto to czynię.
Tytuł: Rzeczy, których nie wyrzuciłem
Autor: Marcin Wicha
Wydawnictwo: Karakter
Rok: 2017
Strony: 183
Blurb: Co zostaje po śmierci bliskiej osoby? Przedmioty, wspomnienia, urywki zdań... Narrator porządkuje książki i rzeczy po zmarłej matce. Jednocześnie rekonstruje jej obraz - mocnej kobiety, która umiała żyć wedle własnych zasad. Wyczulona na słowa, nie pozwalała sobą manipulować, w codziennej walce o szacunek - nie poddawała się. Była trudna. I odważna.
W tej książce nie ma sentymentalizmu - matka go nie znosiła - są za to czułość, uśmiech i próba zrozumienia losu najbliższej osoby. Jest też opowieść o tym, jak zaczyna odchodzić pierwsze powojenne pokolenie, któremu obiecywano piękne życie.
Czytanie tej książki to było zaskakujące doświadczenie. I na różnicy życiowych doświadczeń moich i narratora się zasadza. Bo nie ma tu punktów wspólnych. Nie wiem, czy czytałam drugą książkę, w której czytałam tak ogromny dystans do osoby opowiadającej. Zwykle nie zwracam uwagi, czy narrator/autor to kobieta, mężczyzna, czy identyfikuje się jeszcze inaczej. A w tej książce bardzo czuć, że to mężczyzna i jego życie jest bardzo różne od mojego.
Czy tę książę się dobrze czyta? Tak.
Czy rozumiem dlaczego dostała liczne nagrody? Tak.
Czy rozumiem niektóre informacje, analogie, odniesienia, nawiązania, to, co autor w niektórych miejscach chciał przekazać? Zdecydowanie nie.
Fraza - to znaczy tekst został zbudowany ze zdań tak długich i skomplikowanych, że publiczność, zapomniawszy o sensie, wpatruje się, jak autor, dzielny linoskoczek, żongluje przydawkami i zmierza, ale nie, zaraz spadnie, uff, odzyskał równowagę i triumfalnie dociera do kropki. Aplauz. (s. 44)
To wyczulenie na słowa wspomniane w blurbie, widoczne jest nie tylko w anegdotach o matce i przywoływanych opowieściach. Widoczne jest w narracji, układaniu zdań i akapitów. W odniesieniach. To były fragmenty książki, w których czułam się najpewniej, bo wiedziałam - przynajmniej tak sądzę - do czego, kogo nawiązuje autor, co próbuje osiągnąć bądź powtórzyć. Nie nazwałabym tego zabawą słowem, było to zbyt widocznie konstruowane. Co nie zmienia faktu, że jeśli w tej książce były zabawne fragmenty, to zapewne właśnie do słów się odnosiły.
Inna rzeczy, która wydała mi się ciekawa w tej książce, to taka narracja pełnionej obietnicy. Nie tylko doprowadzenia danej opowiastki do końca (rozdziały Rzeczy, których nie wyrzuciłem są bardzo krótkie; cała książka jest krótka, można przeczytać ją na raz), ale też to, że koniec będzie szczęśliwy. I nie wiem, czy nie ma to czegoś wspólnego, z tym, że przynajmniej jedna z tych opowiastek, która tak mi się skojarzyła, dotyczyła dzieciństwa autora.
Co mnie zaskoczyło. Zakończenie. Ostatnia część jest zupełnie inna niż dwie poprzednie i bardzo smutna. Dziwnie życiowa, choć bezpośrednio dotycząca odchodzenia. Choć wszelkie zastrzeżenia dotyczące rozbieżności doświadczeń życiowych moich i narratora wciąż są ważne, to w trzeciej części dystans trochę się zmniejsza. Być może to ogólnoludzka empatia wobec całej sytuacji.
Ciekawostka: dawno temu "przewidziałam", że Rzeczy, których nie wyrzuciłem dostaną Nagrodę Nike. Tylko prawie trzy lata zajęło mi zabranie się za jej przeczytanie.
LOVE, M
Niewykluczone, że kiedyś ja również sięgnę po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńEbook kosztuje tylko 21 złoty, ale nie jestem przekonana czy to książka dla mnie
OdpowiedzUsuńTo książka, którą zdecydowanie chcę przeczytać. Muszę w końcu wrócić do biblioteki :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem jeszcze przed lekturą. Swojego czasu na tę książkę był wielki boom i pamiętam, że była tylko na zapisy!
OdpowiedzUsuńHeh, linoskoczek i jego fazy pobiegł tak, że aż się zmęczyłam :P Może dlatego, że potrzebuję teraz innych książek, a może dlatego, że nie specjalnie jaram się chaosem :P Nawet tym zamierzonym :D
OdpowiedzUsuń