W największym skrócie Marvels to film ciepłe kluchy, niesamowicie prosty, balansujący na granicy niezwykłej dziecinności i urażania inteligencji widza. To brzmi bardzo, jak by mi się nie podobał, ale on po prostu wpada w taką kategorię tytułów, które kiedyś będą leciały w niedzielę rano na Polsacie. Z jakiegoś powodu skojarzył mi się z Nocą w muzeum tyle, że nie jest ani tak zabawny, ani błyskotliwy. Jest sympatyczny i idealny do lecenia w tle, ale zupełnie nic poza tym.
A propos urażania inteligencji widza - na niektóre pomysły w tym filmie można patrzeć właśnie albo na jako totalnie głupie (nawet jeśli w jakiś sposób były zapowiadane wcześniej w fabule), albo uznać, że są jakie są, nawet urocze, i przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Co do prostoty, to nawet bardziej dotyczy ona zawartości emocjonalnej filmu - której prawie nie ma. Są zalążki ważnych rozmów, refleksji, ale absolutnie nic z nich nie wynika. A przecież w filmie Kapitan Marvel (która jak się okazuje, przeżywa to, że przez jej działania innym istotom dzieje się gorzej, ale z drugiej strony jednocześnie nieszczególnie wyciąga z tego lekcję), spotyka kapitan Monicę Rambeau, która ma do Carol wielki resentyment i kiedyś uważała ją za najważniejszą obok swojej matki osobę na świecie oraz swoją aktualną i bardzo oddaną fankę Kamalę Khan. Czy na przykład z zetknięcia byłej fanki (która pokazuje, że Kapitan wcale nie jest taka super) i obecnej fanki (która na własne oczy mogła zaobserwować wątpliwe moralnie zachowanie Carol, a potem je powtórzyła [!!!]) Kapitan Marvel coś wynika - NIE. W zasadzie w filmie jest nawet ważniejsza scena z matką Monici, ale z niej także nic później nie wynika.
Z niczego w tym filmie nic nie wynika, prawie nic nie wzbudza emocji. Zaśmiałam się na nim może dwa razy i oba raczej nie w sytuacjach, gdy twórcy chcieli, abym się śmiała. Całość prowadzona jest bez szczególnego polotu, zaskoczeń, niezwykle prosto na każdym możliwym poziomie.
Co do fabuły - Dar-Benn (grana przez Zewe Ashton i byłam pod wrażeniem) z planety Hala zdobyła magiczną bransoletę (siostrę bransolety Kamali) i teraz lata po kosmosie, szukając planet, z których może ukraść zasoby dla swojej ojczystej, ginącej planety; a robi to, otwierając niestabilne portale (zagrażające strukturze Wszechświata, a jak). Badając dwa z nich, Carol i Monica splątują swoje moce, a moc Kamali włącza się do tego, bo bransoleta i ponieważ moce ich wszystkich związane są ze światłem. Bohaterki łączą siły i ganiają Dar-Benn po całym kosmosie (a tak naprawdę to nie, bo atakuje ona tylko planety bliskie Kapitan Marvel, aby się zemścić). Gdy się nad tym zastanowić - a lepiej się nie zastanawiać - to z fabuły także nic nie wynika. Spoilery. Bohaterki nie pokonują Dar-Benn - pokonała siebie sama; nie widzimy, jak Marvels zamykają otwarte wcześniej niestabilne portale - i fakt, że nie wracają głównie na planetę Aladna, był dla mnie wielkim rozczarowaniem (dostajemy jedno zdanie "planety dochodzą do siebie" - i to informacja dla Fure'go od pracowników stacji kosmicznej, na której urzędował, nie żeby bohaterki się tym zainteresowały). Widzimy jedynie, jak Kapitan odpala ponownie słońce planety Hala - tym samym naprawiając jedną z rzeczy, którymi się przejmowała, że pogorszyła, zamiast poprawić życia stworzeń w kosmosie. Fin.
To nawet nie jest tak, że ten film mi się nie podobał. Nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, ale nie poczułam się nawet rozczarowana, wyszłam z kina i miałam takie "Aha, okej" - tylko tyle. Ja wspominałam, Marvels to trochę taki typ filmu "idealny do telewizji", kino familijne (w tym kontekście to w całkiem niezłym wydaniu). Tyle że to chyba nie miał być taki film. Ale nie jest za długi, w zasadzie nasza drużyna bohaterek żyje sobie razem całkiem nieźle - jedna z sympatyczniejszych scen to ta, gdy uczą się synchronizować zmiany mocy. Zagrożenie i złola z tego filmu mają sens - w znaczeniu jasnego celu swoich działań i dlaczego są akurat przeciwko Kapitan Marvel (tak bardzo, że nawet nieszczególnie uwzięła się na Kamalę, która ma przecież drugą bransoletę). Marvels nie jest też ciemnym filmem (choć pierwsze sceny trochę mnie pod tym względem zaniepokoiły).
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
Niezbyt zachęcająca recenzja xD
OdpowiedzUsuńRaczej sobie odpuszczę
Mam w planach obejrzeć produkcje Marvela :D
OdpowiedzUsuńJa Kapitan Marvel,w sensie tą pierwszą część widziałam i nawet mi się podobała, ale nie wiem czy chcę obejrzeć drugą odsłonę po tak szczerej opini. Chyba póki co sobie odpuszczę. Serdecznie pozdrawiam 🙂
OdpowiedzUsuńNie mam w planach tego filmu. Mam jednak nadzieję, że znajdę czas na "Balladę ptaków i węży" i czekam na kolejną część "Diuny"
OdpowiedzUsuńTo chyba nawet gorzej niż gdy film idzie w innym kierunku niż chcemy :)
OdpowiedzUsuń