Hello!
Pierwszy raz za czytanie "Damy kameliowej" zabrałam się będąc w drugiej lub trzeciej klasie gimnazjum, jednak nie było mi dane dokończyć. I nie zraził mnie nawet fakt, że w trzecim akapicie dowiadujemy się, że główna bohaterka nie żyje, ale to co opisane jest 40 stron dalej, a mianowicie ekshumacja Małgorzaty. Nie czytałam dalej, zatrzasnęłam książkę i odstawiłam ją na półkę stwierdzając, że wolę spać spokojnie niż dowiedzieć się, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów. Po latach ciekawość jednak zwyciężyła.
Miałam raczej mgliste pojęcie o czym jest ta książka, zarówno gdy próbowałam ją czytać po raz pierwszy jak i teraz. A jej temat jest najbanalniejszy z możliwych - miłość. Francuskiej kurtyzany i młodzieńca. Miłość szalona, z jego strony od pierwszego wejrzenia, niemożliwa, z jej strony wymagająca poświęceń, ale prawdziwa. Być może zbyt łatwo dałam się przekonać, że ich miłość jest jednak szczera pomimo, że znali się jeden dzień, ale bohater sam zdawał sobie sprawę, jak bardzo jest to kuriozalna sytuacja.
"Przez dwadzieścia pięć dni w miesiącu kamelie były białe, przez
pozostałe pięć - czerwone, i nikt: ani bywalcy teatru, ani znajomi
Małgorzaty, ani ja, który o tym wspominam, nikt nie umiał wytłumaczyć
tej zmiany kolorów."
Powieść jest krótka, nieco ponad 200 stron, ale ile się dzieje na jej kartach. Chociaż głównie to emocje bohaterów bądź to co w emocjach robią. Każde możliwe uczucie znane człowiekowi nie jest obce bohaterom, od wściekłości, zazdrości do najszczerszego szacunku i najbardziej oddanej miłości i zawsze są to uczucia gorące i pełne namiętności, często zaburzające osąd Armanda z czego wynika wiele nieprzyjemności.
"Niestety, tajemnice zmarły wraz z boginią i mimo najlepszej woli panie z
towarzystwa mogły wytropić jedynie to, co przeznaczono na sprzedaż po
zgonie bohaterki, a nic z tego, co było na sprzedaż za jej życia."
Narrator na samym początku informuje czytelnika, że historia jest prawdziwa. I faktycznie autor powieści - Aleksander Dumas - miał romans z pierwowzorem Małgorzaty, a sam w powieści występowałby jak Armand. "Dama kameliowa" ma bardzo ciekawy sposób narracji. Narrator słyszał jedynie o głównej bohaterce, ale zainteresowała go wyprzedaż jej majątku, gdzie nabył książkę. Kilka dni później w mieszkaniu narratora zjawia się tajemniczy młodzieniec chcący odkupić książkę. Narrator mu ją oddaje i tak zaczyna się ich przyjaźń w wyniku, której Armand opowiada narratorowi tragiczną historię miłości Małgorzaty do niego, bo nie ulega wątpliwości, że ona była bardziej pokrzywdzoną stroną. Na końcu jest także list bohaterki do przyjaciela (bo tak się do siebie zwracali) ze wszystkimi wyjaśnieniami. Nie spodziewałam się, że historia napisana przez mężczyznę, opowiadana z perspektywy mężczyzny (a w sumie nawet dwóch) może być, aż tak uczuciowa.
"Przypomniałem sobie tej epizod, gdyż i ja, gotów cierpieć dla tej kobiety, obawiałem się, by nie przystała na mnie zbyt szybko, dając mi skwapliwie miłość, którą wolałbym opłacić długim oczekiwaniem lub wielką ofiarą. Tacy już jesteśmy, my, mężczyźni. Prawdziwe to szczęście, że wyobraźnia zostawia jeszcze zmysłom ową cząstkę poezji i że pożądanie ciała czyni to ustępstwo na rzecz marzeń duszy"
Ponadto autor zawarł w jej treści wiele przemyśleń, na temat obyczajowości, oczywiście podejścia społeczeństwa do kurtyzan czy relacji damsko-męskich. Ale nie są to opinie nachalne, ale doskonale wplecione w ciągłość treści.
LOVE, M
A wiesz, że nigdy nie miałam okazji bliżej poznać fabuły "Damy kameliowej". I choć cała historia powiela pewne schematy, panujące w ówczesnym społeczeństwie, to nie zmienia to faktu, że mam ogromną ochotę na tę powieść, klasykę w końcu. :)
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam, ale chętnie powróciłabym do tej lektury :)
OdpowiedzUsuńCiekawa rzecz, ale... okładka mnie nie przyciąga! :D Z takich miłosnych perypetii paryskich kurtyzan to ja polecam (każdemu bez wyjątku) "Nanę". Dwa razy przeczytałam, na maturze omawiałam, chętnie przeczytam jeszcze raz jak będę miała chwilę.
OdpowiedzUsuńAutor nawet tej Twojej książki romansował? No masz!
Wstyd przyznać, że nie znam takiej klasyki...
OdpowiedzUsuń