Całkiem nieźle się złożyło, że niedawno zdecydowałam się jednak obejrzeć drugi sezon Jessiki Jones, bo kilka dni temu, patrzę a na Netflixie drugi sezon Iron Fista. Zobaczyłam to dwa dni po premierze, bo ze wszystkich netflixowych seriali ten zebrał najsłabsze recenzje i drugi sezon chyba nikogo nie interesował, więc nie było wielkiego poruszenia w internetach.
A szkoda, bo okazuje się, że drugi sezon Iron Fist jest nie tylko lepszy niż pierwszy, ale jest także lepszy od drugiego sezonu Jessiki Jones. Po pierwsze ma lżejszy klimat niż Jessica, lepiej się go ogląda, nie ma niepotrzebnych wątków, które nie łączą się z wątkiem głównym. No i nie ma w nim Trish Walker. Jest inna Walker, która jest problematyczną postacią, ale do niej jeszcze wrócę.
Chociaż nie od początku jest tak pięknie. Przez pierwsze 4 odcinki zastanawiałam się, co to w ogóle ma być, bo wiele elementów niezbyt dobrze ze sobą współgrało, chaos tam panował, ale okazało się, że po prostu scenariusz musi się rozkręcić, a puzzle powchodzić na swoje miejsca. Danny musi mieć złamaną nogę i to była najlepsza decyzja twórców ever, bo w końcu przestał być taki denerwujący. A później historia toczy się sama. A jeśli ktoś jest fanem tego, że każda postać ma przejść jakąś drogę, zmienić się, dokonać samorozwoju to też powinien być zadowolony.
Na szczęście nie jest patetycznie, nie uderza się w podniosłe tony. Danny i Colleen próbują ogarniać swoje podwórko, ale dopóki Danny nie zostaje uziemiony nie ma szansy na rozwój charakteru. Natomiast Colleen to taka postać jak Clarie dla Daredevilla, tylko ma chyba jeszcze więcej anielskiej cierpliwości. Ward próbuje ratować więzi rodzinne z Joy i średnio mu się to udaje, ale trzeba mu przyznać, że się stara. A Joy i Davos łączą siły żeby się zemścić. Obiektem zemsty jest oczywiście Danny. I trzeba przyznać, że Davos jest bardzo, bardzo skuteczny. A Joy, na szczęście, jest niezłą agentką. A cały sezon ogląda się dobrze, bez zgrzytania zębami. I chociaż wcześniej napisałam, że ma nieco lżejszy klimat to jeśli potrzeba, aby jakaś postać zginęła to ginie, nie ma patyczkowania się. Ogólnie jest jest lekko, łatwo i powiedzmy przyjemnie. Nie ma co się spinać.
Jeśli było coś, co przeszkadzało mi w bawieniu się naprawdę dobrze podczas oglądania to postać Mary Walker, która jest bardzo ciekawa, ale nie wiem, dlaczego zdecydowano się, aby była tym kim była. Chociaż końcówka serii sugeruje, że w być może następnym sezonie, o którego powstaniu informują wszystkie znaki na końcu ostatniego odcinka, będziemy mieć do czynienia z jeszcze większą ilością tajemnic, które Mary Walker skrywa. A druga rzecz: jeśli ogląda się odcinek po odcinku to naprawdę wybija z rytmu, jeśli końcówka poprzedniego ma się nijak do początku następnego. Nie oczekuję, że serial to będzie film pocięty na kawałki, ale odrobinę większej spójności.
A teraz element zaskoczenia, który myślę, że może przypaść do gustu wielu osobom, ale jest wielkim spoilerem. Ale mam wrażenie, że twórcom udało się wybrnąć i to całkiem zgrabnie z kontrowersji, które otaczały poprzedni sezon, I to powiedziałabym, że wręcz podwójnie. Nie sądzę, aby rozwiązanie, które zostało wykorzystane było pierwszym pomysłem twórców na drugi sezon Iron Fista. Myślę, że to zmiany, które zostały poczynione, po recenzjach poprzedniego sezonu. I wyszło to naprawdę dobrze.
Pozdrawiam, M
Nie znam serialu, ale ciągle wertuje Netfixa w poszukiwaniu czegoś nowego, więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMam problem z serialami od Marvela - jakoś nie umiem się za nie zabrać. Tym większy problem mam z Iron Fistem, na temat którego słyszałam mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo, negatywnych recenzji, które tylko odrzucają.
OdpowiedzUsuń