Hello!
Długo wahałam się, czy napisać ten wpis, bo bardzo nie chciałam zostać źle zrozumiana. Ale poszukałam trochę, poczytałam wpisy innych blogerek, znalazłam idealny tytuł (chyba już dało się zauważyć, że lubię takie zabawne youtubowo-clickbaitowe nawiązania na blogu) i oto jest wpis, w którym dzielę się moimi doświadczeniami w kontaktach z wydawnictwami.
Chciałam też przerwać dominację kinowych wpisów na blogu i uznałam, że ten wpis bardziej pasuje na dzień przed egzaminem licencjackim niż recenzja Spider-Mana.
Chciałam też przerwać dominację kinowych wpisów na blogu i uznałam, że ten wpis bardziej pasuje na dzień przed egzaminem licencjackim niż recenzja Spider-Mana.
Po pierwsze, tytuł jest pół żartem, pół serio, bo a) będą tu pozytywne przykłady i b) mam trochę kontaktu z wydawnictwami poza blogiem. I właśnie tu muszę kilka rzeczy zaznaczyć: moje doświadczenia wiążą się z poszukiwaniem odpowiedzi, których potrzebowałam do mojego licencjatu. Pisałam już o nim tysiąc razy, nie będę tego jeszcze raz tłumaczyć (teraz, bo w przyszłości jeszcze będę). Więc są to doświadczenia jednak trochę inne niż blogerek książkowych, które piszą do wydawnictw z prośbami o książki. Przy czym dostawałam i dostaję na blogowego maila jakieś wiadomości od wydawnictw, także to naprawdę nie tak, że mnie nienawidzą. Plus, moje życie studenckie i zawodowe jest związane z wydawnictwami.
Ogólnie jest to wpis o tym, jak według najlepszych zasad PR, wydawnictwa powinny komunikować się z interesantami oraz o tym, jak tego nie robią.
Wydawnictwo A
Mój ulubiony przykład. Wydawnictwo, które promuje się na takie ważne i jedyne w Polsce zajmujące się promowaniem właśnie książek związanych z tematem mojego licencjatu, a moje korespondencja z nimi wyglądała mniej więcej tak:
M: Piszę licencjat na taki i taki temat, zastanawiam się, czy Wydawnictwo A ma jakieś swoje odgórne założenia, wskazówki dla autorów, wytyczne dla redaktorów w tej kwestii.
Wydawnictwo A: W sumie nie mamy, ale tu są dwa linki do Wikipedii, niech Pani sobie poczyta.
M: Dziękuję, ale zastanawiałam się, czy bezpośrednio w wydawnictwie są założenia/wytyczne czy każdy pisze jak chce.
Wydawnictwo A: Każdy pisze jak chce, są błędy, ale to normalne.
O licencjacie będę jeszcze pisała na blogu ale tu muszę dodać, że po otrzymaniu tych odpowiedzi dosłownie się załamałam i miałam kryzys. W sensie: ja się przejmuję, badam sprawę, chciałabym, aby wydawnictwa dobrze, spójnie wydawały książki, a same wydawnictwa te kwestie olewają. Jeśli śledzicie bloga, to wiecie, że naprawdę się w mój licencjat zaangażowałam.
Wydawnictwo B
Przykład z zupełnie innej beczki. A odpowiedzi dalej brak.
Tydzień 1 - pierwszy email, wysłany jak zwykle do prawie wszystkich osób, które znalazłam na stronie, a które mogłyby mi pomóc.
Tydzień 2 - druga wiadomość, bo na pierwszą nie było odpowiedzi.
Tydzień 3 - napisałam do nich na Facebooku.
Tydzień 4 - napisałam do nich na Facebooku po raz kolejny, bo na poprzednią wiadomość brak odpowiedzi.
Tydzień 5 - dostałam odpowiedź na Facebooku z mailem jednej z osób, z grupy tych, do których wysyłałam już wiadomości wcześniej, ale wysłałam kolejną. Odpowiedzi nie mam do tej pory, ale już nie będę się o nią upominała.
Wydawnictwo C
Wysłałam wiadomość. Przemiłą odpowiedź znalazłam w skrzynce po 2 dniach. Pan, który mi odpisał nie tylko wszystko mi wyjaśnił, ale jeszcze przesłał dwa pdfy. A później jeszcze odpowiedział na moją wiadomość, w której dziękowałam ze szybką i rzetelną odpowiedź, że gdybym miała jeszcze jakieś pytania to mam śmiało pisać.
Aż mi się miło na sercu robi, gdy to opisuję, bo to była naprawdę wyjątkowa sytuacja.
Wydawnictwo D
Tydzień 1 - pierwszy email. Zostawiony bez odpowiedzi, więc zabierałam się za pisanie drugiego.
Tydzień 2 - wysłałam wiadomość numer 2. Na stronie wydawnictwa były podane także maile prezesa, wiceprezesa, których nie uwzględniłam na pierwszej liście odbiorców, a jedną z podpowiedzi, jakie dostałam od promotora, było to, aby jednak prezesa umieszczać i żeby do niego także ta wiadomość docierała.
Poskutkowało. Dostałam odpowiedź następnego dnia.
Bardzo miłą i dowiedziałam się tego, czego chciałam, aczkolwiek nigdy się nie dowiem, czy gdybym wysłała drugą wiadomość tylko do osób, do których wysłałam pierwszą, dostałabym odpowiedź.
Powinnam powtarzać materiały na "obronę", ale jeśli macie i chcecie się podzielić swoimi ciekawymi doświadczeniami z wydawnictwami to z chęcią poczytam.
Trzymajcie się, M
Szczerze powiedziawszy nigdy do żadnego z wydawnictw nie napisałam nigdy w żadnej sprawie. Kiedyś myślałam, że jak będę miała wystarczające zasięgi, to sami się odezwą, ale od momentu kiedy zostałam uświadomiona, że to ja powinnam zrobić pierwszy krok jakoś wciąż nie wydaję mi się, że mój blog ma wystarczające zasięgi, aby napisać. ;)
OdpowiedzUsuńNiektóre wydawnictwa piszą same ^^
UsuńCzasami, gdy patrzę, jakie blogi mają współprace z wydawnictwami to wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego jak niewystarczające zasięgi ;> Skoro rozważałaś, czy nie napisać do wydawnictwa może spróbuj, bo kto wie, kto wie ;)
Fajny wpis ^^
OdpowiedzUsuńEh, widzę, że trochę przygód miałaś z tymi wydawnictwami. Ogólnie to bardzo profesjonalne z Twojej strony, że tak bardzo angażujesz się w sprawy związane z Twoją pracą. I jak obrona?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ciekawe historie❣
OdpowiedzUsuń