niedziela, 14 lipca 2019

O pisaniu licencjatu

Hello!
Jeśli czytacie bloga i obserwujecie mnie na Instagramie od mniej więcej dwóch lat, to na pewno zauważyliście, że bardzo chętnie dzieliłam się zdjęciami i postępami z pisania mojego pierwszego licencjatu i w tym roku było podobnie. Mój sposób na pisanie nie zmienił się od zeszłego roku i możecie o nim poczytać tu Licencjat - jak napisać i obronić?, ale na temat tego licencjatu mam do poopowiadania trochę innych historii. Dziś trochę ciekawostek, a następnym razem chyba napiszę o tym jak wpadłam na temat, jaka była reakcja promotora i o trudnościach, które spotkałam. Tylko przypomnę, że tak najbardziej ogólnie pisałam o koreańskich nazwach własnych (i geograficznych, i imionach oraz nazwiskach) w książkach wydawanych w Polsce. 



1. Powyżej widzicie "okładkę" mojego licencjatu, jeśli kiedyś zostałby wydany w formie książki. Robiliśmy je na zaliczenie zajęć z nowoczesnych technik składu i druku w programie InDesing. 

Tytuł książkowej wersji licencjatu wymyśliła moja Mama podczas rozmowy telefonicznej, która wyglądała mniej więcej tak:

M: No i te wydawnictwa piszą tak i tak i to nie jest dobrze!
Mama M: A sami Koreańczycy jak piszą?
M: W sumie chyba nijak. Oni mają przecież znaki i się nie muszą przejmować.
Mama M: No tak, każdy ma swój krzaczek i po sprawie. 

Zastanawiałam się, czy określenie krzaczki, aby na pewno nie jest niegrzeczne, ale widziałam je wykorzystywane w tytułach wykładów, prelekcji i innych poważnych miejscach więc doszłam do wniosku, że jednak jest neutralne i nie ma złych konotacji. Jedyne, co krzaczki konotują to chyba tyle, że niełacińskie alfabety są trudne. 
Tekst po lewej to pierwszy akapit mojego licencjatu, a znaki, które widać to moje imię wpisane w tłumacza Google. Niebieska Korea pochodzi z flagi zjednoczenia.


2. Przykład zdjęciowy:




A nawet nie pisałam pracy semestralnej z teorii literatury z romantyzmu. Chyba. Już nie pamiętam. Ale pomysł Worda, aby zamienić to imię na nazwisko Janion bardzo mnie rozbawił.


3. Mam pewne przypuszczenie, że książką, o której możecie pomyśleć, jeśli ktoś zapyta Was o książkę dotyczącą Korei, mogą być Sekrety Urody Koreanek. Uwaga, mi uświadomienie sobie (czy raczej przypomnienie), że ta książka istnieje, zajęło dokładnie 6 tygodni. Przy czym nawet gdzieś w pracy napisałam, że Korea znana jest w Polsce głównie z kosmetyków, ale o książce zapomniałam aż do momentu, gdy zobaczyłam ją przypadkiem na jakiejś liście w internecie.

4. Trochę mniej, bo tylko miesiąc, zajęło mi przypomnienie sobie, że jedna z części Atlasu chmur, czyli jednej z moich absolutnie najulubionych książek, dzieje się w Neo Seulu. Ale uwaga, potem przez miesiąc chodziłam w szoku, bo Atlasu chmur nie ma w Bibliotece UG. Podobnie zresztą jak Sekretów urody Koreanek, ale to już jakoś zdziwiło mnie mniej.

5. Czego jeszcze nie ma w BUGu? Przewodników po Korei. Co prawda nie szukałam dokładnie w wypożyczalni (później sprawdziłam i też nie było), ale w czytelni w miejscu, gdzie są wszystkie inne przewodniki, o Korei nic nie ma. Ale ciekawostka: w Zbiorach Specjalnych jest mapa Korei Północnej.

3a, 4a, 5a. W BUGu nie ma też książki Bajecznie bogaci Azjaci, aczkolwiek to tylko pośrednio związane z licencjatem, jakoś nie brałam tej książki pod uwagę przy pisaniu. Po obejrzeniu filmu wydawało mi się, że nie ma tam postaci z Korei. Ale może się mylę. A książkę kiedyś przeczytam. Może, bo w moim mieście w bibliotece też jej nie ma.

6. Jeszcze trochę o moim szukaniu materiałów do pisania. Gdzieś pod koniec książki Korea Południowa. Republika Żywiołów autor wspomina, że jest taka pani Ewa Paszkowicz i ona napisała coś o koreańskiej fali. Tylko autor nie napisał gdzie. Może nie chciał się chwalić, bo okazało się, że to była książka pod jego redakcją. Ale mi wiele nie potrzeba, ktoś napisał o koreańskiej fali, to ja to znajdę. I tak było i okazała się to książka z pandami na okładce. A miałam nawet tego dnia, gdy kończyłam czytać Republikę Żywiołów, nie jechać do biblioteki, a pojechałam. Dlatego wolę od razu tam pracować, aby móc od razu sprawdzać źródła. 

Sama autorka wspomniała za to w swoim artykule o Marianie Brandysie i książce Dom odzyskanego dzieciństwa. I tak moja praca rozrosła się o analizę kolejnego artykułu i książki. A blog o recenzję socrealistycznej książki dla dzieci.

7. Za każdy razem Word podkreślał mi słowo koreanistyka i chciał je zastępować koranistyką.  

8. Duża część mojego pierwszego rozdziału pochodzi ze źródeł anglojęzycznych, bo po polsku o koreańskich nazwach własnych prawie nikt nie pisze. Zresztą nie tylko o nazwach własnych, ale ogólnie o samym języku również. Zdecydowanie najwięcej książek jest o Chinach, później całkiem sporo jest o Japonii i języku japońskim, a jakieś 10% pozostałych książek/artykułów dotyczy pozostałych krajów Dalekiego Wschodu.

9. Nie wiem, jak wiele godzin spędziłam przeglądając i sprawdzając stronę internetową, wytyczne i zmiany w wytycznych Komisji Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczpospolitej Polskiej. Gdy zaczynałam pisanie, nawet nie wiedziałam, że taka komisja istnieje. Wy też pewnie nie wiedzieliście, że jest taka komisja. 

10. Przez trzy lub cztery dni skupiałam się głównie na szukaniu informacji na temat nazw własnych w Korei Północnej i spędzałam sporo czasu na przeróżnych stronach internetowych. Zaczynając od strony ambasady KRLD na Wikipedii, po jej normalną stronę internetową, po bardzo dziwne strony w języku angielskim, które szybciej wyłączałam, niż na nie wchodziłam. I naprawdę się zastanawiałam, czy takie szukanie informacji w internecie i pobierania pdfów z takich stron jest na pewno bezpieczne. 

Natomiast z samych książek, które mają nazwisko i imię, któregoś z przywódców Korei Północnej lub samą Koreę Północną w tytule/na okładce można by napisać całą osobną pracę, bo te książki stanowią wręcz osoby gatunek książki, z licznymi podgatunkami. Trochę rozważam, czy nie zająć się nimi na magisterce. 

Na pewno będzie jeszcze jeden wpis o licencjacie i jeśli macie jakieś pytania to śmiało zadawajcie! 

LOVE, M

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy post, który na pewno pomoże osobom, które również mają przed sobą pisanie licencjatu. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa sprawa, ogólnie nigdy nie interesowały mnie jakoś tak te tereny, ale miałam okazję sięgnąć po reportaż o Korei Północnej ("Kim Dzong Il. Przemysł propagandy" Paul Fischer, który był ciekawą lekturą, choć o samych krzaczkach nie ma tam raczej za wiele. :P Punkt 7 najlepszy! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka, którą czytałaś, jest jedną z moich ulubionych!

      Przypuszczałabym, że słowa koranistyka i koreanistyka są podobnie popularne, ale chyba nie miałam racji.

      Usuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3