Hello!
Spora część blogów, jakie czytam, to blogi książkowe. Lubię obserwować fale recenzji, które pojawiają się przed i po premierze nowych tytułów. Nawet, jeśli istnieje niewielka szansa, że kiedyś, którąś z tych książek przeczytam. Ale jakaś tam jest więc mam później punkt odniesienia, gdy jednak przeczytam i chcę o niej napisać. A mam całkiem niezłą pamięć do pojawiających się opinii.
Recenzje "Dziewczyny z pociągu" były raczej pozytywne, aczkolwiek zarzucano jej wypływanie na popularności "Zaginionej dziewczyny". W zeszłym roku wyszedł film z Emily Blunt w roli głównej, ale o nim chyba nie przeczytałam ani jednego dobrego słowa i został szybko zapomniany. Teraz wiem dlaczego. Materiał źródłowy jest wprost niesamowicie nudny.
W "Dziewczynie z pociągu" dzieje się nic, a do tego dużej części intrygi można się domyślić, bo autorka naprawdę słabo próbuje odwrócić uwagę czytelnika i skierować jego podejrzenia w inną stronę. O ile komuś chce się myśleć o tej historii, bo wlecze się jak flaki z olejem i nie jest interesująca w najmniejszym stopniu. Ta niesamowita rzecz, którą to widziała Rachel zostawia czytelnika z wyrazem 'aha' i człowiek się zastanawia o co tyle szumu.
Później, co prawda, okazuje się, że z głównej bohaterki jest niezła agentka, ale to co robi, nie możne być czytelnikowi bardziej obojętne. Rachel pije, nie umie pogodzić się z rozstaniem, nęka nową rodzinę byłego męża, nie potrafi się ogarnąć i początkowo można jej trochę współczuć, ale to uczucie mija bardzo szybko wraz z przewracaniem kolejnych kartek. O polubieniu jej nie ma mowy. W całej książce nie ma ani jednej postaci, którą można by obdarzyć sympatią. I to nie tylko dlatego, że brakuje im charakterów (1-2 cechy to nie charakter, obsesja na punkcie dziecka też nie). Najbliżej posiadania, jakiegoś konkretnego zarysu osobowości jest Megan. Ponieważ narracja prowadzona jest na 3 głosy, a każdy w pierwszej osobie, możemy dość dobrze poznać każdą z bohaterek i zauważyć bardzo się od siebie różnią - nie znaczy, że mają charakter, ale nawet bez kolejnych podpisów byłoby wiadomo, która z nich akurat przelewa swoje myśli na papier. Uczucie, że książka to pamiętnik jest silne w trakcie czytania, tym bardziej, że daty, a nawet pory dnia są określone.
Przez 3/4 książki fabuła wlecze się niemiłosiernie, ale zakończenie podane jest nagle i bardzo szybko. Zastanawiam się czemu nazwano to thrillerem. Może powodu braku możliwości lepszego przyporządkowania. Thriller powinien trzymać w napięciu. A czytając "Dziewczynę z pociągu" nic takiego się nie czuje. Wręcz można się zastanawiać, dlaczego niby zaginięcie Megan miałoby nas w ogóle interesować, bo zasadniczo powodu nie ma. Oprócz tego, że główna bohaterka ma obsesję, bo nie ma na to lepszego słowa. Bardzo chce być w centrum wydarzeń, a jeszcze bardziej chce być ważna. Zdecydowanie jest niezrównoważona. I doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a i tak nic z tym nie robi.
Chyba nigdy nie czułam takiej obojętności wobec książki jak w przypadku "Dziewczyny z pociągu". Albo książkę lubię albo nie, ewentualnie moje odczucia oscylują wokół neutralności lub coś mnie denerwuje, ale tytułu, który tak bardzo nie robiłby mi różnicy, nie czytałam.
Trzymajcie się, M
Czytałam to jakieś pół roku temu i o moich uczuciach do tej książki niech świadczy fakt, że praktycznie niczego z niej nie pamiętam. Totalna dziura w głowie. :P
OdpowiedzUsuńPo lekturze byłam strasznie zawiedziona i do dzisiaj nie wiem, czemu wokół tej książki było tyle szumu.
Nie czytałam i nie kusi mnie ta powieść, tym bardziej, że ekranizacja też jest bez szału.
OdpowiedzUsuńTa książka była bardzo modna jakiś czas temu do tego stopnia, że nawet do mnie dotarła wieść o jej popularności, a ja kompletnie nie śledzę żadnych książkowych nowinek...
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie i tak nie sięgnąłbym po tę książkę, ale teraz to już na 100% nie sięgnę :D
Pozdrawiam!