Hello!
"Tonari no Kaibutsu-kun", "My Little Monster" lub "Bestia z ławki obok" to shoujo anime, które, co prawda nie wyskakiwało z lodówki (patrzę na was "Ao Haru Ride" i "Kaichou wa Maid-sama!"), ale jednak pojawiało się w różnych miejscach i przy różnych okazjach na tyle często, że kwestią czasu było aż je zobaczę.
Gdy oglądałam nie zwróciłam uwagi na ten tekst, ale teraz jest naprawdę zabawny.
Początek jest intrygujący. Rzeczy, które zwykle znaczą koniec wspólnej drogi bohaterów, w tym anime wydarzyły się w ciągu dwóch odcinków. Wydaje się, że to coś nowego i twórcy mają jakiś ciekawy pomysł jak pokazać relacje bohaterów. Gdzieś z tyłu głowy widza jednak pojawia się pytanie "no dobrze, więc o czym będzie to anime?". Niepotrzebnie, bo szybko przekonujemy się, że nie jest takie odkrywcze ani ciekawe jak się zapowiadało.
To bardzo popularny gif.
Shizuku jest dziwczyną, dla której ważna jest tylko nauka, Haru jest uroczym łobuzem. Tylko, że nikt o tym nie wie, bo nie umie radzić sobie z agresją i wszyscy się go boją. W pierwszym odcinku Shizuku przynosi mu kserówki, on na nią napada, ale gdy okazuje się, że mało ją interesuje czy Haru wróci czy nie wróci do szkoły, nazywa ją swoją przyjaciółką. Na koniec drugiego nasi bohaterowie po dwa razy wyznali sobie miłość (jak to się mówi: that escalated quickly), ale uznali, że miłość Haru jest inna niż miłość Shizuku i nie będą parą. Tyle byłoby z innowacyjności.
Później z "Tonari no Kaibutsu-kun" robi się typowe, na dodatek nieszczególnie dobre anime. Nawet typowe tropy nie są wykorzystane, a nawet jeśli fabuła o nie zachacza, to z nich nie korzysta (możliwe, że potem w mandze jest to rozwinięte). Wiele wątków jest urwanych i niewyjaśnionych. Tak naprawdę to niedobre anime, a jeszcze gorsza reklamówka mangi, bo kończy się w takim momencie, że widza naprawdę nie będzie obchodziło, co stanie się z bohaterami. Cała ta animacja jest dość mocno wyprana z emocji i nie jest to nawet wina 'zimnej' głównej bohaterki, ale tego, jak wydarzenia są pokazywane widzowi.
To jest pewne osiągnięcie, aby zrobić nudne 13 odcinków. Ale się da. Skoro od pierwszego odcinka wiemy, że bohaterowie się kochają, to naprawdę trudno wymyślić coś, co mogloby zachwiać naszą wiedzą. A Haru i Shizuku na zmianę twierdzą -teraz ja kocham ciebie -teraz ja wolę się uczyć - teraz ja nie spełniam twoich oczekiwań -teraz ja kocham ciebie. Momentami to anime jest całkowiecie niedorzeczne, bo wystarczyłoby żeby postaci ze sobą naprawdę porozmawiały, a one są głównie obok siebie.
Z czasem dużo bardziej interesującą kwestią niż to czy główni bohaterowie się zejdą staje się to, czy ich koleżanka wyzna, że kocha się w starszym kuzynie głównego bohatera. Jak łatwo się domyślić, w anime się tego nie dowiadujemy. Całym tym 'małym potworem' trochę się zawiodłam, trochę znudziłam, a przy okazji dostałam dowód, że nawet jeśli coś zaskakuje pomysłowością, to koniec końców i tak powróci na tory typowe dla danego gatunku. Taraz przynajniej wiem, czemu to inne szkolne romanse są bardziej popularne.
Trzymajcie się, M
Hmmm... Jak dla mnie to anime było całkiem niezłe, ale rzeczywiście, głupio się zakończyło.
OdpowiedzUsuńZ tego co patrzyłam, to w mandze dzieją się bardzo ciekawe romansowe rzeczy :3 Warto zobaczyć XD
Pozdrawiam <3