czwartek, 3 sierpnia 2017

W sumie miło i sympatycznie ("Spider-Man: Homecoming")

Hello!
Wychowałam się na filmach o "X-Menach" oraz "Spider-Manie". Tobey Maguire na zawsze będzie moim Spider-Manem. Co nie oznacza, że gdy teraz oglądam jego trylogię to nie widzę, że nie są to najlepsze filmy na świecie. Ale są lepsze od Niesamowitego Spider-Mana, których to dwóch filmów szczerze nie znoszę. Dlatego do wieść, że będzie trzecie podejście do tej postaci byłam więcej niż sceptyczna. Ale nowy w "Wojnie bohaterów" okazał się zabawny i entuzjastyczny więc powoli zaczęłam się przekonywać. Zwiastuny sugerowały co prawda, że Homecoming może  być Iron Manem 3.5, ale obawy okazały się niepotrzebne.


Nowego Spider-Mana ogląda się bardzo dobrze (możne z wyjątkiem tych scen na szczycie Pomnika Waszyngtona - chyba jednak mam lęk wysokości), doskonale patrzy się na to, co dzieje się na ekranie, bo dzieje się akurat tyle ile powinno, widać znają jednak umiar w Marvelu i ogólnie to taki miły i sympatyczny film i na pewno obejrzę go jeszcze nie raz. A jednocześnie im więcej myślę, o tym co widziałam, tym bardziej wiele elementów mi się nie podoba i nie gra.  


Zaczniemy jednak od tego co mi się podoba. Tom Holland to zaskakująco dobry aktor. Ale jego Spider-Man nie jest aż tak zabawny jak być powinien. Jasne kończy mu się sieć (nie lubię tego konceptu, że bohater musi sam ją sobie robić i kombinować, co zrobić jak się skończy) i musi biegać z miejsca na miejsce (może to i lepiej, bo niestety nie lata między wieżowcami, a miedzy niskimi domkami na przedmieściach i sieje spustoszenie oraz straszy dzieci). Widzimy bardzo mało szkolnego życia Petera, a jeśli już, to jest ono pretekstem lub punktem wyjścia do jego Spidermanowych misji. Teoretycznie też wiemy sporo o Peterze - taki mądry! taki zdolny! - ale tego nie widzimy na ekranie. Widzimy, że jest szkolnym przegrywem, a bycie Spidermanem nie ułatwia wyjścia z tego stanu rzeczy. 


Doskonale jednak, że nie jest to znów historia o jego początkach. Dostajemy jedno zdanie ugryzł mnie pająk, wiemy, że May przeżyła ciężkie chwile i jest trochę nadopiekuńcza. Niestety dla Petera, a stety dla fabuły, brakuje gadki o odpowiedzialności - może gdyby się pojawiła, Peter nie narobiłby tylu głupstw.
Początek filmu jest świetny - to osobiste nagrania Petera, takie mini vlogi z wypadu do Berlina. Po czym Tony trochę go porzuca, Happy ma być jego opiekunem, a Peter staje się lekko zafiksowany na punkcie zostania Avengersem. Ale nie za bardzo ma co robić, dopóki nie odkrywa ludzi, którzy kradną kosmiczny materiał, robią z niego broń i ją sprzedają. Początkowo wydaje się, że Toomes/Vulture ma zadatki na nie najgorszego złego, ale szybko okazuje się dość karykaturalny, a jego motywacja (rodzina) choć szlachetna, to jednak sztampowa. Jednocześnie sam koncept na przeciwnika całkiem mi się podobał - był całkiem akuratny dla Spider-Mana. 

Akcja filmu jest bardzo dobrze poprowadzona, tak dobrze, że bardzo widać, że jest skonstruowana i dość konsekwentna. Oczywiście są dziury w scenariuszu, ale można na większość przymknąć oko. Jak pisałam wyżej doskonale śledzi się przebieg akcji. 


Teraz będę się czepiała. Wątek Liz. Peter kocha się w niej po uszy, gdy tylko pojawia się na ekranie, bądź dzieją się rzeczy w jakiś sposób z nią związane film staje się słodki, a muzyka przestaje być nieco zbyt majestatyczną ścieżką (trochę a'la Thor lub jakieś inne kosmosy - Michael Giacchino robił muzykę do Star Treka i Łotra 1.) jak na film o nastolatku w Queens i staje się całkiem milusia. Ale problem jest taki, że z tego całego pseudoromansu nic nie wynika i nie zostaje on odpowiednio zakończony. Nie wiem czy fakt, że plot twist, bo chyba można to tak określić SPOILER to, to że zło to ojciec Liz KONIEC SPOILERA robi wrażenie na kimś poza Peterem (o ile Holland jest dobrym aktorem, to Peter jest fatalnym). Byłam rozczarowana tym, jak wątek zauroczenia jest poprowadzony.


Biorąc pod uwagę jak bardzo film promowany był przez Zendayę wydawać, by się mogło, że jej postać odgrywa, jakąś znaczącą rolę. Nic bardziej mylnego. Na pewno na ekranie jest krótszy czas niż Liz, ale za to nosi na czole wieki napis - będę ważna w następnym filmie. Rozumiem, że aktorka grająca Liz (Laura Harrier) jest mniej rozpoznawalna niż Zendaya, ale uważam, że potraktowana ją bardzo niesprawiedliwie. Ten napis jest naprawdę duży - na koniec filmu przedstawia się jako MJ. 

Najlepszy przyjaciel Petera - Ned, to jeden  z najbardziej irytujących bohaterów z jakim  spotkałam się w filmie. Naprawdę liga desperatów. Co było złego w postaci Harrego? Chociaż budowali Gwiazdę Śmierci z Lego, za to punkt.

Końcówka filmu to taka mini "Katastrofa w przestworzach". Jest samolot jest dobrze. Jeśli "Spider-Man: Homecoming", czegoś uczy, to tego, że samoloty nigdy nie będą latać bez pilotów, bo gdy nikogo nie ma w kokpicie, za łatwo taki samolot zhakować. 

Trzymajcie się, M

6 komentarzy:

  1. Będąc w kinie nawet się uśmiałam z tego filmu (chociaż bardziej z gościa, który się rechotał na całą salę), ale im dalej, tym byłam coraz bardziej zażenowana (?). Odebrałam to bardziej jako parodię spidermana. Nie mieli większego pomysłu na fabułę, więc władowali multum śmieszków i w sumie to był dobry strzał, bo widownia to kupiła. Skłamałabym mówiąc, że film był zły. W oryginale spiderman też był żartownisiem, jednak całość miała jakąś powagę. Tutaj natomiast została ona całkowicie zepchnięta na dalszy plan, praktycznie zignorowana.

    Dla mnie film miał kilka ogromnych wad: zgadzam się co do przygłupiego Azjaty. Dlaczego? Po co? Jednak najbardziej nie podobał mi się ten motyw z super inteligentnym kostiumem. Praktycznie zrobili z niego drugiego Iron Mana, totalnie bezsensu... zabrano mu jego najlepszą moc, czyli pajęczy zmysł. W ogóle cała postać spidermana na tym mooocno straciła :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam o 99% śmieszków w sekundę po tym jak pojawiły się na ekranie. Potem, gdy szukałam zdjęć do wpisu stwierdziłam, że sceny w tym magazynie nie były najgorsze ^^ Ale gdyby nie zdjęcie, to bym o nich nie pamiętała.
      Po co komu 6 zmysł, skoro może mieć super kostium? I 'to skoro jesteś nikim bez niego, to znaczy, że na niego nie zasługujesz' - może by zrobiło większe wrażenie, gdybyśmy zobaczyli więcej SM w tym kostiumie, który sam sobie zrobił.

      Usuń
    2. Ja chyba najgłośniej śmiechłam z "chcę być twoim gościem na krześle" (czy jakoś tak), bo dokładnie przewidziałam, że to w danym momencie to powie.

      Mnie nic nie przekona do tego stroju. Niszczy to całe moje dzieciństwo :D.

      Usuń
  2. Nie lubię filmów o tym ludzkim pająku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem przekonana do postaci jaką jest Spider Man i nigdy nie byłam. Zresztą mam dość specyficzne podejście do superbohaterów, bo nie rozumiem ich fenomenu i tylko nielicznych darzę sympatią. Obejrzę pewnie "Home coming" w desperacji, kiedy to nie będzie nic innego do zobaczenia, albo po prostu w przyszłości z ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy woli co innego ^^ A których superbohaterów nawet lubisz?
      Z ciekawości warto, bo przyjemnie się patrzy i momentami jest naprawdę zabawny :>

      Usuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3