Hello!
Młoda Polska zdana, teoria literatury też (chociaż naprawdę miałam wizje, że wychodzę z gabinetu z płaczem) więc mogę z czystym sumieniem podsumować miniony 5 semestr studiowania filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim, cieszyć się feriami (ale mam tyle rzeczy zaplanowanych do oglądania, czytania i pisania, że nie wiem, czy starczy mi doby) i przygotować na semestr numer sześć.
Podsumowanie zacznę od teorii literatury.
Podobno miał to być najtrudniejszy przedmiot, prawie niemożliwy do zaliczenia. Nieprawda. Wykłady były ciekawe, ćwiczenia przeważnie też, choć momentami muszę przyznać, że miałam wrażenie, że prowadząca proponuje nam ćwiczenia na poziomie bardzo szkolnym zamiast tłumaczyć nam artykuły. Bo teoria opiera się na czytaniu artykułów w czym bardzo przypomina poetykę. I jeśli ktoś lubił zajęcia z poetyki, przyswajanie treści z tamtego działu nie sprawiało mu trudności, to nie powinien mieć problemów z teorią. Co prawda zagadnienia są trochę inne, jest ich też chyba więcej, ale dobre wspomnienia z poetyki są dobrym wstępem do polubienia teorii literatury. Trzeba też zaznaczyć, że UG ma szczęście do profesora, który prowadził wykłady (i mnie egzaminował), bo fantastycznie się go słucha.
Zajęcia z teorii literatury i wykłady, i ćwiczenia są co tydzień.
Z tych zajęć wzięłam także tytuł dzisiejszego wpisu. I uświadomiłam sobie, że przy plusach turkusowego wyglądu bloga zapomniałam dopisać, że długie tytuły wpisów dobrze w nim wyglądały.
Kultura języka polskiego.
Już wspominałam, że to trochę takie zajęcia z redakcji książki 2.0, ale nie wszyscy są na specjalizacji redaktorsko-edytorskiej. Ale zasady trzeba utrwalać, trzeba uświadamiać, że unikalny i unikatowy to nie to samo, że słowo dedykowane zdecydowanie za bardzo rozpowszechniło się w języku potocznym. Ogólnie są to zajęcia, których w trakcie studiów brakuje. Zarówno zdaniem profesorów i prowadzących oraz samych studentów. Jasne, ortografię i interpunkcję powinno się znać ze szkoły, ale wszyscy doskonale wiedzą, że jest wiele przypadków, gdy nikt nie wie jak coś zapisać. A zajęcia co dwa tygodnie, na trzecim roku to trochę mało.
Młoda Polska.
Zajęcia numer dwa na piątym semestrze. Nie mam jakiegoś szczególnie osobistego stosunku do Młodej Polski, choć czasami przemawiają do mnie dekadenckie hasła. Przy czym przebywanie zbyt długo w wierszach modernistycznych nie sprawia, że odechciewa się żyć tobie, tylko ma się ochotę skończyć to hymm modernistyczne pierdzieleni. W pewnym momencie naprawdę dochodzi się do wniosku, że ci wierszokleci byli zwyczajnie leniwi. Albo że potrzebowali bardzo specjalistycznej pomocy psychologicznej, której chyba nie mogli otrzymać. W każdym razie wiersze są i dołujące, i irytujące, gdy trzeba czytać o nich za dużo.
Trochę ciekawsze są powieści. Głównym problemem z tymi zajęciami było jednak to, że mogłabym na nie nie chodzić, bo od samego profesora na ćwiczeniach nie dowiadywaliśmy się na temat epoki niczego, czego nie moglibyśmy sami przeczytać we wstępach do BNek, a na tym polegało nasze zaliczenie ćwiczeń - każdy dostawał wstęp do zreferowania. Trochę lepiej było na wykładach, ale gdy te są co dwa tygodnie i 2-3 zwykle przepadają o dalej nie ma się zbyt wiele czasu na przekazanie wiadomości o epoce.
Literatura powszechna wieku XX i XXI.
Ćwiczenia co dwa tygodnie. Forma zaliczenia: prezentacja. Plusy: w końcu się okazało, że jednak literatura istnieje także poza Europą! To znaczy czytaliśmy między innymi Kobietę z wydm Abe Kobo. Ale zajęcia z literatury powszechnej, dwóch wieków w liczbie 5 czy 6 spotkań to naprawdę zdecydowanie za mało. Szczególnie dla kogoś, kto zawsze chciał studiować literaturę jako taką, a niekoniecznie jak element studiów typu filologia polska.
Literatura współczesna (1939-1989).
Nieuchronnie zbliżamy się do egzaminu z całej literatury współczesnej, jeszcze jeden semestr - podobno poświęcony na dramat - i koniec. W piątym natomiast zajmowaliśmy się prozą. I tak na przykład mojej grupie przypadł temat związany z Henrykiem Grynbergiem i Adolfem Rudnickim, ale w tym kręgu jest też na przykład Borowski czy Nałkowska. Nie mogę napisać, że proza, poezja czy dramat powojenny to są moje ulubione fragmenty literatury. Ćwiczenia same w sobie nie były trudne czy szczególnie nieprzyjemne, ale im bliżej współczesności tym moje zainteresowanie literaturą, jako tematem zajęć, spada.
Tekstologia.
Zajmowaliśmy się kolacjonowaniem, porównywaniem, opisywaniem, komentowaniem i zastanawianiem się nad komentarzami oraz sposobem opisu edytorskiego Sklepów cynamonowych Schulza, a później odczytywaniem listów Jachimowicza dotyczących Schulza. Tekstologia bywa naprawdę fascynująca, a problemy, jakie mają edytorzy osobom niezwiązanym z wydawaniem książek, nawet nie przyszłyby do głowy, ale po tych zajęciach 99% grupy na dość Schulza na resztę życia.Seminarium
Napisałam pierwszy rozdział do końca i większą część drugiego rozdziału mojej pracy licencjackiej. W ferie planuję ładnie poprawić to co już napisałam w drugim i zacząć research do drugiego punktu tego rozdziału. Przy czym dużą część 2 i 3 rozdziału pisałam równocześnie. Potrzebuję jednak jeszcze większej liczby przykładów do rozdziału numer 3. W nim w dużej mierze znajdują się właśnie te książki, których recenzje możecie czytać ostatnio na blogu.
Cały semestr nie zdradziłam tu tematu mojej pracy (nie żeby poza blogiem wiele osób wiedziało o czym dokładnie mój licencjat będzie), ale lepszej okazji nie będzie. Dokładnie sformułowanego tematu jeszcze nie mam, ale w licencjacie sprawdzam to, jak zapisywane są po polsku (w książkach popularnych i naukowych) koreańskie nazwy własne. Brzmi to być może średnio ciekawie, ale mnie bardzo fascynuje. Wyjaśnia to także dlaczego w recenzjach jest tyle uwag edytorskich, choć zwykle nie dotyczą tego konkretnego zagadnienia.
Myślę, że bliżej obrony wyjaśnię skąd ten temat i jaka była reakcja promotora, gdy go zaproponowałam. Jeśli jednak już macie jakieś pytania to piszcie śmiało.
Ale już teraz mogę napisać, że to jest jakiś rodzaj satysfakcji, gdy mogę napisać, że w książce wydajnej przez wydawnictwo jednego z moich profesorów nazwa stolicy Korei Północnej została źle zapisana.
Ekonomia i organizacja wydawnictw. Marketing i reklama książki.
Prawie zapomniałam, że miałam te zajęcia, bo robiliśmy je po dwa w tygodniu i skończyliśmy je w grudniu. Nieszczególnie się czegoś na nich nauczyłam, nie wiem czy ktokolwiek się nauczył, ale miałam ten plus, że pisałam pracę licencjacką o marketingu i miałam go na pierwszych studiach. A te zajęcia zaliczyłam przerobioną prezentacją właśnie z zarządzania instytucjami artystycznymi, która była naprawdę prostą prezentacją z planem promocji, a zrobiła wielkie wrażenie na prowadzącej i grupie. W skrócie: poziom tych zajęć naprawdę nie był za wysoki.
To by było na tyle! Jeśli macie jakieś pytania dotyczące studiów i/lub tematu mojego licencjatu to zachęcam szczerze i gorąco do pisania, bo bardzo lubię odpowiadać na pytania dotyczące studiów!
LOVE, M
Licencjat z filo kończyłem siedem lat temu (magisterka z kulturoznawstwa), ale jak widzę pewne rzeczy są niezmienne :D Sądząc po ostatnim przedmiocie - specjalizacja edytorska albo ta publicystyczno-dziennikarska? Teoria u profesora Michalskiego jak sądzę? Jezu, ale ja miałem z nim przeboje, wtedy jeszcze się na szczęście załapałem na profesor Nawrocką i jej końcową litość to udało mi się przebrnąć... Młodą Polskę zdawałem u dr Karpowicz-Słowikowskiej - jeden z najprzyjemniejszych i najbardziej lajtowych egzaminów na całych studiach. Literatura współczesna zapewne u profesora Chwina? Radzę się przygotować, bo lubi uwalać na pozornych pierdółkach i mało istotnych rzeczach. Dodam jeszcze, że licencjat pisałem z Białoszewskiego, a magisterkę z Millennium Stiega Larssona - miałem wyjątkowe szczęście bo trafiłem do tego samego promotora, profesora Kornackiego. Ach filo... :P Powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńEdytorska!
UsuńDobrze sądzisz ^^ U nas przebojów nie było, przynajmniej w mojej grupie. Wszystko bardzo sympatycznie. Z Młodej Polski egzaminowali nas inni profesorowie. Współczesna, tak raczej owszem niestety.
Profesor Kornacki przyjeżdżał do mojego rodzinnego miasta prowadzić zajęcia Akademii Edukacji Filmowej i był powszechnie uwielbiany!
Dziękuję!
Ja teatralno-filmową kończyłem ;) To do Chwina jak pisałem - przygotować się! Z trzydziestu osób wpisanych na dzień potrafi oblać dwadzieścia pięć ;) Mi się udało zdać za pierwszym podejściem na czwórę. A Kornacki - to się zgadza, wszyscy go lubili :)
UsuńPodziwiam, sama jeszcze ciągnę magisterkę z językoznawstwa i po angielsku i doktorat z tego samego ;-) bo pierwszego magistra mam z innej działki ;-). Nalezy Ci sie odpoczynek. Ja odbijam sobie w wakacje. ;-).
OdpowiedzUsuń;)
Na mojej uczelni tekstologię nazywaliśmy norwidologią :D I choć też miałam Norwida po dziurki w nosie, to do dziś podoba mi się pomysł, na który wtedy wpadłam, żeby - jeśli kiedyś dorobię się własnego mieszkania - wymalować sobie na ścianie jakiś autograf Norwida, może "W Weronie", bo męczyliśmy ten tekst długo, albo "Pielgrzyma" czy fragment "Fortepianu Szopena"... ^^'
OdpowiedzUsuńCudowny temat <3 Aż bym się wróciła do czasów studenckich, żeby sobie takie rzeczy pobadać.
Schulzologia, schulzolodzy (pasowałoby mi napisać to przez c, ale niech będzie przez z, bo nie jestem pewna), Schulz Forum, Słownik Schulza to wszystko było odmieniane na zajęciach przez wszystkie przypadki ;>
UsuńDo wymalowania autografu to potrzeba by niezłego artysty ^^
Dziękuję! Mi też się bardzo podoba!
Dedykowany! Aż mi się przypomina jakie z tym wariacje były gdy ktoś mailowo spytał pewnego profesora o wykłady dedykowane i w odpowiedzi dostał cały akapit o pochodzeniu tego słowa i jego błędnym użyciu. xD
OdpowiedzUsuńW minionym semestrze zaczęłam się uczyć koreańskiego, a wciąż nie ogarniam koreańskiej transkrypcji i nawet nie próbuję. Już wolę czytać bezpośrednio z hangula, którego tak czy inaczej musiałam się nauczyć, więc przypuszczam, że faktycznie masz o czym pisać w swoim licencjacie. ;)
Mam nadzieję, że osoba, która odebrała tego maila się nauczyła znaczenia tego słowa. Ogólnie jednak dedykowany zatacza coraz szersze kręgi i obawiam się, że trzeba będzie przyjąć do wiadomości.
UsuńMam o czym pisać, to fakt, choć początkowo wcale się tak nie wydawało. Szczególnie mojemu promotorowi ;>