Hello!
Ostatnio zdradziłam Wam w końcu temat mojego licencjatu (Literatura nie naśladuje rzeczywistości, bo literatura nie ma ręki), a dziś zdradzę Wam, dlaczego na ten temat się zdecydowałam.
Ten i następny wpis zawdzięczam i zawdzięczacie nieocenionej eM z eM Poleca, która pożyczyła mi swoje egzemplarze książek <3 Dzięki!
Tytuł: BTS. Koreańska fala
Autor: Adrian Besley
Tłumacz: Agnieszka Myśliwy
Wydawnictwo: Burda Publishing Polska (Burda Książki)
Otóż potrzebowałam dobrego pretekstu, aby przeczytać dwie książki o zespole BTS, które jakiś czas temu ukazały się na polskim rynku wydawniczym. Bez licencjatu, ponieważ BTS jako takie interesuje mnie średnio i nie ukrywajmy mam internet, czego potrzebuję dowiaduję się z anglojęzycznych stron, pewnie bym ich nie przeczytała.
Powyższy akapit to w części prawda, a w części nie. To znaczy książki pewnie bym przeczytała i na pewno nie zdecydowałam się na licencjat z ich powodu. Aż takich zasług to one na pewno nie mają.
Od razu zaznaczę to nie będzie recenzja: to będzie trochę wyzłośliwiania się i wypunktowywania niedoróbek książki oraz uwag na jej temat. Przy czym jedno pytanie zawsze pozostaje otwarte: czy błędy, niezbyt precyzyjne określenia itp. nie wzięły się przypadkiem z oryginału i nie należy zwalać tego na tłumacza. Przy czym to wydawnictwo wybiera książkę do wydania i jeśli oryginał nie jest dobry to może lepiej jej nie wydawać.
Te wyciągnięte z tekstu cytaty z boku to takie małe cuda. I rozumiem, że albo były w oryginale, albo zostały zrobione, aby tekst nie był jednym blokiem i było ciekawiej, ale są bez sensu i denerwują podczas czytania.
1) BTS i Bangtan.
Ja wiem do czego odnosi się i jedno i drugie, ale nie wszyscy zrozumieją dlaczego autor używa tego zamiennie, skoro nie wyjaśnił wystarczająco wcześnie kwestii nazwy zespołu.
2) "Choć teraz to międzynarodowy fenomen, kiedyś była to grupa chłopców" - nie sądziłam, że osiągnięcie sukcesu odbiera człowiekowi podmiotowość.
3) Tu plus: ponieważ jak pisałam większość informacji czytam po angielsku czasami mam problem ze znalezieniem słów po polsku na nazwanie niektórych programów telewizyjnych itd. a tu są całkiem zgrabne tłumaczenia. Przy czym pojawiające się nie tylko tu słowo stażysta na trainee osobiście mnie kuje w oczy.
4) Wiedzie co jeszcze kuje w oczy "Hit Psya Gangnam Style" - tu zaszło coś bardzo złego. Przecież ten pseudonim stylizuje się najczęściej w zapisie na PSY i wolałabym chyba, żeby nie został odmieniony niż zapisany tak jak tu się pojawia.
5) G-Dragon zapisuje się G-Dragon (względnie GD albo G-DRAGON), ale nie G Dragon. I to nie zespół tylko osoba. Ale niekompetencje w zakresie wiedzy o G-Dragonie jeszcze się w tej książce ujawnią.
Czytałam ten akapit 4, może 5 razy i dalej nie wiem jaki jest "ten" kierunek. Może chodzi kroki w kierunku rozpoczęcia działalności, ale naprawdę nie wynika to z tego akapitu.
6) Ta książka informuję cię nawet kiedy w 2013 roku RM przestał mieć dredy.
Ale z jednej strony rozumiem pasję przeglądania Youtuba autora - bo ja też to bardzo lubię.
7) Dawno nie czytałam książki, w której tyle razy padłoby słowo urocze.
8) Pan autor w pewnym miejscu stwierdza, że Eyes, Nose, Lips jest piosenką, w której Taeyang wspomina swoją byłą dziewczynę - otóż nie jest. To piosenka o jego wieloletniej dziewczynie, od ponad roku żonie Min Hyo-rin.
9) Wpadka wielka: "Obaj należą do czatu urodzonych w 1992 roku - razem z Youngjae z B.A.P, Eunkwangiem z BTOB, Sanduelem i Baro z B1A4, (UWAGA) Hanim z EXID i Moonbyulem z Mamamoo." HANI i MOONBYUL to dziewczyny! Dlaczego nikt tego nie sprawdził!
10) Taki myk: gdy tłumaczy się pseudonim Suga to trzeba napisać sugar, bo jak napisze się słodki to nie widać związku.
AHA
11) O ile dobrze mi wiadomo, Jung to nazwisko J-Hope, a nie jego imię, więc J w pseudonimie wzięło się z nazwiska, a nie z imienia. (O ile cała ta historia z J to w ogóle prawda.)
12) "Nagranie z tego występu nadal wielbi ARMY (...)" - nie mam pojęcia, jak nagranie może coś wielbić, ale OK.
Po prostu przeczytajcie ten akapit. Dwa razy. Albo trzy.
13) Dwie sprawy: a) podziwiam odmienianie koreańskich imion, ja jak naprawdę, naprawdę nie muszę to tego nie robię, ale b) nazwiska, jeśli występuje z imieniem, raczej nie odmieniamy.
14) Pan autor twierdzi, że czasy, w których dzieje się drama Hwarang to ponad dwa tysiące lat temu. I tak owszem Hwarang utworzono w czasie królestwa Silla, które założono w 57 r p.n.e., ale Hwarang powstał około połowy VI wieku naszej ery.
15) Zespół GFriend nazywa się GFriend, a nie G-Friend.
16) Ta książka jest pełna dziwnych (nawet jak na kpop) stwierdzeń na przykład: nieustraszona chorografia, samozwańczy Belieber czy patrz przykład poniżej, bo wymagał dłuższego komentarza. Albo wrzuconych bez kontekstu zdań - "Jimin ma blond włosy." Podpisy pod zdjęciami też często są niezwykle elokwentne: "(...) Suga i Jimin uwodzicielsko wpatrują się w obiektyw."
Mogę się mylić, ale nie słyszałam o innym Seulu, niż tym będącym w Korei Południowej.
A poza tym to książka o zespole, którego wszyscy członkowie są Koreańczykami, nie wiem czy dodawanie nazwy państwa było konieczne. (Chyba było, bo jest jeszcze co najmniej jedno miejsce, gdzie też jest tak dziwnie dopisane.)
17) "Posiadanie w składzie maknae to cecha wspólna wielu zespołów K-popowych. Terminem tym określa się najmłodszego członka zespołu (...)". KAŻDY zespół ma najmłodszego członka, nawet jeśli wszyscy urodziliby się tego samego dnia, to hierarchia starszeństwa jest tak ważna w koreańskiej kulturze, że oni już by się dogadali co do godzin i minut, byle ustalić kto jest najstarszy, a kto najmłodszy.
18) To mnie pokonało. BIGBANG był moim pierwszym ulubionym kpopowym zespołem i ciągle jest i to, co zostało tu stwierdzone to za dużo: "(...) dzięki królowi K-popu G-Dragonowi [znaleźli łącznik!], którego solowa kariera (wcześniej był wokalistą BIGBANG) zaczęła (...)". AAAAAAAA! GD jest owszem i oczywiście królem, ale stwierdzenie, które jest w nawiasie jest tak nieprawdziwe, że nawet nie wiem od czego zacząć jego prostowanie. G-Dragon JEST liderem i rapperem w BIGBANG i śpiewa także, a jego solowa kariera także ma się dobrze, ale nigdy nie opuścił BIGBANG jak to sugeruje ta wstawka.
To co wypunktowałam i to co jest na zdjęciach to nie są wszystkie
wpadki. To są wybrane sprawy, a ja też nie jestem redaktorem (znaczy trochę jestem, ale nie tu i nikt mi za to nie płaci), aby każdy
fakt sprawdzić. Nie chciało mi się też wypisywać wszystkich miejsc, gdzie kuleje
gramatyka w zdaniach albo są problemy z łączeniem sensu jednego zdania z
następnym. A na stronie redakcyjnej mamy co prawda nazwiska dwóch redaktorów: prowadzącego i technicznego, ale korektora już nie. Przy czym problemy jakie ma ta książka są zdecydowanie bardziej po stornie redakcyjnej niż korektorskiej.
Super tajne info: nie tylko ARMY potrafi wypromować hasztag na Twitterze.
Przy czym, jak pisałam na Facebooku, dziś rocznica wypuszczenia teledysku do Spring Day i tak, jest na tę okazję hasztag. Ale dalej ARMY nie są jedynym fandomem, który tak robi.
Ogólny problem - gdy piszesz z perspektywy czasu o czymś, co obecnie jest popularne i uwielbiane, chcesz nadać tego początkom trochę mityczny wymiar. Autor tej książki a) zapomina, że jakieś 99% koreańskich boys bandów przeszło podobną drogę co BTS i pod tym względem nie są oni wyjątkowi, b) prawie nie pisze o tym, że ich debiut to nie był wielki hit i każdy kto interesuje się kpopem wie, że hiphopowe początki tego zespołu to nie jest ich najlepszy czas. I nie zmieni tego fakt, że autor trochę to przemilcza, a trochę przedstawia w jaśniejszym świetle.
Przy czym Adrian Besley przedstawia wzrost popularności BTS po prostu chronologicznie (przeplatając to rozdziałami o poszczególnych członkach) i niezbyt dobrze podprowadza pod sukces jakim było I Need U.
Dwa: opisywanie każdego albumu piosenka po piosence nudzi się gdzieś w połowie pierwszej płyty. A opisywanie programów telewizyjnych to jeszcze lepszy pomysł. Ta książka była by świetna na książkę multimedialną - klikasz w link i zamiast czytać opis sytuacji, zostajesz przeniesiony do nagrania z odpowiednim fragmentem programu. Teledysku. Bangtan Bomby. Albo zrobić jakiś współpracę ze Spotify, aby przenosiło od razu do całych albumów.
Niekoniecznie chciałam to pisać, ale momentami ta książka przypomina Wikipedię do której ktoś dodał zdecydowanie za dużo przymiotników i przysłówków.
Jak nie wiecie kompletnie nic o BTS i o tym, jak działa koreański przemysł rozrywkowy i planujecie się tym zainteresować, to można po nią sięgnąć (przy czym macie na górze kilka punków, gdzie podane są złe informacje). Ale jeśli macie wiedzę i o BTS, i o całym rynku, to w dużej części nie jest szczególnie odkrywcza. Oraz to co pisałam wyżej, wzbudza wielką chęć, żeby zamiast czytać o tym wszystkim po prostu to włączyć, obejrzeć i samemu ocenić, czy chłopcy od początku byli tacy uroczy itd.
Czasami ton książki zbliża się, nie w sumie nie zbliża tylko taki jest, do pisania z mało profesjonalnego, a bardzo fanowskiego punktu widzenia. I trochę takiego jakby autor książki nie tylko towarzyszył członkom w ich życiu, ale wręcz siedział ich w głowach, bo jest irytujące. Poza tym narracja się urywa.
Poza tym ta książka ma problem, który znany jest w całym kpopowym kącie internetu: ludziom wydaje się, że BTS było pierwsze, jest jedyne i ogólnie funkcjonuje w próżni.
Nie było, nie jest i nie funkcjonuje. Nie można, a przynajmniej nie powinno się pisać "biografii" (ależ mnie to słowo w kontekście zespołu muzycznego denerwuje) w oderwaniu od środowiska, w którym dana osoba, tym wypadku zespół, funkcjonuje.
Jak bardzo BTS nie byłoby w tym momencie znane w Stanach Zjednoczonych nie są pierwszy zespołem kpopowym, który pojawiał się w tamtych programach telewizyjnych.
Plusy tej książki: są fragmenty, szczególnie te o samych członkach zespołu, które są całkiem ciekawe, podoba mi się też okładka. Oraz fakt, że razem z pisaniem tego wszystkiego, co macie powyżej, jej czytanie zajęło mi trzy godziny.
Drugi wpis już jutro, LOVE, M
Powiem tak - cieszę się, że nie jestem jedyną osobą, która cierpi przez tę książkę. Chociaż tak jak powtarzam - ta druga jest gorsza ;)
OdpowiedzUsuńMoże i narracja była irytująca (naprawdę prawie wyrzuciłam tę książkę przez okno autobusu, tak byłam zażenowana podkreślaniem jacy to oni są słodcy i uroczy), ale z drugiej strony - przynajmniej ją są JAKIEŚ informacje (mniej lub bardziej sprawdzone i poukładane). No i język, ale obawiam się, że jest to kwestia tego, że trudno jest przetłumaczyć mocno fandomowe sformułowania osobie, która pewnie po raz pierwszy miała z tym styczność. Czy jakoś tak.
I tak to ja, eM, tylko nie mogę inaczej się zalogować, nie wiem czemu :O
Ta książka ma treść i choć można się przyczepić do jej jakości to jest to książka, którą można czytać. Tej drugiej nie nadałabym nawet miana książki....
UsuńCo do logowania: nick przenosi do Twojej strony więc nie jest źle, a dwa Google+ przestaje funkcjonować to może dlatego.
Czytam już którąś z kolei tak negatywną opinię o tej książce i zastanawiam się jak to mogło pójść do druku z tyloma błędami.
OdpowiedzUsuńW ogóle to fajny temat licencjatu (choc po twoich tekstach spodziewałam się czegoś bardziej społeczno-kulturowego)
Mogło pójść, bo wydawnictwo chciało ją wydać bardzo szybko i to widać.
UsuńMi też mój temat się podoba ^^
Społeczno-kulturowy temat mógłby być problemem przy promotorach, których mieliśmy do wyboru. Ale chyba nawet nie czułabym się na siłach pisać o tym zakresie.
Ojej...
OdpowiedzUsuńJa nie przepadam za takimi książkami i na pewno po nią nie sięgnę.
A jak to wygląda w oryginale ?
OdpowiedzUsuńTłumacza błędy ? Możliwe