sobota, 2 lutego 2019

Książki....na dworze.... zimą

Hello!
Gdy na samym początku grudnia zaczynałam pracę, obiecałam, że zbiorę historyjki i anegdotki, które mi się w jej czasie przytrafiły i je opublikuję. I to robię, ale dopiero na początku lutego, chociaż sama praca trwała krócej niż początkowo zakładano....


Co właściwie robiłam i co z tego wszystkiego wynikło?
Teoretycznie: sprzedawałam książki na targu bożonarodzeniowym.
Praktycznie: patrzyłam na nie i marzłam.

Gdy dostałam możliwość tej pracy byłam zadowolona i wydawało mi się to ciekawym doświadczeniem. I to wszystko prawda, ale...
po pierwszym dniu, nawet nie, po godzinie, byłam zadziwiona samą sobą, że nie przyszło mi wcześniej do głowy, iż książki + na dworze + zimą nie powinny stać obok siebie w jednym zdaniu. To jest bardzo zły pomysł. Przy czym zdecydowanie gorszy dla książek niż dla ludzi.
Poza tym okazało się też, że miejsce tego stoiska było bardzo średnie. Ostatecznie biznes został zwinięty po dwóch tygodniach, a ja przepracowałam może w sumie z dziesięć dni. Dlatego też opowiastek tak niewiele.
Pierwszy dzień pracy, do domku podchodzi facet, opiera się obiema rękami na skrzydłach domku, na których leżą książki i pyta się:
- Ile książek dziś pani sprzedała?
- Yyyy... (a co to cię obchodzi, kim jesteś, czego ode mnie chcesz)
- Dobra, a jak idzie interes?
- No średnio.
- Bo ja jestem szefem marketingu w znanej gdańskiej firmie i mogłaby Pani zrobić to, to i tamto.
- O.O dziękuję.
Nie mam pojęcia kto to był, nie żebym wątpiła, że może być jakimś marketingowcem, ale zaufanie to wzbudził na poziomie -100.

PS Następnego dania wyciągnęłam maskotki, dwie zamontowałam na stelażach do książek, trzecią położyłam obok książek na skrzydle domku. I ktoś ją zwinął koledze, który przyszedł na zmianę po mnie.
To by było na tyle z marketingu.

Podchodzi chłopiec, na oko 5 lat:
- Czy ma pani książkę o Titanicu?
Poczułam z nim duchową więź.

Niestety książki nie miałam, ale bardzo, bardzo chciałam mieć. Chyba rozumiem, co poczuł pewien pan sprzedawca, gdy będąc w podobnym wieku do tego chłopca, poszłam do sklepu z zabawkami i spytałam czy nie ma Pokemona w Pokeballu. Nie miał, ale podobno zrobiłam taką minę i panu zrobił się przykro, że nie ma i dostałam maskotkę żółtego pieska. Która jest gdzieś w domu chyba do dzisiaj.

Pan z żoną kupowali książkę, pan raczej stał i patrzył, ja rozmawiałam z panią. Która zdecydowała się na kupno jednej książeczki. A ponieważ pogoda jaka była (i w sumie dalej jest) każdy widzi, to nie sprzedawałam tych książek, które były na wystawce, tylko raczej te z pudełek. Więc sięgnęłam do pudełka, wyjęłam, skasowałam, zapakowałam, pani zapłaciła, podałam jej firmową torbę, w której były jej zakupy. Podziękowałam, powiedziałam do widzenia i wróciłam na swoje miejsce. 
Patrzę na wystawkę, a tam brakuje tej książki, którą przed chwilą sprzedałam. O.O. Liczę, patrzę, no nie, tamci ludzie musieli ją jakoś zabrać. Trudno, nie kosztowała fortuny, oddam. 
Ale po jakimś czasie pan wraca do mnie z pretensjami: "ale pani wydała nam książkę, ale zapakowała żonie drugą!". Powiedziałam panu tylko dziękuję. Bo prawda jest taka, że ja im książki nie wydawałam, ten pan sam ją musiał zgarnąć i zapakować sobie do torby. Bo pani dokładnie widziała, co ja robię, że ją wyciągam, pakuję i podaję w torbie. Moja wina, oczywiście, że tego nie zauważyłam, ale dalej nie wiem, dlaczego ten pan ją wziął, skoro jej nie skasowałam, a widziałam jak pani, po tym jak ją oglądała, odłożyła ją na miejsce.

Ze wszystkich możliwych osób, w tak dużym mieście jakim jest Gdańsk, jedyną znaną mi osobą, którą widziałam na stoisku była... moja współlokatorka z drugiego roku.
Moje szczęście w zeszłym roku miało bardzo głupie poczucie humoru, a to tylko kolejny dowód. Jeśli nie kojarzycie historii ze współlokatorką to zapraszam na wpis Perfekcyjna Pani Akademika. Gwarantuję, że nie pożałujecie. 


To byłoby niestety na tyle. Naprawdę liczyłam, że będzie tego więcej, ale i czas mojej pracy nie zbył zbyt długi, i niezbyt wielu ludzi przewijało się przed domkiem.

2 komentarze:

  1. Każde doświadczenie, a tym bardziej praca zarobkowa wiąże się z mnóstwem historyjek i anegdotek do opowiedzenia, ale nie ważne jakbyśmy się starali i tak nic nie odda tej sytuacji, która się dzieje tu i teraz :) Trzeba tam być przeżyć, żeby się później z tego śmiać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, sprzedaż książek na dworze zimą zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem...
    Rozwalił mnie pan od marketingu :)
    Przeczytałam tekst o współlokatorce -współczuję ponownego spotkania.

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3