poniedziałek, 18 lutego 2019

Nie tak dawno temu - A Korean Odyssey (Hwayugi)

Hello!
Netlix powinien być zakazany przez sesją. To przez niego obejrzałam w ciągu dosłownie 4 dni 20 ponadgodzinnych odcinków dramy A Korean Odyssey. To wszystko wina Netflixa, a nie tego że, chociaż na pewno literatura Młodej Polski jest ciekawsza niż ta Oświecenia, to dalej nie całkiem mnie interesuje. 


Ale gdyby nie to, że faktycznie musiałam robić przerwy, aby powtarzać do egzaminu to obejrzałabym tę dramę w dwa dni, robiłabym to od rana do nocy - gdy zaczęłam ją oglądać to prawie tak skończyłam, to znaczy tak się wciągnęłam, że położyłam się koło pierwszej w nocy, a praktycznie nigdy tego nie robię; później się już bardziej pilnowałam. Punktem dojścia tego wywodu jest to, że bardzo dawno nie oglądałam tak wciągającej dramy. Ogólnie dawno nie miałam styczności  ztak wciągającym tekstem kultury.


Może jednak najpierw krótko o czym drama jest. Gatunkowo twierdzi, że to romantyczna komedia fantasy i powiem, że całkiem ładnie to brzmi i jest bardzo akuratne. Bardziej szczegółowo opowiada o Jin Seon-mi, która widzi duchy, bóstwa i potwory i wplątuje się w ich sprawy na ziemi. Albo oni wplątują się w jej sprawy, w sumie zależy jak na to spojrzeć. W wyniku splotu wydarzeń Seon-mi zyskuje także obrońcę w postaci Son O-gonga. Ponieważ jest to drama fantasy tłumaczenie wszystkich sił wyższych i tego, które są najwyższe zajęłoby dużo czasu to posłużę się analogiami: Korean Odyssey trochę przypomina w założeniach The Bride of Water God i Goblina. Na szczęście tę pierwszą tylko w założeniach. Realizacyjnie dużo bliżej jej do Goblina i nie wiem, nawet, czy pod pewnymi względami nie jest od Goblina lepsza. Ale o wszystkich plusach będzie jeszcze poniżej. 


O tym, że drama jest wciągająca już pisałam, ale to powtórzę, bo naprawdę bardzo trudno oderwać się od jej oglądania i cały czas chce się więcej. Ma naprawdę ciekawie poprowadzone wątki i nawet, gdy myśli się, że ma się już dość i ile można rozgrywać to kocha-nie kocha, kocha naprawdę, tylko udaje to ta drama udowadnia, że można bardzo dużo i to w taki sposób, że do końca chce się oglądać. Jasne prościej byłoby, gdyby można było się zadeklarować raz a porządnie, ale to drama fantasy, a nasi bohaterowie to wcale niekoniecznie bóstwa i jakieś komplikacje pojawiają się cały czas.


W tej dramie tak do końca nie ma dobra i zła. Większość postaci jest po prostu samolubna i nawet jeśli robią coś dla kogoś innego, to prawdopodobnie po to, aby samemu poczuć się lepiej. To nie przeszkadza ich lubić. Trzeba tylko przyjąć, że każde z nich ma swój punkt widzenia. A można to zrobić, ponieważ są to postaci ciekawe i jasno pokazane. Każda ma ciekawy charakter, jakiś swój osobisty watek oraz osobisty udział w wątku głównym. Wszyscy są tam potrzebni i mają swoje role do odegrania. Nawet jeśli coś wydaje się dziwne i niepotrzebne, to w większości przypadków, okazuje się, że zostanie to wykorzystane później i wyjaśnione. 


Trzeba przyznać, że fabuła układa się w dwie większe całości, które są zaskakująco sprytnie ze sobą połączone. Pierwsza skupia się bardziej na tym, żeby Seon-mi i O-gong się poznali, a my żebyśmy dostali sporo zabawnych scen. Druga część robi się trochę poważniejsza, ale ponieważ główni bohaterowie znają się lepiej dostajemy więcej uroczych i całuśnych scen. Jedna z najbardziej uroczych scenek, jakie widziałam w dramie, to gdy O-gong pojawia się co chwilkę w pracy Seon-mi i ją całuje, aby nie wierzyła w to co mówi pan Lee. Czasami dramom brakuje pomysłu (bo raczej nie czasu) na przedstawienie rozwoju relacji postaci. A ta pokazuje to tak, że widz na pewno jest dużo krócej skonfundowany co do tego, co postaci do siebie czują. Chociaż czasami na początku naprawdę trudno to wyczuć. 


Drugi plan także jest ciekawy. Czarci Król (bo tak chyba był tłumaczony w polskich napisach) ma wątek z Królową Matką, jest też kimś w rodzaju opiekuna O-gonga. I chociaż jego firma nazywa się Lucyfer Entertaiment i jest to bardzo subtelne (podobnie jak cały product placemenet - myślałam, że da się przyzwyczaić to tego typu chamskiej reklamy, ale jeśli razi to widza, który nawet nie wie, co to za produkty, to nie wiem jak bardzo musi to działać na nerwy Koreańczykom) to intrygująca i bardziej skomplikowana postać niż się wydaje. Chyba on jedyny ze wszystkich postaci od początku poczuwa się do jakiejś odpowiedzialności. Bardzo podobał mi się wątek zombie dziewczyny Richie, bo była sympatyczna i zabawna i wyzwalała w innych bohaterach - szczególnie PK - dobre uczucia. Z resztą lekkomyślne oddanie PK dla Richie to także nieźle poprowadzony wątek. Obok nich pojawia się także Alice, czy raczej Jade Dragon, która w sumie była nawet bardziej trzecim planem, ale tu brawa należą się dla Bory, która grała tę postać, bo była to dziewczyna, w której ciele przebywał książę-ośmiornica. Myślę, że niektóre zachowania, szczególnie z początku tej zmiany, musiały być ciekawym doświadczeniem do zagrania. Intrygujące było także rodzeństwo Winter General i Summer Fairy. 

Dramy nie bez powodu to dramy. W tej chociaż to romantyczna komedia fantasy jest dużo poświęcenia. 

Wracając do Młodej Polski, A Korean Odyssey ma jeden z najładniejszych soundtracków jakie słyszałam. W zaskakującej większości przypadków z danej dramy podoba mi się jedna-dwie piosenki, czasami żadna, ale z tej podoba mi się cała ścieżka i jak nie oglądałam serialu to się uczyłam i go słuchałam. Dwa, jak na dramę przystało jest ogólnie bardzo ładna. A nawet powiedziałabym, że oczko wyżej. Ma ładne kadry, światło i widać, że wiele detali jest przemyślanych. Poza tym wnętrza są ładne, wręcz piękne i bogate i nie wywołuje to dysonansu poznawczego (ja czasami, gdy biedna bohaterka ma 3 różne płaszczyki w każdym odcinku), bo nasi bohaterowie są po prostu bardzo, bardzo bogaci.

I pozostaje tylko jedno pytanie: GDZIE DRUGI SEZON!

LOVE, M



4 komentarze:

  1. Uwielbiam KO! Na prawdę bardzo zgrabnie opisana historia!

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak! Drugi sezon by się bardzo przydał :). Musze powiedzieć, że to dzięki "Goblinowi" i "Korean Odyssey" odkryłam, że moim ulubionym gatunkiem są dramy fantasy. Zgadzam się bardzo z recenzją: świetna muzyka, bohaterowie - mimo, że samolubni to jednak zdobywają sympatię (ciągle rozwalało mnie, gdy sekretarka Ma proponowała, że może kogoś zabić), świetna chemia między główną parą (nawet między Son O-gongiem i Czarcim Królem- aż przez chwilę miałam pokusę by oglądnąć jakąś inną dramę z tymi dwoma aktorami, gdzie grają razem. Co pewnie kiedyś w końcu uczynię). Cieszę się z faktu, że oglądałam ją w wakacje, bo już po pierwszym odcinku mnie wciągnęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie wciąga bardzo, bardzo nie pamiętam kiedy tak mnie coś pochłonęło. Nawet dramy, które teraz oglądam albo oglądałam w ostatnim czasie tak bardzo nie zawładnęły moim życiem.
      Musi być drugi sezon, nie wyobrażam sobie żeby nie było. Choć pewnie szanse są średnie, skoro nie zaczęli do robić od razu ;<

      Usuń
  3. Popełniłam ten sam błąd co ty i przed sesją zamiast kleić makietę oglądam ten serial. Jest przerażająco wciągający, nie wiem kiedy mijają te 1,5 godziny! Jestem co prawda dopiero na 6 odcinku ale już zdążyłam bardzo polubić bohaterów (co zaskakujące NIKT mnie nie irytuje)
    Jedyne co mi troszeczkę przeszkadza to specyficznie zrobione efekty specjalne

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3