sobota, 11 sierpnia 2018

Kapitan idzie na dno wraz ze statkiem - Wojny konsolowe

Hello!
Ponieważ (albo pomimo tego że) nikt nie skomentował pod wpisem urodzinowy pomysłu pisania recenzji Wojen konsolowych, postanowiłam jednak coś naskrobać, tym bardziej, że książka zdecydowanie zasługuje na bliższe przyjrzenie się. 

Tytuł obił mi się o uszy w internecie i bardzo się zdziwiłam, gdy zobaczyłam egzemplarz Wojen konsolowych w miejskiej bibliotece. I nie mogłam, nie wykorzystać takiej okazji, aby książkę przeczytać. 


Tytuł: Wojny konsolowe. Sega, Nintendo i batalia, która zdefiniowała pokolenie.
(Console Wars: Sega, Nintendo, and The Battle That Defined a Generation)
Autor: Blake J. Harris
Wydawnictwo: Sine Qua Non, Kraków 2017

Trzeba zacząć od tego, że sama pojęcie o konsolach mam niewielkie. Wiem co to Nintendo, dostałam kiedyś (bardzo dawno temu) coś na kształt konsoli, na pewno nie była to żadnego rodzaju oryginalna konsola, ale grałam w strzelanie do kaczek, czołgi i grę, w której sterowało się bodajże Chipem i Dalem i miała ona okropny poziom w zmywarce, którego nie dało się przejść. Ale nazwę Sega po raz pierwszy zobaczyłam na okładce tej książki i później bardzo się zdziwiłam, że postać Sonica X to ich dzieło. Nie wiem czy bardziej tym, czy faktem, że on najpierw był w grze, a dopiero później w anime. Które całkiem lubiłam. Ale gdyby dziś ktoś zapytał mnie o konsolę, to znaczy w sumie zanim przeczytałam tę książkę, więc może: gdyby ktoś wczoraj zapytał mnie o konsolę, to jedyną odpowiedzią byłoby PlayStation.

Ale brak pojęcia ani o konsolach, ani o Sedze i Nintendo nie stanowi wielkiej przeszkody przed rozpoczęciem czytania Wojen konsolowych. Bo chociaż to non-fiction to mocno fabularyzowane i czyta się to trochę jak powieść. Chociaż w pewnym momencie czytania doszłam do wniosku, że historia konkurencji Segi z Nintendo jest jak scena teatralna. Początkowo denerwowało mnie wprowadzanie pojedynczych postaci na pół akapitu, ale później zrozumiałam, że tak działa życie - ktoś się pojawia, robi swoje i znika i choćby była to tylko osoba, która nagrała jeden krzyk do reklamy to była w jakiś sposób ważna w całej tej historii. Nawet jeśli główny bohater, którym jest Tom Kalinske CEO Sega of America, z którego perspektywy, choć w trzeciej osobie, napisana jest zdecydowana większość książki, nie ma pojęcia, że na scenie jego teatru pojawiła się taka osoba. 

Ogólnie jest tak nie tylko z osobami, ale z najważniejszą liną opowieści też. Główna historia to nie jest liniowa fabuła. Rozdziały są dość poszarpane, omijają czasami spore kawałki czasu i przeskakują od postaci do postaci. Nie są zbyt długie, ale czasami zupełnie ze sobą niepołączone. Mamy główną opowieść o Sedze i Kalinskim, ale przeplatana jest ona licznymi scenkami, z którym może, ale nie musi, coś wynikać. Taki teatr życia.


Poza tym to bardzo ciekawa lektura. W dużej mierze sukces Segi w latach, w których kierował nią Kalinske, to zasługa agresywnego marketingu, a to temat całkiem bliski mojemu sercu i zainteresowaniom. Dzięki temu, że to historia sukcesu to bardzo pozytywna opowieść, powiedziałabym, że nawet motywująca. Ciężko napisać, że kibicowało się bohaterom, ale gdyby nie była to prawdziwa opowieść z przeszłości, to byłoby to bardzo trafne stwierdzenie. Pierwsze 4 rozdziały są wręcz bardzo pozytywne - historia od pucybuta do milionera. Tylko ostatni rozdział jest wyraźnie inny atmosferą. Czytelnikowi robi się smutno i przykro, bo wie, że kłopoty i konflikty osiągają swój punkt kulminacyjny i ta opowieść nie będzie miała tak dobrego zakończenia jak mogłaby mieć. I nawet jeśli ktoś nie miał wcześniej pojęcia o losach Segi, to książka często podpowiada, że jest zbyt pięknie aby mogło się to długo utrzymać. A także podpisy pod znajdującymi się w środku Wojen konsolowych zdjęciami na oddzielnych kartach spoilerują historię. 

A z drugiej strony bardzo długo czytałam tę książkę, bo nie wywołuje ona ani trochę odczucia 'tylko jeszcze jeden rozdział'. Wręcz nie miałam żalu, gdy musiałam przerwać czytanie w połowie strony i zająć się czymś innym. To ciekawa, ale mało pasjonująca opowieść. Przypuszczam, że wynika to z faktu, że to nie powieść a książka non-fiction. Jestem jednak pewna, że można było napisać to nieco ciekawiej. Albo prościej. W znaczeniu: mniej powtarzania nazwisk, więcej dat i jakieś kalendarium, bo w tej książce to bardzo istotne kiedy Sega wydawała coś nowego, a kiedy Nintendo i kiedy przeprowadzali swoje akcje marketingowe, a brakuje dokładności w tym aspekcie.

I wiecie, cieszę się, że i tak chciałam przeczytać tę książkę, bo z tyłu na okładce ma napisane thriller korporacyjny. Jeśli to jest thriller to ja jestem wróżka zębuszka. Napisałam wyżej, Wojny konsolowe to bardzo pozytywna historia tego, jak lepszym marketingiem Sego w konkretnym przedziale czasu odbiła część rynku gier Nintendo. Poza tym to książka non-fiction o wydarzeniach sprzed około 25 lat. Ale oprócz tego stwierdzenia 'thriller' pozostałe treści znajdujące się na okładce są bardzo trafne.

Podsumowując, czuję się dokształcona, ale lektura, choć ciekawa, jest bardzo długa i niekoniecznie pasjonująca.

Trzymajcie się, M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3