czwartek, 23 sierpnia 2018

To ja poczekam - Władca Cieni

Hello!
Seria Dary Anioła i cały świat Nocnych Łowców to jedne z moich ulubionych książek w dość fanowskim tego określenia znaczeniu. Zaczęłam je czytać w gimnazjum i tak mi zostało. Na blogu gdzieś śmigają recenzje trylogii Diabelskie maszyny, a nawet serialu (nie przebiłam się przez 3 sezon i nie wiem, czy będę jeszcze próbować), osoby szukające okładek serii z innych krajów także często tu zaglądają, bo i wpis o okładkach jest. Co ważniejsze jest także recenzja Pani Noc, czyli pierwszego tomu Mrocznych Intryg. Bo dziś recenzja domu drugiego - Władcy Cieni.


Tytuł: Władca Cieni. Mroczne intrygi księga druga
(Lord of Shadows. The Dark Artifices - Book Two)
Autor: Cassandra Clare
Wydawca: Wydawnictwo MAG

Zastanawiam się czy nie powinnam była jednak przeczytać jeszcze raz Pani Noc zanim zabrałam się za Władcę Cieni, aby się przekonać, czy tylko mi się wydaje i czy to prawda, że te książki mają zupełnie inny klimat. To znaczy w Pani Noc coś się działo. Dużo się działo. A zasadniczą, interesujacą fabułę Władny Cieni można by bez problemu streścić w pięciu zdaniach. I biorąc pod uwagę, że to 848 stronicowa cegła to bardzo niewiele. W największym skrócie Władca Cieni to opowieść o grupie napalonych nastolatków i chyba tylko najmłodsze dzieci się nie całują.

I to jest straszne. Zamiast intryg, a muszę przyznać, że narawdę interesuje mnie co kombinuje Król Czarnego dworu, przez większość książki mamy lamenty albo Juliana (które są znośne), albo Emmy (które są nieznośne) że się (nie)kochają, mamy wątek Cristiny, która trochę kocha Diego, trochę tęskni za Jaime (tłumacze/redaktorka/korektorka nie odmieniali tego imienia więc i ja nie będę), trochę całuje się z Markiem, który ma dużo niepozałatwianych spraw z Kieranem, ale nie przeszkadza im to się całować. (PS jestem team Kieran, niech Cristina się ogranie) I mogłabym tak dalej. Ale to męczące. Już w poprzedniej książce stwierdziłam, że Cristinę należałoby wyciąć, a tu dostarcza tylko więcej powodów aby to zrobić.


Ale nadmiar bohaterów to nie jedyny problem tej książki. Problemem jest też to, co robią. Czy raczej czego nie robią. Otóż w pewnym momencie przenosimy się z Instytutu w Los Angeles do Instytutu w Londynie. W Los Angeles nie ma nikogo, kto by pilnował Instytutu przed wścibskimi Centurionami. Chociaż to można by jeszcze przeżyć. Bohaterowie ani trochę się nie interesują, co Centurioni tam robią. Niestety czytelnicy też się tego nie dowiadują. Ale z tego co można wywnioskować po wcześniejszym ich zachowaniu, zapewne przewrócili Instytut do góry nogami w poszukiwaniu dowodów niekompetencji i uchybień dotychczasowego Kierownika. Zgubienie w trakcie historii wątku Centurionów to naprawdę poważne uchybienie w prowadzeniu tej fabuły.

W recenzji Pani Noc pisałam, że wierzę w potencjał tej historii, ale większość z tych prawie 850 stron to jęczenia bohaterów. Lubię Juliana, ale nawet jego miałam dość. Podoba mi się za to postać Kita, który trochę umożliwia Cassandrze Clare ekspozycję, bo nie do końca jest Nocnym Łowcą, więc można mu tłumaczyć pewne sprawy, a poza tym dzięki niemu na początku książki mamy trochę Jace i nie skłamię, jeśli napiszę, że gdy siadałam do recenzji zastanawiałam się czy nie zanotować, że pojawienie się Jace choć na ten moment to najjaśniejszy punkt tej książki.

Dalej uwielbiam rodzeństwo Juliana, a bliźniaki Ty i Livvy, do których dołącza Kit i tworzą drużynę, to jeden z lepszych punktów Władcy Cieni. Byłby najlepszym gdyby nie <mały spoiler> to, że Kit i Livvy też się całują; autorko mogłaś sobie darować <koniec>.  Ale i tak ich uwielbiam, a relacja Kita i Tiberiusa jest tym najjaśniejszym punktem, którym nie został Jace. Kit zaskakująco dobrze rozumie Ty, a Ty mu ufa i ogólnie świetnie się rozumieją. Dru natomiast ma poczucie, że jest odsunięta od najważniejszych spraw i takie samo poczucie ma czytelnik, bo prawie nie mam jej w tej książce. 


Zakończenie tego tomu jest jednak zaskakująco dobre. Nie jest niespodzianką, że Cassandra Clare to okrutna autorka i tu nie jest inaczej. Nie, żebym była zachwycona, ale rozumiem to zakończenie i wierzę i mam nadzieję, że dzięki niemu w następnym tomie faktycznie pojawią się intrygi. A bohaterowie przestaną jęczeć i zajmą się swoją robotą. 

Uwagi dodatkowe: byłam zaskoczona momentami, szczególnie w pierwszej części książki, bo było tam trochę błędów, na zasadzie tłumaczom myliły się postaci albo redaktorka tego nie zauważyła. Tych bohaterów jest sporo i to rozumiem, ale mylenie Magnusa i Malcolma albo Jace i Juliana to jednak niedopatrzenie. A poza tym domienione imiona typu Tavvy'ego jeśli nie mieściły się na końcu linijki były przenoszone do następnej w taki sposób Tavvy' -
ego i prawdę powiedziawszy nie mogłam na to patrzyć. 

Podobnie jak w przypadku Pani Noc, zaznaczałam sobie co ciekawsze cytaty więc będą 2-3 posty z cytatami. I będę sobie czekała na Queen of Air and Darkness, która ma się ukazać 4 grudnia po anielsku. Z tego, co widziałam dokładnych zapowiedzi polskiej wersji jeszcze nie było.

LOVE, M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3