poniedziałek, 26 listopada 2018

Tylko te oczy - Doctro Who 11: The Witchfinders

Hello!
Dziś chciałabym zacząć od podziękowań za ciepłe przyjęcie ostatniego wpisu, bo byłam (i ciągle jestem) bardzo pozytywnie zaskoczona ilością miłych słów, które o nim dostałam. O The Rose pisało mi się bardzo dobrze i muszę przyznać, że czułam, że to niezły tekst, ale nie spodziewałam się komplementów w komentarzach. Także dziękuję właśnie tutaj, bo chociaż staram się odpisywać na komentarze, to mało kto wraca i jest sprawdza. A przy okazji chciałabym także Was zaprosić na Facebooka bloga <o tutaj>

Ósmy odcinek powinien był mi się podobać, bo był z gatunku tych które najbardziej lubię. Czyli dział się w przeszłości i dotykał jakiegoś intrygującego elementu historii. Ale się zawiodłam, bo The Witchfinders jest, niestety, bardzo nudnym odcinkiem. 

Z odcinka, który za podstawę bierze polowania na czarownice, można zrobić mnóstwo ciekawych historii. A zaprezentowana w odcinku jest rozczarowująco powtarzalna, w takim sensie, że oczywiście, że to kobiety nie były żadnymi czarownicami. Ba, za życia nie miały nawet wiele wspólnego z tym, co im się stało, gdy już zostały utopione. Połączenie czarownica-zombie-kosmita brzmi dziwnie, ale daje duże pole do popisu dla wyobraźni. A tu nie. Punkt kulminacyjny jest bardzo przesunięty, a samo rozwiązanie też było dość przewidywalne. 


Chyba starano się zagrać na nieco filozoficznej nucie i kosmiczno-czarownicową fabułę wykorzystać jako pretekst do rozmowy o tym, jak ludzie zachowują się gdy się czegoś obawiają, gdy czegoś nie znają. Jak nasze traumy i lęki z przeszłości wpływają na życie. Ale nie wyszło. Bo tylko podkreśliło nudę samej fabuły i fakt, że te hasła także się już i przesz ten, i przez poprzednie sezony Doctora Who przewinęły. 

Odcinek trochę ratuje Alan Cumming jako król James. Ten człowiek ma tak hipnotyzujące oczy, że nie można nie patrzeć na ekran, gdy on na nim jest. A moment jego pojawienia się w odcinku odrobinkę sugeruje, że jakimś sposobem klimat epizodu się zmieni na nieco zabawniejszy, ale nie dajcie się zwieść. Chociaż te momenty, gdy król James jest na ekranie ogląda się zdecydowanie najlepiej. 

Może jeśli ktoś niedawno skończył oglądać nową Sabrinę (ja) i mu się podobała (trochę mniej, ale nie mam kiedy opublikować recenzji) i ma ochotę powrócić do takiego świata, gdzie chodzą i krzyczą "Szatan!" to mu się ten odcinek spodoba bardziej niż mi. Ja się zawiodłam, a nie miałam wielkich oczekiwań. 

Trzymajcie się, M

5 komentarzy:

  1. Temat polowania na czarownice wydaje mi się bardzo ciekawy. Raczej stawiam na książki, niż na seriale czy filmy, ale tym razem czemu nie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, nie słyszałam nawet wcześniej o tym tytule, ale muszę przyznać, że mnie zainteresowałaś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Temat polowania na czarownice ma ogromny potencjał, szkoda w takim razie że go nie wykorzystali :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Motyw intrygujący, ale nie wiem czy znajdę czas na to, żeby sama sprawdzić ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Motyw intrygujący i dość popularny. Szkoda, że tak lakonicznie potraktowany... :(

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3