wtorek, 17 lipca 2018

Czego dowiedziałam się studiując dwa kierunki?

Hello!
Niestety powrót mojego laptopa do domu nieprzyjemnie się opóźnia, ale ja nie mogę już opóźniać pisania. Tym bardziej, że chciałam napisać jeszcze dwa wpisy o studiach, a jest już połowa lipca. Muszę przeboleć domową klawiaturę oraz braci stojących mi nad głową i pytających kiedy skończę, bo odpowiedź zawsze brzmi "Nie wiem".

To prawdziwa, choć z tego, co sprawdziłam obecnie usunięta, ocena ze strony Fb wydziału. Wpadłam na pomysł, że ten screen może być dobrym zobrazowaniem tematu, gdy pisałam ostatni punkt dzisiejszego wpisu.

Studia to jeden z moich ulubionych tematów do pisania o. Do rozmawiania niekoniecznie, bo większość 'prawdziwych' dorosłych, czyli głównie ciocie i wujkowie, nieszczególnie wierzą, że studiując dwa kierunki studiów nie ma się czasu na praktycznie nic poza studiami. Nie wiem z czego ta niewiara wynika, ale dziś chciałabym zdementować niektóre mity, z którymi spotkałam się w ciągu ostatnich dwóch lat oraz opisać wyzwania, nieprzyjemne i przyjemne sytuacje, z którymi spotkałam się studiując 2 kierunki. 

1. NIE DA SIĘ ROBIĆ NA OBU KIERUNKACH WSZYSTKIEGO NA 100%
Po prostu. Albo może się da, ale nie będzie to dobre, ani dla zdrowia psychicznego ani fizycznego. Ja wolałam nie próbować tego sprawdzać, bo z moim zdrowiem i tak nie jest najlepiej. W każdym razie człowiek się uczy odpuszczać oraz wyznaczać priorytety. 

2. BRAK CZASU
Jeden z wpisów dotyczący studiów nosi tytuł "Ale ty masz życie osobiste, a ja niekoniecznie" i jest to odpowiedź na pytanie mojej koleżanki z polskiego na to, jak sobie radzę na dwóch kierunkach. Nie będę opisywać mojego planu zajęć z każdego semestru, ale zaznaczę, że na wielu kierunkach przynajmniej jeden dzień w tygodniu jest wolny (ZIA w ostatnim semestrze miało nawet 2), a do tego często jest tak, że ma się jedne zajęcia dziennie. Przez dwa lata, czyli 4 semestry, w jednym semestrze miałam w czwartki jedne jedyne zajęcia na 8. Czas po powrocie do akademika wykorzystywałam na przygotowanie się na zajęcia na piątek. Poza tym przez dwa semestry miałam takie sytuacje, że raz w tygodniu byłam na uczelni od 8 do 20. Plus po około 40 minut na dojazd i dojście w jedną stronę. Wracałam i kładłam się spać, co oznaczało, że na wszystkie zajęcia na dzień następny musiałam przygotować się w weekend. Ale, żeby było ciekawiej, na drugim roku zarządzania instytucjami artystycznymi (a pierwszym polonistyki) miałam sytuacje, gdy miałam zajęcia cały piątek i całą sobotę. Podsumowując zajęcia codziennie w tygodniu i czasami w soboty (na 3 roku ZIA weekendy często spędzałam w bibliotece i pisałam licencjat) a trzeba dodać do tego jeszcze górę lektur, robienie prezentacji, pisanie prac zaliczeniowych oraz czynności niezbędne do życia jak chodzenie do sklepu, gotowanie czy sprzątanie. 

3. BRAK OCHOTY
Być może nie wynika to bezpośrednio z poprzedniego punktu, ale po takim tygodniu, miesiącu, semestrze człowiek zwyczajnie nie ma siły, aby gdzieś wyjść. Łóżko, kocyk i serial to najlepsza opcja na świecie, pod warunkiem, że jest się w stanie zapomnieć, że nie przeczytało się jeszcze tego stosu książek z parapetu i nie zrobiło notatek z tych obok łóżka. Bo nie wystarczy przeczytać i znać treści lektur. Praktycznie każda lektura ma opracowanie. epoki mają swoje opracowania, a autorzy swoje. 

4. NAKRĘCANIE SIĘ
To wynika z poprzednich punktów. W tym roku mniej, bo lepiej opanowałam punkt 1, ale w zeszłym, roku przez pierwsze dwa tygodnie, gdy wróciłam na wakacje do domu, nie wiedziałam, co mam ze sobą robić. Nie było książek do czytania, opracowań do robienia notatek, nie umiałam odpocząć i wszystko inne, co robiłam, chociaż nie musiałam już zajmować się absolutnie niczym ambitnym, wydawało mi się bez sensu. Człowiek nawet nie zauważa, gdy zaczyna żyć na wyższych obrotach, a potem nie potrafi z nich zejść. I wiecie, nie piszę przecież o pracy w korpo tylko o studiach. 

5. PRACA ZESPOŁOWA
Jestem święcie przekonana, że bez moich koleżanek z polskiego, z którymi dzieliłam się opracowywaniem lektur, nie dałabym rady studiować dwóch kierunków. Ogólnie zdecydowana większość studentów polonistyki dzieli się w jakiś sposób czy to lekturami czy pytaniami/zagadnieniami, ale w nimi przypadku nie ukrywam to szczególnie istotne. Jestem im ogromnie wdzięczna. Oraz za wyrozumiałość osób z zarządzania, bo zdarzało się, że coś było tak ustawiane, aby pasowało mi i/lub Mart.  

6. TO NIE DLA KAŻDEGO
Na ZIA było nas 4, które studiowałyśmy po dwa kierunki, z czego ja i Mart oba dziennie i dwie koleżanki swoje drugie studia robiły zaocznie. I wszystkim nam szło i idzie dobrze. Natomiast na pierwszym roku polskiego kojarzę co najmniej 2 osoby, które próbowały. Jedna koleżanka studiowała już na 2 lub 3 roku administracji oraz chłopak, z którym miałam mniej do czynienia studiował historię. Koleżanka przez pewien czas nawet dawała sobie radę, ale koło grudnia zniknęła - administracja i polonistyka to jednak było za dużo. Natomiast chłopak z historii poddał się chyba jeszcze szybciej. W tym roku koleżanka z polskiego zaczęła pedagogikę. I prawie nie widywałam jej na zajęciach polskiego, ale z krótkich rozmów przy okazji sesji dowiedziałam się, że: jeden przedmiot z 3 semestru będzie musiała powtarzać, a co najmniej dwa zdawała bardzo długo po sesji i ogólnie olała sobie polski bardzo, co nieszczególnie podobało się prowadzącym. 
I może nie tyle studiowanie dwóch kierunków nie jest dla każdego, co łączenie niektórych kierunków z innymi jest ku temu pomyślniejsze. ZIArt wymagał ode mnie obecności na zajęciach, ale niewielkiego zaangażowania poza nimi, natomiast filologia polska to jednak dużo czytania i nijak nie da się tego ominąć. Przypuszczam, że studiowanie kulturoznawstwa, wiedzy o filmie czy teatrze (chociaż wiem, że tam też jest sporo wymagających egzaminów) i filologii polskiej byłoby łatwiejsze niż łączenie polonistyki z chociażby wspominaną administracją. 

7. PODEJŚCIE DO OSÓB STUDIUJĄCYCH JEDEN KIERUNEK
To chyba najgorszy punkt. Gdy na przerwach pomiędzy zajęciami ludzie z polskiego zaczynali narzekać, że nie mają czasu czytać, pisać prac zaliczeniowych, robić czegokolwiek na studia, miała ochotę chodzić i pytać czy chcieliby się ze mną zamienić.  I często nie były to wcale osoby, które pracowały, a osoby mieszkające z rodzicami. Naprawdę, jeśli studiowanie dwóch kierunków, coś zmienia to podejście do czasu. Co ciekawe na ZIA nie było tego problemu, nie tylko dlatego że nie musieliśmy robić zbyt wiele na poszczególne zajęcia, ale także dlatego że większość osób, jeśli nie wszyscy, mieli jakieś swoje inne zajęcia i dużo lepiej zarządzali swoim czasem niż ludzie na polskim. 

8. NAZWISKA ROBIĄ WRAŻENIE
To trochę ciekawostka, a trochę jeden z plusów zarządzania instytucjami artystycznymi. Przepisywałam z ZIA oceny z wiedzy o teatrze oraz z wiedzy o filmie. Na zarządzaniu pierwszy przedmiot wykładał profesor Limon, drugi profesor Szyłak, a  jeszcze inne zajęcia z filmu miałam z profesorem Przylipiakiem. Na przepisanie oceny musi zgodzić się prowadzący więc trzeba podejść i dać mu podanie do podpisania. Na doktorze, z który prowadził zajęcia o teatrze nazwisko profesora Limona na moim podaniu zrobiło i wrażenie, i chyba go zdziwiło, natomiast doktorant od zajęć z filmu był wręcz w lekkim szoku, gdy zobaczył, kto prowadził zajęcia na ZIA. 
Być może objawia się tak próżność, ale muszę przyznać, że sama się cieszę, że miała te zajęcia jednak z profesorami na zarządzaniu.

9. BIUROKRACJA
Na Uniwersytecie Gdańskim kochają papiery i najlepiej chcieliby mieć jakiś na wszystko. Gdyby tylko jeszcze wiedzieli dokładnie, napisali o tym w regulaminie albo udostępnili wzory na stronie. O tym, że panie w dziekanacie, dyrektorzy od spraw studenckich i opiekunowie roków nie wiedzieli dokładnie jakie dokumenty i podania są potrzebne dla pani dziekan, aby studiować dwa kierunki już pisałam, a razem z Mart. jakoś sprawę rozkminiłyśmy i przez 4 semestry działało. Chociaż nie napiszę, że nie cieszę się, że nie będę musiała już chodzić do każdego profesora i prosić go o podpis. 
Najlepszą i najbardziej absurdalną sytuację miałam przy przepisywaniu oceny z angielskiego z ZIA na polski. W największym skrócie: udało się ją przepisać i to od razu na 3 semestry, ale pani ze Studium Języków Obcych (które zdążyło w międzyczasie zmienić nazwę na Centrum) napisała mi, że na polskim jest po 4 semestrze egzamin. Więc na początku tego semestru próbowałam tę sprawę wyjaśnić: do CJO poszły siatki studiów polskiego, moje 2 lub3 podania, otarło się to o panią prodziekan, która musiała wyraźnie zaznaczyć, że na polskim egzaminu nie ma, a wszystko częściowo było załatwiane przez panią dyrektor instytutu z polonistyki. W końcu po około 6 do 8 tygodniach dostałam maila, że pani pisząc na tym najpierwszym podaniu, że na polskim jest w ogóle egzamin się pomyliła i ocena będzie przepisana. Kiedyś liczyłam, mam z tej sprawy jakieś 15 różnych kartek i dokumentów. Ale cieszę się, że się uparłam i wyjaśniłam to do końca.

10. ABY BYŁO 10
To już ostatnia rzecz, nie do końca związana bardzo bezpośrednio z tematem, ale chyba nie miałam okazji o niej napisać, a łączy się z poprzednim punktem.
Na studiach jest obowiązkowy wf. Ale ZIA jest specyficzne więc dostaliśmy informację, że masze zajęcia aktorskie to wf. Chciałam się upewnić i ewentualnie dowiedzieć więcej, więc napisałam do Studium Wychowania Fizycznego, maila a brzmieniu mniej więcej: "Chciałabym się dowiedzieć jak wygląda kwestia wychowania fizycznego na zarządzaniu instytucjami artystycznymi". Dostałam odpowiedź:
"Proszę sobie sprawdzić w siatce godzin".
Teraz żałuję, bo powinnam była pisać dalej i męczyć, ale wtedy mi tak nie zależało. Ale gdybym była potencjalnym, a nie obecnym studentem UG to zastanowiłabym się czy nie poczułabym się bardzo mocno zlekceważona i czy nie zwątpiono w moją inteligencję. Teraz wolę po prostu myśleć, że w SWF może pracują osoby, które nie powinny mieć do czynienia ze studentami.

Jak zawsze, jeśli macie jakieś pytania to śmiało piszcie, a ja mam nadzieję, że dowiedzieliście się dzisiaj czegoś ciekawego. 
LOVE, M

6 komentarzy:

  1. A ja tam mimo wszystko tęsknię za studiami dziennymi. Zaoczne to zupełnie, zupelnie inna bajka. A Tobie życzę więcej czasu dla samej siebie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię czytać notki o studiach, w sumie sama nie wiem czemu. Są dla mnie bardzo ciekawe. :D
    Powodzenia w nauce i pozaliczaniu obu tych kierunków, no i żebyś miała leniwe dni z kocykiem i serialem, kiedy to potrzebne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja uczelnia wydaje się być mocno pogmatwana. Zresztą pewnie nie tylko Twoja ;) Chociaż nie jestem studentką, dam sobie rękę uciąć, że w innych miastach jest podobnie. Cóż, screen, który udostępniłaś powalił nie ma łopatki! Widać, że przełożeni szanują studentów i wierzą w ich potencjał ;D Chyba wkręciłaś się w to studiowanie! Podziwiam, że zdecydowałaś się na dwa kierunki - serio! Dla mnie to wszystko jest odrealnione... Póki co nie zdecydowałabym się na powrót do szkoły, tym bardziej widząc, jak to wszystko wygląda :) Znam to uczucie, kiedy obowiązki nie wiszą już nad głową, a ja nie mam pojęcia w co ręce włożyć... Na szczęście u mnie szybko minęło :) A jeżeli chodzi o czas... Od zawsze tak było, że im ktoś ma więcej na głowie, tym jest lepiej zorganizowany. Osobiście tego doświadczam, ale nie powiem, żeby sprawiało mi to frajdę. Jestem zwolenniczką slow life :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama studiuje jeden kierunek, ale myślę, że gdybym się bardzo uparła to spokojnie mogłabym się wziąć również za drugi. Filologia polska, jest wymagająca pod względem opracowań i lektur, które trzeba sobie systematycznie gromadzić w czasie semestru, ale muszę przyznać, że wykładowcy na mojej uczelni są bardzo tolerancyjni. Studiują ze mną osoby, które łączą nawet dwie różne uczelnie i w rozmowach z wykładowcami o spóźnieniach czy tego typu sprawach, zawsze są wyluzowani, bo nikt nie robi im problemu. Całkiem w porządku, bo nikt nikogo nie zniechęca, a jedynie motywuje.
    Ja co prawda myślałam jeszcze o psychologii, ale ostatecznie stwierdziłam, że na razie sobie odpuszczę. Wydałabym krocie na same dojazdy, bo budynki i wydziału Uniwersytetu są porozrzucane po całym mieście, więc pewnie sporo podróżowałabym w ciągu dnia, na co póki co zwyczajnie nie mam siły. Komunikacja miejska jest dla mnie największym złem, szczególnie latem...
    Jeśli chodzi o organizację to zazwyczaj osoby, które najgłośniej narzekają na brak czasu zwyczajnie nie potrafią sobie poradzić z rozpisaniem i planowaniem czynności, więc z braku laku dużo gadają...
    Pozdrawiam cieplutko! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami mnie kusiło, aby sięgnąć po jeszcze jeden kierunek, ale ostatecznie z tego zrezygnowałam, gdy czas, którego nie spędzam na jednym kierunku, poświęcam organizacji studenckiej :P Dorzucając drugi kierunek musiałabym chyba przestać sypiać.

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3