piątek, 6 lipca 2018

Haplologia, czyli o 4 semestrze filologii polskiej

Hello!
Muszę się przyznać, że powolne wracanie do pisania co dwa dni, nie jest proste. Zapomniałam, jak długo zajmuje wystukiwanie literek na klawiaturze i zabieram się za to zdecydowanie za późno i kończę, publikując zdecydowanie później niż bym chciała. Ale samo pisanie idzie mi coraz lepiej, a to plus, bo miałam nawet problemy, żeby zabrać się i za to. Regularność to jednak klucz do sukcesu i niedługo nastukam tysiąc wpisów na zapas. Bo pisać mam o czym.


Przechodząc do meritum, dzisiaj o poszczególnych zajęciach, które miałam na czwartym semestrze filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim. 

Opracowanie redakcyjne i estetyka książki
Cały semestr poprawialiśmy kolejne kartki z książek z błędami, które dodał na nie nasz prowadzący. Uczyliśmy się wyostrzać wzrok i zwracać uwagę na różne rozwiązania osób składających książki, a także jeszcze bardziej uczyliśmy się słownika ortograficznego na pamięć.

Tekstologia
Niestety tekstologia tekstów romantycznych i dalej dziewiętnastowiecznych nie jest taka fascynująca jak tekstologia tekstów wcześniejszych. W sumie jedyna ciekawostka jest taka, że jakiś nieuważny redaktor bodajże Lalki nie poprawił błędu polegającego na tym, że powinno być papiery, a było papierosy. A czytelnikowi i tak nie robiłoby różnicy, co by tam było. 
Z tym, że na egzaminie ze specjalizacji mamy do poprawienia fragment tekstu z XIX wieku więc trzeba wiedzieć, że nawet jeśli normalnie wszystkie pochylone e czy a się zmienia, to w pozycji rymowej zostawiamy jak były. Albo żeby ma przykład nie przyszło nam do głowy przypadkiem poprawiać interpunkcji w wierszach Norwida.

 Literatura powszechna XIX.
Plus tych zajęć był taki, że lektury były krótkie, a zajęcia co dwa tygodnie. Ale więcej z literatury powszechnej z tego wieku przeczytałam i dowiedziałam się będąc w liceum - na przykład okazało się, że moje spostrzeżenia dotyczące Pani Bovary poczynione wtedy były całkiem trafne i słuszne.

Pozytywizm. Ćwiczenia i wykład. 
Niestety większość prowadzących jest stronnicza i jest prusologami. A ja jestem team Sienkiewicz, zdecydowana mniejszość. Ale, co ciekawsze okazało się, że Nad Niemnem to lektura, której nie przebrnę, chociaż uczciwie próbowałam. Pozytywizm ogólnie podobny jest w swojej ciekawości do oświecenia, tylko ma trochę więcej znanych nazwisk i na nich można oprzeć swoją naukę do egzaminu.
A na wykładzie dowiedziałam się, to tak jeszcze w związku z literaturą powszechną, że będąc w liceum byłam na dobrej literackiej drodze, aby zostać młodym pozytywistą. Otóż ci młodzi przyszli czołowi przedstawicie tej epoki, czytali: Nędzników, powieści Dickensa czy Tołstoja i paru innych autorów, których ja czytałam namiętnie w szkole średniej.

Gramatyka historyczna. Ćwiczenia i wykład. 
Co ciekawe, ostatecznie zarówno z ćwiczeń jak i z egzaminu z gramatyki historycznej miałam lepsze oceny niż z pozytywizmu.  Oraz okazało się, że drugi semestr, który powszechnie, nawet przez prowadząc, uważany jest za trudniejszy, bo dotyczy fleksji, mi szedł dużo lepiej niż pierwszy. Ale to też dlatego, że w każdym tygodniu, prosto po zajęciach sumiennie siadałam do pytań egzaminacyjnych i od razu wpisywałam sobie odpowiedzi. I naprawdę polecam, jeśli studiujecie polonistykę, aby przynajmniej z tego jednego przedmiotu uczyć się systematycznie. Bo sama gramatyka wymaga sporo wysiłku, ale wiele rzeczy, gdy raz się zrozumie/zapamięta zostają na dłużej.

Współczesny język polski: Składnia.
Liczyłam (i trochę się bałam), że w końcu nauczę się wszystkiego o zdaniach przydawkowych, dopełnieniowych, związkach zgody i rządu, ale nie. Nie napiszę, że dalej nic nie umiem, bo to nieprawda, a same ćwiczenia nie były straszne i prowadząca zawsze wszystko nam tłumaczyła, nawet po 5 razy, ale doszły do tego nowe gramatyczne zagadnienia oraz okazało się, że nie może być tylko jeden słuszny podział zdań więc inni językoznawcy wymyślili sobie swoje. Nie żeby były jaśniejsze niż ten, którego uczymy się w szkołach.

Literatura współczesna.
Szymborska, Herbert, Różewicz, a ja wstawałam na te zajęcia na 8, chociaż prowadzący nie sprawdzał obecności, ale to taki fenomenalny człowiek  (osobiście uważam, że na uczelni trochę się marnuje, bo byłby świetnym aktorem), że było warto. A wiersze, jak wiersze. Na razie (na szczęście) nie rozmawialiśmy za bardzo o prądach i filozofiach towarzyszących współczesnym literatom.

Stylistyka, część literaturoznawcza.  
To były takie zajęcia, na których pani mi powiedziała: "ja wiem, że pani ma taki styl pisania - długie, złożone (=skomplikowane) zdania, ale jak pani chce mieć wyższą ocenę to musi je pani zmienić". Problem jest taki, że moje zdania faktycznie są długie, ale nie są niepoprawnie zbudowane. W większości. Problem jest taki, że pani nie potrafiła załapać, że w zdaniu po cytacie odnoszę się do zdania wprowadzającego do cytatu. Oraz powiedziała mi, że za dużo oczekuję od czytelnika. To też wiem, bo niestety, nawet na blogu piszę, tak jak do osób, które wiedzą o czym piszę/widziały/czytały to, co recenzuję, ale praca zaliczeniowa to był esej. Taki bardzo zgodny z definicją eseju, to znaczy zakładający, że jego czytelnik nie jest przeciętnym Kowalskim. A nawet gdyby nie był to esej, to była to praca pisana dla osoby z tytułem doktora. W każdym razie to była bardzo dziwna sytuacja, ale nie tylko ja w takiej byłam, bo kilka osób dostało podobne uwagi do swoich prac. 
Co do samych zajęć, to tak naprawdę nic na nich nie robiliśmy. Coś omawialiśmy, a potem mieliśmy wysłać jakieś małe pracki mailem. Z czego nic nie wynikało, bo ocena końcowa to była ocena ze wspominanego eseju. 

O polskim w tym semestrze to wszystko. Przypominam, że jeśli macie pytania to z chęcią na nie odpowiem, bo planuję jeszcze wpisy o całych 3 latach zarządzania instytucjami artystycznymi, coś o pisaniu licencjatu i obronie oraz wpis o 2 latach studiowania 2 kierunków. Więc śmiało piszcie, jeśli coś Was nurtuje. 

Trzymajcie się, M

2 komentarze:

  1. Ja się właśnie na studia wybieram - i też mam zamiar męczyć dwa kierunki równocześnie. Oczywiście, jeśli się dostanę na studia międzywydziałowe, a to nie takie łatwe, bo dużo chętnych. A jak się nie uda, to zostaje mi tylko filologia polska, też pięknie! Jesteś na edytorstwie, prawda? Bardzo trudno zdzierżyć dwa kierunki na raz, czy zostanie mi jeszcze jakieś życie osobiste? xD
    Szanuję fanów Prusa, bo się do nich dumnie zaliczam (ale do tytułu prusologa to mi daleko), ale Sienkiewicza również kocham całym serduszkiem! I też zawsze byłam w mniejszości - nie rozumiem, dlaczego tylu ludzi nie rozumie jego geniuszu...
    Ballady Bezludne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że nie zostanie niestety. A na pewno będzie z nim bardzo trudno, ale dwa kierunki to świetny sposób na opanowanie zarządzania czasem ;)

      Usuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3