środa, 24 października 2018

Daily Blog - Życie codzienne studentki filologii polskiej - środa

Hello!
Wczoraj wydawało mi się, że o wszystkim napisałam, ale nie oczywiście o czymś zapomniałam. To tradycja, prawie jak to, że studiowanie uwaga, uwaga bardzo często jest nudne. Albo może nie tyle nudne, co mało sensacyjne. 


Jak wczoraj wspominałam, dziś zaczynałam zajęcia o 13.15, a żeby na nie zdążyć musiałam wyjść z akademika o 12.11. Chyba czas jednak zacząć myśleć o przerzuceniu się na eskaemki. W każdym razie rano czytałam rzeczy, których nie zdążyłam przeczytać wieczorem. I na tym zleciał mi cały poranek a wstałam o 8. Miałam plan, aby jeszcze poczytać w tramwaju, bo oczywiście okazało się, że artykuł na zajęcia to nie był artykuł tylko rozdział z opracowania i nie miałam już czasu doczytać samej książki, ale o tym zapomniałam. Dosłownie przypomniało mi się, że miałam czytać, gdy byłam na przystanku Galeria Bałtycka. Chyba radio mnie tak pochłonęło. 

Moje pierwsze zajęcia to były ćwiczenia z Młodej Polski. Na których miałam referat ze wstępu do Wspomnień Szukiewicza, a który to wstęp był napisany przez profesora, z którym mam zajęcia. Co jest ciekawostką, nie meritum sprawy. Gdyż, jeśli studiujecie polonistykę bądź interesujecie się książkami, to wiecie, że istnieje coś takiego jak seria wydawnicza Biblioteka Narodowa, której wydania opatrzone są wstępami pisanymi przez wybitnych specjalistów. I poloniści czerpią wiedzę o danych dziełach nie z treści tych dzieł, a właśnie z tych wstępów. Nie zliczyłabym przypadków, gdy sama tylko czytałam wstęp i robiłam z niego notatki, a nie czytałam samego dzieła. W każdym razie pan profesor wpadł na pomysł, że każdy dostanie jeden wstęp do opracowania na ćwiczenia w ramach referatu potrzebnego do ich zaliczenia. Co odejmuje nam bardzo dużo pracy. A ja miałam jeszcze ten plus, że Wspomnienia to nie była BN-ka tylko takie po prostu wydanie krytyczne i wstęp nie był zbyt długi. Notabene same wspomnienia są pełne ciekawostek obyczajowych z tego okresu. Taki przykład podsumowujący - jak to przełożył na współczesny język kolega na zajęciach: "Gabriela Zapolska topless przeszła z fotela na sofę". 

Drugie natomiast to literatura powszechna  XX i XXI. I tu miałam prezentację, ale tym razem z koleżankami. Podobno wyszła nam całkiem zgrabnie. W przeciwieństwie do dyskusji o W poszukiwaniu straconego czasu, bo odzywało się tylko kilka (chyba dokładnie 3 osoby). Ja nie, chociaż to wszystko przeczytałam, ale jakoś nie czułam się na siłach do wysiłku intelektualnego po tych dwóch prezentacjach. Po zajęciach poszłam do biblioteki. Miałam upatrzoną książkę, ale gdy po nią poszłam, to jej nie było. Ktoś zwinął mi ją sprzed nosa. Na szczęście znalazłam inną. Ale a'propos biblioteki. Kocham to miejsce bardzo i czasami tylko głód potrafi mnie z niej wyciągnąć. Dziś i tak spędziłam tylko około 40 minut.

Do pisania dzisiejszego wpisu zebrałam się bardzo późno, bo w trakcie pierwszych zajęć okazało się, że 31 października to jednak dzień rektorski i musiałam pozmieniać bilety. Przy czym okazało się, że zrobiłam interes, bo zwróciłam jeden za 46 zł, a kupiłam na dzień wcześniej za 11. Już wiem, gdzie od teraz kupować bilety i rozważam zamianę także powrotnego. Po czym zjadłam kolację i nagle było bardzo późno. A ja mam nie tylko wpis do napisania, ale także do zrobienia i przemyślenia pracki na jutro. A zaczynam zajęcia o 8 więc wstaję o 6. 

I to, o czym zapomniałam wczoraj: dwa tygodnie temu na wykładzie z teorii literatury odbył się próbny alarm pożarowy. I to taki, że nawet naprawdę przyjechała straż pożarna. Ale jak studenci zareagowali na fakt, że trzeba wyjść z auli? "A musimy?", "A nie moglibyśmy zostać?", "Zamknijmy drzwi i udawajmy, że nas tu nie ma", "Po co mamy wychodzić'. Tak bardzo nie chcieliśmy przerwać wykładu. I to taka różnica pomiędzy uczniami a studentami. 

Do jutra, M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3