Po intensywnym tygodniu (który w sumie udał się i gorzej, i lepiej niż się spodziewałam), czas nadrobić trzeci odcinek Doctora Who.
Po pierwsze najłatwiej mnie przekonać do odcinków dziejących się w przeszłości, choć wolę te z trochę dalszej niż połowa poprzedniego wieku. Ale poza tymi historycznymi najłatwiej mnie kupić i dzięki temu Rosa od razu miała punkt więcej od dwóch poprzednich epizodów. Po drugie odcinek nie pozwala widzowi czuć się głupio. Na szczęście, co prawda w odrobinę łopatologiczny sposób, wyjaśnia kim była Rosa Parks. I nie ma się poczucia, że jak się nie wiedziało wcześniej to wstyd. Ale jednak działa to tak, że w tym momencie mam otwartą jej stronę na Wikipedii i będę się dokształcać. Ten odcinek jest bardzo inspirujący na wielu poziomach. Możecie zrobić to samo przed obejrzeniem, ale tyle informacji, ile powinniście posiadać, aby zrozumieć fabułę odcinka, pokazuje sam odcinek więc nie jest to konieczne. Oraz, dla jasności, akcja tego odcinka toczy się w USA, natomiast sam serial jest z Wielkiej Brytanii.
Ten odcinek jest nie tylko niewątpliwą lekcją historii, ale także tolerancji. To znaczy im jestem starsza i więcej wiem o tym, jak były traktowane czarnoskóre osoby w USA tym bardziej jestem tym przerażona, ale także tym bardziej uświadamiam sobie jak wielu aspektów związanych z szeroko pojętą kulturą Stanów Zjednoczonych nigdy nie zrozumiem, bo moja perspektywa patrzenia na pewne zjawiska jest zupełnie różna. W każdym razie, gdy czarnoskóry towarzysz Doktor Ray zostaje uderzony to boli mnie to razem z nim.
Nowe odcinki Doctora Who są odrobinę prostsze od odcinków, które pojawiały się w poprzedniej serii, ale Rosa udowadnia, że nie Doktor nie rezygnuje z podejmowania trudnych i nieprzyjemnych decyzji, aby historia mogła się potoczyć tak jak powinna. I wciąga do tego swoich towarzyszy, którzy muszą przeżywać, że byli częścią sytuacji historycznej, której częścią być może wcale być nie chcieli, a przynajmniej nie w taki sposób, w jaki ostatecznie byli. W każdym razie na końcu tego odcinak autentycznie się wzruszyłam, bo choć z jednej strony był nieco przygodowy (bardziej za sprawą muzyki niż tego, jak bardzo nie wyszła postać, która miała być zła w tym odcinku), był teś odpowiednio przejmujący.
A Trzynasta Doktor będzie chyba moim ulubionym Doktorem zaraz po Dziesiątym. Naprawdę to jedna z najlepszych decyzji castingowych, jakie podjęto w tym serialu. Plus chyba faktycznie jest pewna hierarchia towarzyszy, gdyż zdecydowanie Doctor ma najlepszą chemię z Bradleyem (żarty o Banksym i Jobsie naprawdę były zabawne) natomiast Yasmin i Ryan mają chemię między sobą.
Ten odcinek przekonał mnie zdecydowanie bardziej niż dwa poprzednie i z niecierpliwością czekam na czwarty. Plus, jeśli też czekacie i nie wiecie co obejrzeć w międzyczasie, a nie widzieliście "Ukrytych działań" to idźcie oglądać "Ukryte działania".
Pozdrawiam, M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3