poniedziałek, 8 października 2018

Gdy zemsta, polityka i love się mieszają - Mr. Sunshine

Hello!
Gdyby nie to, że tytuł "Z historią niestety nie wygrasz" nadałam recenzji dramy Scarlet to dzisiejszy wpis miałby tytuł "Z historią nie wygrasz", bo pasuje idealnie. Jednak ten wpis zaczęłam pisać już po kilku odcinkach i nie będę go zmieniała, bo w 3 słowach oddaje całą ideę dramy. Choć mogłabym je zmienić na gun, glory i sad ending, wyrażenia, które wspomina Eugene w ostatnim odcinku, a które mogą odpowiadać i moim określeniom.


Zarysowanie początku dramy jednocześnie jest i nie jest łatwe. Mr. Sunshine wysoki próg wejścia. Obejrzenie pierwszego odcinka jest autentycznie trudne, bo klimat jest bardzo ciężki, rzecz dzieje się na początku XX wieku, przydałoby się więc mieć pojęcie o historii Korei z tego czasu, a jest to sprawa skomplikowana i wymagająca uwagi (po pierwszym odcinku pojawiły się w internecie głosy, że fabuła przeinacza fakty, a jest to o tyle istotne, że to drama niby historyczna, ale w świadomości historycznej państwa sto lat wstecz to niewiele, i o ile dostosowywanie dworów królewskich, cesarskich sprzed 500 czy więcej lat jest dopuszczane, to relacje koreańsko-amerykańsko-japońskie z początku XX wieku to delikatny temat; w każdym razie podobnie jak dramy opowiadające o ludziach sprzed 500 lat, tak i tę ciężko jednak uznać za jakiekolwiek źródło wiedzy historycznej, od tego są książki).
Później dodano planszę wyjaśniającą, że postaci i organizacje to fikcja, ale czytałam też, że scenarzyści czy producenci musieli zmienić pewne szczegóły dotyczące postaci, która, jestem pewna, że w którymś z pierwszych odcinków powiedziała, że jest szefem yakuzy.

Mr. Sunshine jak na dramę ma bardzo wolne tempo i dzieje się tam niewiele, a i tak czasami trudno nadążyć. Na poziomie intrygi, powiązań, związków między postaciami jest dość skomplikowana. Plus kwestia tego kto jest dobrym, a kto złym bohaterem wcale nie jest taka prosta. I to już od podstawowego punktu wyjścia - to znaczy główna bohaterka jest koreańską szlachcianką z wielką miłością do swojego kraju, a główny bohater w Korei był niewolnikiem, a ludzie pokroju rodziny głównej bohaterki (ba, dokładniej to dziadek i rodzice jej narzeczonego) zabili mu rodziców i spowodowali, że musiał uciekać z Korei. Ogólnie polecałabym wziąć kartkę i długopis i robić sobie notatki z drzew genealogicznych i tego, kto jest kim, dla kogo.


Także dlatego, że tych bohaterów trochę jest. I na dodatek trudno określić, na którym dokładnie oni są planie. Powiedziałabym, że mamy bardzo bogaty taki pół plan. Bardzo wyraźny plan pierwszy skupiony oczywiście wokół głównych bohaterów, którzy jednak otoczeni są dość dużą ilością postaci, które, no właśnie, ciężko gdzieś dokładnie umieścić, a które są przyjaciółmi pary głównych bohaterów. Poza tym mamy właścicielkę hotelu, która jest jedną z najciekawszych postaci w całym serialu oraz szefa yakuzy, który powinien być straszny, a często wychodził zabawny, bo momentami traktował sam siebie za poważnie.Podsumowując na pewno Eugene Choi - główny bohater, Go Ae Shin - główna bohaterka, ich losy wyjaśniłam w akapicie wyżej, Goo Dong Mae - Koreańczyk, który ma trochę podobną historią jak Eugene, ale uciekł do Japonii, po czym wrócił i dowodził grupą związaną z yakuzą, Kudo Hina / Lee Yang Hwa - właścicielka hotelu. Oraz Kim Hee Sung narzeczony Ae Shin, którego relacje z Eugenem przypominają te, które miał Grim Reaper z Goblinem w dramie Goblin. Poza tym oni wszyscy są tacy piękni.


Z czasem oczywiście da się to wszystko ogarnąć, a wysiłek włożony w zrozumienie początku daje efekty, bo sprawia, że widz ma poczucie bliskości z bohaterami. Którzy niejako także odpłacają się wysiłkiem - niejedno przechodzą, podejmują decyzje, mają mniejsze lub większe dylematy moralne i oczywiście ciekawe relacje pomiędzy sobą. Cały skomplikowany system się powoli rozplątuje. A faktem jest, że drama ma czas na pokazanie wielu obszernych i kilku mniejszych, ale wciąż nie małych, wątków i sporej galerii postaci, bo seria ma 24 odcinki, a nie jak to zwykle bywa 16. Im dalej w fabułę tym także wspomnienia z początków się zacierają. Gdyby nie to, że wyżej, to znaczy wcześniej, napisałam, że drama ma wolne tempo ne pamiętałabym o tym, bo z czasem trochę się to zmienia. A ostatni odcinek, który trwa godzinę i pół nawet nie wiem kiedy minął.


Każda postać okazuje się mieć jeszcze bardziej skomplikowane życie osobiste niż początkowo mogłoby się wydawać. Pod tym względem na czoło wysuwa się właściciela hotelu, która jest nawet większym badassem i intrygującą postacią kobiecą niż główna bohaterka. Z innej strony okazuje się, że 3 męskich bohaterów, którzy początkowo trochę ze sobą rywalizują  i nie wiadomo, czy oni tak na poważnie czy nie, a na dodatek są z zupełnie różnych światów, tak różnych, że bardzie by już chyba nie mogli, budują zaskakująco trwałą i zabawną relację.

Zwykle marudzę, że 16 ponad godzinnych odcinków to zdecydowanie za długi czas na trwanie dramy, bo niewielu twórców umie dobrze zbudować dramaturgię odcinka i nie zniszczyć spójności dziwnym montażem. W przypadku Mr. Sunshine cieszyłam się, że drama ma tyle czasu, bo można było pokazać smaczki ważne dla budowania poszczególnych postaci bez uszczerbku dla innych bohaterów i głównej fabuły. I to jest największa zaleta Mr. Sunshine - to jak udało się wyważyć elementy historyczne, to jak zostały włączone w życie osobiste bohaterów, a jednocześnie mają oni też czas i możliwość rozgrywania wewnętrznego smutku i radości w oderwaniu od wiszących nad nimi dat historycznych. Dzięki temu dostajemy wiele i zabawnych, i uroczych scen, jak i takich, które są bardzo emocjonujące na innych płaszczyznach. Chyba nie widziałam do tej pory dramy, w której męski bohater miałby aż tyle do przeżywania i tak często pokazywano by go płaczącego.


Gdy oglądałam większość dramy byłam w domu i trochę opowiadałam o niej mamie i dyskutowałyśmy. Jedna kwestia nie dawała mi spokoju - czy Mr. Sunshine przypadkiem nie spodobał by się w Polsce? To znaczy czy nie można by było normalnie pokazać jej w telewizji. Bo wierzę, że Polacy byliby w stanie utożsamić się z Koreańczykami i okazało by się, że pod pewnymi względami przeżycia historyczne naszych narodów są podobne. Nie jestem historykiem, ale intuicja podpowiada, że nie trzeba być, aby widzieć, że knucie jednych państw przeciwko innym, intrygi i pakty na całym świecie działają podobnie. Do tego jest tam romantyczny wątek romansowy więc myślę, że Polakom mogło by się spodobać. Z drugiej strony jak na pierwszą dramę Mr. Sunshine mogłoby być odrobię za ciężkie.


Gdyby ktoś chciał używać tej dramy jako materiału propagandowego przeciwko Japończykom to droga wolna. Muszę przyznać, że są oni pokazani w tak złym świetle, jak przypuszczam można to było zrobić w dramie telewizyjnej. Do tego stopnia, że jestem pewna, że nawet wielu zagranicznych widzów w czasie oglądania pałało wielką nienawiścią do Japończyków. I się ich bało, chociaż siedzieli bezpiecznie przed ekranami, bo zostali pokazani absolutnie strasznie. 


Co zaskakujące piosenki z Mr. Sunshine nie są tak dobre jak się spodziewałam, że będą. Gdyż w większości są niemożebnie rzewne. Tylko rozrywać koszulę na piersi i ruszać na barykady. Z wyjątkiem może 3. Jednak muzyka w tle miała trochę inny klimat i była nieco radośniejsza niż sam soundtrack. Za to, co jest dość niezwykłe, to precyzja doboru kadrów, budowanie ich znaczenia, ogólna jakość obrazu. Z czasem człowiek się do tych wysokich standardów przyzwyczaja. ale ta drama jest kręcona jak bardzo wysokobudżetowy film historyczny. Mr. Sunshine jest najdroższą dramą i widać to w scenografiach, dekoracjach i strojach, ale i samą tak wysoką jakością ujęć i kadrów, nawet gdyby na budowanie świata przeznaczono mniej pieniędzy, dalej robiłoby to ogromne wrażenie. 


Wyszedł mi tekst bardziej dookoła Mr. Sunshine niż prawdziwa recenzja, ale ogarniecie takiej ilości obejrzanego materiału na przestrzeni dość długiego czasu, nie jest łatwym zadaniem. W skrócie: czy oglądać? Zdecydowanie tak, dla wielbicieli dram to pozycja obowiązkowa, a i oglądający od czasu do czasu powinni ją zobaczyć. Cy naprawdę jest tak dobra? Jest. Przypuszczam, że gdyby obejrzeć wszystko raz jeszcze to mogłoby się okazać, że są tam jakieś dłużyzny czy coś ze scenariuszem jest nie tak, ale w ogólnym rozrachunku, jest tak dobra. Można też spróbować podejść z innej strony i obejrzę tę dramę dla czystej przyjemności estetycznej, bo drugiej takiej się nie znajdzie. Jest piękna, aktorzy i aktorki są piękne i prawdopodobnie, gdyby ktoś patrzył jak to oglądam, widziałby serduszka w moich oczach, bo naprawdę nie można się nie zachwycać tym jak Lee Byung Hun wygląda w mundurze czy Yoo Yeon Seok w kimonie i walczący dwoma mieczami. I plus oraz argument ostateczny: w przeciwieństwie do Goblina czy Descendants of the Sun (notabene druga para aktórw z tej dramy wystąpiła jako rodzice Ae Shin i było to doskonałym pomysłem) jest dostępna na Netflixie. 

LOVE, M


5 komentarzy:

  1. Obejrzałabym ciekawą dramę ale z akcją w obecnych czasach - na opisaną przez ciebie raczej się nie skusze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Okropnie lubię takie klimaty i strasznie podoba mi się zamysł dramy. To, że gra Byung-Hun jeszcze bardziej podsyca moja ciekawosc

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym razem to nie dla mnie, więc spasuję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem w trakcie. Popłynęłam lub jak to się u nas mówi "wpadłam jak śliwka w kompot". Jestem zauroczona tą produkcją. Piękni ludzie, piękne obrazy, emocje, ciekawie zbudowane postacie, relacje, powiązania... w tym wszystkim historia Korei. Aktorzy grają na prawdę świetnie. Niedosypiam bo oglądam w każdej możliwej wolnej chwili. Z jednej strony chce obejrzeć jak najszybciej a z drugiej boję się, ze to się kiedyś skończy. To niesamowite dzięki tej produkcji przeniosłam się w inny świat.

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem wlasnie po tej dramce i mnie za rowno mozyka jak obsada i historia sie bardzo podoba. co z tego zewna? patrzac na to co sie z nimi dzialo, ile rozterek mieli, o milosci swiadczylo jego i jej oddanie czy smierc a ich kontakt cielesny to przytulenie, chcwycenie sie za rece, nie bylo pocoalunkow choc byl moment w wiezieniu gdzie omal sie mu udalo. ale nim ona w ogole cos zrozumiala i ten niesmaczek i zal do tej milosci...ze sad ending niestety sie zdarzyl...

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3