czwartek, 31 sierpnia 2017

Utopieni ("Bride of Water God")

Hello!
Gdy skończyłam oglądać moją pierwszą dramę chciałam więcej. Ale nie za bardzo wiedziałam, czego i jak szukać, aby serial był dobry i nie wpaść na jakąś szmirę. Na szczęście internet okazał się pomocny i okazało się, że wszyscy czekają na "The Bride of Water God". Hype był ogromy i zapowiadało się naprawdę dobrze. Niestety, jak często bywa w takich wypadkach, podekscytowanie było mocno na wyrost. Chociaż sama chciałam obejrzeć tylko w miarę dobrą dramę i podchodziłam do niej bez szczególnych oczekiwań, to ostatecznie długo nie mogłam się zebrać, aby obejrzeć finał, bo wiedziałam, że jak skończę, to będę musiała o niej napisać. 


I nie pomyliłam się, ostatni odcinek jest naprawdę zły (to mało powiedziane, jest fatalny), ale to tylko zwieńczenie wszystkich nieścisłości, dziur i ogólnie realizacji złego scenariusza. "Bride of Habaek" (widziałam chyba 4 wersje tego tytuły po angielsku) jest też zwyczajnie nudne. Momentami niesamowicie. Coraz bardziej zaczynam uważać, że godzinne odcinki. nawet jeśli jest ich 16, to za długo. A na pewno za długo, jeśli wyraźnie widać, które sceny, nawet całe wątki, są prowadzone dla wypełnienia czasu antenowego. Nawet jeśli te zapchajdziury nie są złe, to są zwyczajnie niepotrzebne.


Ale może zanim konkretnie co oprócz tego, że drama jest nudna, nie do końca jej się udało, to o czym ona w ogóle jest. Habaek to bóg wody, król krainy wody i przyszły władca całego królestwa bogów (w kilku pierwszych odcinkach zdarza mu się i to po kilka razy przedstawiać całą tą formułką), który, aby tym władcą zostać, musi udać się na ziemię. Yoon So Ah jest psychiatrą a także potomkinią rodu, którego przeznaczeniem jest służenie bogom, gdy są na ziemi. To do niej oczywiście odnosi się tytuł dramy. Która powinna być ładnym romansem z domieszką fantasy, a jest mało pasjonującym obserwowaniem, jak dwójce bohaterów bardzo długo zajmuje zrozumienie, co do siebie czują.


Początkowo wydaje się, że główna bohaterka ma charakter i jest całkiem odważna. Niestety z kolejnymi odcinkami robi się coraz bardziej nijaka i przewidywalna.  Habaek. Był dość zabawny i nieporadny w ludzkim świecie. Na początku nie był też byt miły i przyjemny, przecież to król więc mu się należy. Później się zmienia. Z założenia ma go zmienić relacja z Yoon So Ah. W praktyce ciężko zobaczyć, jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy. Z resztą cała ich relacja jest bardzo chaotyczna.


Zastanawiam się, czy fakt, że aktor grający Habaeka (Nam Joo Hyuk) jest duży wyższy od aktorki grającej So Ah (Shin Se Kyung) nie spowodował, że zamiast wyglądać razem uroczo czy chociaż sprawiać wrażenie, że do siebie pasują, nie czuć między nimi chemii, a aktorzy często wyglądają jakby grali obok siebie nie ze sobą.


Najlepiej, najkonsekwentniej i najlogiczniej poprowadzony jest wątek Shina. To szef ośrodka wypoczynkowego. A także rywal Habaeka o serce głównej bohaterki. W jego przypadku mamy ładnie poprowadzoną relację z So Ah, wyjaśnianą jego przeszłość w odpowiednich porcjach, a do tego wszystkie bieżące sprawy dotyczące jego osoby są pokazane w zaskakująco przemyślany sposób. A to tylko dowód na to, że jeśli scenarzyści się postarają to potrafią zrobić naprawę bardzo dobrą robotę.


Na drugim planie mamy za to bohaterów, którzy mogą przynieść nam emocje, których główna para (ba, nawet kwestia trójkąta nie jest szczególnie fascynująca) nie jest w stanie nam dostarczyć. Początkowo bałam się, że postać Moo Ry będzie zła, a jakoś nie chciałam jej nie lubić. Trochę gorzej było z Bi Ryumem (pojęcia nie mam jak zapisywać i odmieniać ich imiona i nazwiska), który nie tyle jest zły, co ma poważne problemy ze sobą i z tym, że jest nieszczęśliwie zakochany i zachowuje się jak rozpieszczony nastolatek. I Moo Ra, i Bi Ryum to bóstwa i starzy znajomi Habaeka, którzy w świecie ludzi radzą sobie dużo lepiej niż on. I, jak wspominałam na początku, emocje związane z tym, czy Bi Ryumowi w końcu uda się jakoś podbić serce Moo Ry (która zakochana jest w Habaeku, żeby było zabawniej) i przekonać ją, że darzy ją prawdziwym uczuciem, były większe niż, czy Habaekowi i So Ah się ułoży.


Ogromnym plusem tej produkcji jest to jak dobrze się na nią patrzy. To znaczy wszyscy mają cudowne kostiumy. A jeśli nie mogą być piękne i modne, to i tak idealnie pasują do postaci, które je noszą. Pod tym względem to najładniejszy serial, a i chyba nie miałby konkurencji wśród filmów, jaki widziałam. Widzowi mogą umknąć dziury w scenariuszu, jeśli za bardzo zapatrzy się na te eleganckie ubrania.

LOVE, M

3 komentarze:

  1. Też oglądam i jak dla mnie to nawet przyjemna drama. Też nie czuję jakiejś chemii między głównymi bohaterami. Jakoś zostałam przekonana do jej oglądnięcia przez humor albo pogodność pierwszych odcinków. Lubię zwłaszcza scenę z 1 odc z uciekaniem przed dzikiem. Jedna z najlepszych :). Piosenki są przyjemne (najbardziej mi się podoba utwór Kassy). I faktycznie ubrania potrafią odciągnąć od wad.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczęłam oglądać tą dramę tylko i wyłącznie z powodu narastającego hajpu. Niestety, te kilka odcinkow było tak masakryczne, ze odpusciłam sobie seans na dobre. Jeżeli chcesz obejrzec dobrą dramę koreanską to polecam Goblina :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie oglądałam i na razie nie planuję :)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3